TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 09 Września 2025, 02:15
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Koń by się uśmiał w Końskich, a posmutniał na Giewoncie

Koń by się uśmiał w Końskich, a posmutniał na Giewoncie

Muszę się wam do czegoś przyznać. Byłem w Końskich. Naprawdę! Co prawda kilka dni wcześniej i opuściłem to piękne miasto zanim stało się medialnym centrum Polski, ale przecież mogłem poczekać. No i trochę żałuję, że nie „wbiłem” na debatę prezydencką, a trochę nie żałuję, bo to była straszna żenada, że nomen omen koń by się uśmiał. Ktoś powie, że nie powinienem się tym zajmować, bo po co się babrać polityką, a ksiądz to nawet i nie powinien. Nie do końca się zgadzam, bo wcale nie rozumiem, co takiego jest w księdzu, że wszyscy mogą się znać na polityce i o niej dyskutować, a ksiądz nie. Dlaczego? Z ust mi śmierdzi, czy coś takiego? No bo innych wytłumaczeń nie widzę. Ale nawet jeślibym się zgadzał, że ksiądz nie powinien mówić o polityce (a się nie zgadzam, bo polityka to troska o dobro wspólne i nie widzę powodu, dlaczego akurat ksiądz ma się o nie nie troszczyć), to w przypadku debaty w Końskich mówimy o jakimś kabarecie, a nie o polityce, więc czemu nie? No chyba, że o kabarecie też nie wolno mi gadać…

Zobaczmy elementy kabaretu w powyższym wydarzeniu. Rzecz pierwsza: otóż telewizja publiczna, fakt że w likwidacji (swoją drogą długo ta likwidacja trwa i sporo kosztuje) organizuje nie debatę wszystkich kandydatów, ale polityczne wydarzenie jednego z kandydatów, sami wiecie którego, a tenże wzywa w szranki jednego wybranego kontrkandydata. I to już jest, niezły cymesik… No chyba że telewizja publiczna w likwidacji przestaje być publiczną… Podobnie jak demokracja ludowa, albo demokracja walcząca (warcząca) przestaje de facto być demokracją. Nie wiem, czy ja już tutaj to cytowałem, ale nawet jeśli, to warto przypominać i gdzieś na tablicach kamiennych wyryć prawdę ujawnioną przez prokurator Wrzosek, która tak się wypowiedziała o działaniach swojego szefa (często bezprawnych - dopisek PzeW): „Z całym szacunkiem dla pana ministra Adama Bodnara, wydaje mi się, że jest on idealnym kandydatem na czasy spokoju, a mamy teraz czasy, jeżeli użyć terminologii wojskowej, powojenne. Mam wrażenie, że z uwagi na to, iż jesteśmy w okresie przejściowym, konieczne jest podjęcie zdecydowanych i konkretnych działań, często takich, które będą niepopularne politycznie, które nie będą się opłacać, które na osobę podejmującą takie działania ściągną nawet ostracyzm środowiska prawniczego”. A jakie to działania mogą ściągnąć na kogoś ostracyzm środowiska prawniczego, jak myślicie? Bezprawne! I do tego zachęcała pani prokurator! Bo demokrację mamy teraz walczącą! Ale to tylko dygresja. Wracamy do tematu telewizji w likwidacji. 

