TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 25 Lipca 2025, 16:31
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Komu się podoba taka (Euro) wizja?

Komu się podoba taka (Euro) wizja?

Bardzo chciałem wysilić się na oryginalność i napisać cały odcinek pt. „dzisiaj nie będę pisał o”
po czym wymienić całą serię tematów, którymi żyje przestrzeń medialna, z których wszyscy
mają bekę, albo którymi są przerażeni.

No i ja miałem te tematy ostentacyjnie zignorować, a następnie znaleźć kilka o wiele bardziej niszowych i mniej znanych incydentów związanych z nowym, wspaniałym światem liberalno - lewicowej demokracji i was nimi uraczyć. Ale poszedłem po rozum do głowy i doszedłem do wniosku, że to nie byłoby właściwe, bo po co wywlekać na światło dzienne sprawy, o których nasi czytelnicy raczej by się nie dowiedzieli, gdybym ja ich nie przytoczył? Wcześniej uważałem, że warto ostrzegać przed tym, co dzieje się gdzieś w Australii, Kanadzie czy w Niemczech, bo prędzej czy później przyjdzie to i do nas, ale teraz to wszystko mamy już na pierwszych stronach gazet i na prime time w telewizjach i stacjach radiowych, że o internecie nie wspomnę. Nie ma sensu raczyć was „smaczkami”, podczas gdy w pełnym świetle pakują nam schabowego z kością! Chcąc nie chcąc więc zajmiemy się dzisiaj tym, czym zajmują się wszyscy.

Na pierwszy ogień Eurowizja. Jak niegdyś prezydent Clinton przyznał się, że palił trawkę, ale się nie zaciągał, tak i ja muszę się przyznać trochę à rebours, że nie paliłem, ale się zaciągałem. W takim sensie, że nie oglądałem konkursu piosenki Eurowizji, ale niestety nie udało mi się uniknąć poważnego „zaciągnięcia się” treścią tego, co tam się działo z „migawek” w sieci, prasie i komentarzach. Daruję sobie przypominanie, czym miał być ten konkurs, ponoć w dalszym ciągu jedno z najchętniej oglądanych niesportowych wydarzeń międzynarodowych na świecie, a od 2015 roku wpisane do księgi rekordów Guinnessa, jako „najdłużej transmitowany konkurs muzyczny w historii”, warto jednak zastanowić się, czym jest dzisiaj.

Zanim przekażę wam opinie z Polski ,może najpierw zobaczcie jak Eurowizję przyjęto w Italii. Muszę zaznaczyć, że cytuję tu dziennik La Repubblica, który jest odpowiednikiem naszej „Gazety Wyborczej”, żebyście wiedzieli, o jaki profil chodzi. No więc mamy tam entuzjastyczny wręcz tekst pani Silvii Fumaroli zatytułowany: „Pomiędzy queer i diablicami – triumf wolności”, w którym pisze ona tak: „Wolność we wszystkich postaciach. O tak, wolność, każdy jest wolny. Żadne wydarzenie nie pobudza wyobraźni śpiewaków, projektantów kostiumów i choreografów tak, jak konkurs piosenki Eurowizja. Przedstawienie, cyrk, wszystko jest na scenie... Dziewczyna reprezentująca Irlandię, Bambi Thug, coś w rodzaju diablicy, jest trochę onieśmielająca z czymś w rodzaju nietoperza wymazanym na czole i groźnymi rogami, nie wspominając paznokci, którymi można było otwierać puszki z tuńczykiem. Tancerka ma ostre zęby, są naprawdę przerażające i w naturalny sposób wprawiają publiczność w szał”. Dalej mamy opis wszystkich wariactw, które pokazywano na scenie, by zakończyć entuzjastycznym podsumowaniem: „Eurowizja to coraz bardziej szalone, muzyczne i pirotechniczne widowisko, w którym nie ma żadnych granic ani różnic. Triumf queer, radość z kochania kogo chcesz, bycia kim chcesz. Na Eurowizji wszystko jest zawsze możliwe. Świątynia kiczu, która jednoczy świat, ta bezsensowna radość bez granic fruwa w mediach społecznościowych i – co niewiarygodnie biorąc pod uwagę mroczne czasy – jest naprawdę zaraźliwa”.

Wow! Naprawdę coś wspaniałego! W sumie to może by i trzeba machnąć na to ręką, w końcu raz w roku nie takie idiotyzmy się dzieją, ale nie! Bowiem na łamach tego samego dziennika pojawia się później inny tekst, tym razem pióra (klawiatury) pana Gino Castaldo zatytułowany „Eurowizja, oto dlaczego przydałaby się przez cały rok. I to nie jest groźba” w którym autor pisze tak: „Dlaczego nie wyobrazić sobie innych programów, innych chwil, które mogą zainspirować do większej bliskości i zażyłości z innymi obywatelami Europy? Prawda jest taka, że ​​Eurowizji potrzebujemy przez cały rok, ale ujmując to w ten sposób, może zabrzmieć jak groźba. Wyjaśnijmy lepiej. Tak naprawdę potrzebujemy telewizji, która bardziej niż obecnie mówi po europejsku, która od czasu do czasu otwiera okno, przynajmniej przebłysk, abyśmy mogli zobaczyć...” no właśnie te wszystkie diablice i przebierańców. Czyli to nie takie szaleństwo raz do roku, ale coś czego niektórzy, jak choćby redaktorzy włoskiego dziennika, pragną na co dzień, jak kania dżdżu...

No dobrze, wróćmy do Polski. Nie będę wam przytaczał opinii „Gazety Wyborczej”, ale myślę, że warto posłuchać jezuity ks. Dariusza Kowalczyka, który na portalu Opoka napisał: „Konkurs Piosenki Eurowizji jest wydarzeniem nie tyle muzycznym, co raczej polityczno-kulturowym, albo raczej antykulturowym. Kolejne jego edycje są symbolem upadku współczesnej kultury. Obscena, ideologia i pseudo-estetyka trans/gender/LGBT, okultystyczno-satanistyczne odniesienia… I na siłę generowany entuzjazm europejskich mas. Jeśli zaś chodzi o tę misję łączenia, to konkurs od dawna nikogo z nikim nie łączy. Nie jest też – wbrew temu, co się mówi – jakimś areopagiem pluralizmu. Wręcz przeciwnie! Jest on coraz bardziej prymitywnym i bezczelnym rozsadnikiem jedynie słusznych ideologii i mód lewicowo-liberalnego świata. Głosowania na piosenki odzwierciedlą po części show biznesowe gusta głosujących, ale w niektórych przypadkach mówią nam raczej o sympatiach społeczno-politycznych”.

Myślę, że jeśli chodzi o warstwę wizualną, to wiecie lepiej ode mnie co pokazywano na Eurowizji i słowa o. Kowalczyka są w pełni uzasadnione. Natomiast może jeszcze warto pójść głębiej i wsłuchać się na przykład w treść piosenki, która wygrała. Chodzi o utwór szwajcarskiego wykonawcy (bezpieczne słowo, bo nie wiem czy to pan czy pani) Nemo. Oto fragmenty: „Ta historia jest moją prawdą/ Ja, ja poszedłem do piekła i z powrotem/ By znaleźć się na właściwej drodze / Złamałem kod” I jeszcze: „Pozwól, że opowiem ci historię o życiu/ O dobrym i złym, lepiej trzymaj się mocno/ Kto decyduje co jest złe, co jest dobre?/ Wszystko jest równowagą, wszystko jest światłem”. I potem zupełnie pod koniec: „Tam odkryłem, jak przychodzi moje królestwo”. Hmmm... Nie wiem jak wam, ale mi się tutaj wszystko wydaje bardzo czytelną aluzją do treści naszej wiary, tylko że tak... na odwrót. Czy oni jednak nie potrafią sobie coś swojego wymyślić, tylko muszą brać od nas i przewracać do góry nogami? A może po prostu inaczej nie mogą? I to wcale nie jest śmieszne.
Ale coś śmiesznego na koniec. Polskę reprezentowała niejaka Luna. Przed wyjazdem deklarowała, że zadowoliłaby się drugim miejscem. Hmmm. Proszę pani, albo za mało talentu (chociaż ten się chyba nie liczy) albo za mało okultyzmu/ LBGTQ/ bądź innej ideologii.


Pleban ze wsi

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!