Do „debaty”, do której pan Rafał (gospodarz programu - nie bójmy się tego słowa) wezwał jednego tylko rywala, czyli pana Karola, wprosił się „ma chama” koalicjant pana Rafała, który od wielu miesięcy robi kabaret z naszego parlamentu, czyli pan Szymon. W związku z tym na chybcika zaproszono również innych kandydatów, w tym pana Stanowskiego z Kanału Zero (startującego hmmm… dla jaj?), który tak opowiedział swoje wrażenia: „Wstałem w piątek skoro świt, miałem długą rozprawę sądową, podczas której byłem maglowany przez prawie dwie godziny. Tak jak stałem, w pośpiechu, nawet bez żadnej ciepłej kurtki, ruszyłem do Końskich – czego w ogóle tego dnia nie planowałem. Po drodze nawet nie miałem czasu zatrzymać się, żeby coś zjeść, a tego dnia nie zdążyłem nawet zjeść śniadania. Patrzę – przy trasie KFC, może wezmę kanapkę i zjem prowadząc (no, wiem, wykroczenie), ale szybka refleksja, że jak mi skapnie sos to wystąpię z tłustą plamą, więc nie ma co ryzykować. Na rynku w Końskich kupuję na szybko frytki w pierwszym lepszym lokalu. Zmarznięty po debacie na rynku, po upokarzającej przepychance, żeby dostać się do sali gimnastycznej (debata TVP), nagle jestem wśród debatujących. Nie znam zasad tej debaty, nie mam nawet kartki papieru (urwał mi kawałek kartki jeden z kontrkandydatów, dziękuję), pożyczam od obsługi technicznej długopis. Nie mam zrobionego make-upu, tylko lekki puder na szybko, dlatego potem świecę się jak psu jaja. Nie ma grzebienia. Jakubiak wchodzi na salę na minutę przed startem. Tymczasem obok mnie stoi wypacynkowany Rafał Trzaskowski, który ma plik zapisanych kartek z notatkami. Stoi, ale dopiero co siedział w specjalnym pokoiku, gdzie – jak czytam – do debaty przygotowywała go pani psycholog”. Pan Stanowski opowiedział o tym, kiedy usłyszał komentarze, że pan Rafał słabo wypadł, bo był „nierozgrzany” ;) I pomyśleć, że tak się bawią chłopaki, spośród których wyłonimy przyszłego prezydenta Polski…

Słabo to wszystko wygląda… i ta praworządność, która przecież miała być wizytówką obecnie rządzących… chociaż zaraz! Muszę się jednak wycofać. Praworządność jednak jest zachowana. I to naprawdę w trudnych warunkach, a jednak jest zachowana! Jest czujność i bezprawiu mówi się zdecydowane NIE! Wyobraźcie sobie, że w 20. rocznicę śmierci św. Jana Pawła II dwóch mężczyzn wniosło na szczyt Giewontu lampy akumulatorowe i rozświetlili słynny krzyż o godz. 21.37. To pewna tradycja, która została zapoczątkowana w roku 2005 i również w tę okrągłą rocznicę spotkała się z uznaniem wielu ludzi, którzy z Zakopanego mogli dostrzec rozświetlony krzyż. Sęk w tym, że obowiązuje zakaz poruszania się po szlakach po zmroku i czujna Straż Tatrzańskiego Parku Narodowego schwytała i ukarała obu mężczyzn mandatami w wysokości 500 zł. I kto tu mówi, że w Polsce prawa się nie stosuje? Redaktor Semka z „Do Rzeczy” dodzwonił się do biura Tatrzańskiego Parku Narodowego i zapytał, dlaczego karać taki symboliczny gest. W odpowiedzi usłyszał, że prawo jest prawem i nie wolno wspierać nielegalnych działań, a kiedy zaproponował, że może sami pracownicy TPN i ich wyspecjalizowany personel mogliby podtrzymać tę piękną choć nielegalną tradycję, odpowiedziano mu, „że krzyż na Giewoncie jest symbolem samym w sobie i nie wymaga podświetlania”. Ciekawe, że ci debile, co zupełnie niepotrzebnie podświetlają na różne kolory i okoliczności taką wieżę Eiffela w Paryżu albo Empire State Building w Nowym Jorku o tym nie wiedzą… Że to są symbole same w sobie i nie potrzebują podświetlenia… A wracając na Giewont, to podobno jeszcze ekolodzy protestują i wskazują na „zanieczyszczanie” światłem… ja pierdziulę, kiedy już się opamiętamy, na bank będzie za późno. 

Pleban ze wsi

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!