Kiedy moje babcie były pięknymi pannami
Miałam szczęście wypytać moje babcie o mnóstwo rzeczy z ich przeszłości. Najpierw spisywałam wszystko w zeszytach, później filmowałam. Historia naszych dziadków to preludium do naszej własnej, więc pytajmy o nią póki czas. Na zachętę opowiem dziś o młodości matek moich rodziców.
Moje babcie, Stanisławę i Genowefę dzieliło 25 lat. Pierwsza mogłaby być matką drugiej. Podobnie rzecz się miała z dziadkami, Józef był starszy od Zdzisława o 24 lata. Stanisława i Józef urodzili się na początku XX wieku, ona w roku 1903, on w 1901. Ich rodzice byli sąsiadami, mieszkali niemal nad samą Wartą. Rodzice dziadka wynajmowali pokoje nauczycielom, którzy przyjeżdżali uczyć dzieci w małej wiejskiej szkole mającej „siedzibę” w prywatnym domu jednego z gospodarzy.
Amerykańskie sukienki
Rodzice babci mieszkali w bajkowo maleńkim domku. Babcia Stasia miała dwójkę młodszego rodzeństwa, które niestety zmarły jako małe dzieci. Wkrótce potem zmarł także jej ojciec. Musiało być im bardzo ciężko, mimo to babcia opowiadała o swoim dzieciństwie jak o wielkiej sielance. M.in. o tym, że ciocia z Ameryki przysyłała im paczki z pięknymi sukienkami i zabawkami. W związku z tym kiedy Stasia podrosła i stała się bywalczynią lokalnych potańcówek, była najpiękniej ubraną panną na zabawie. Wspominała, że nawet lepiej niż jej rówieśnice z bogatych domów. Lubiła szkołę i książki. Chciała zostać pisarką. Opowiadała o nauczycielce, która w tajemnicy uczyła miejscowe dzieci języka polskiego i polskiej historii. Zerkała wówczas co chwilę w okno, by sprawdzić czy żaden żandarm rosyjski nie zbliża się na kontrolę. Takie kontrole nie były bowiem rzadkie. Gdy tylko dostrzegała jego sylwetkę mówiła do uczniów: chowajcie polskie zeszyty i książki, wyciągajcie rosyjskie!
Do szkoły nad Wartą przyjechała pewnego dnia młoda, rosyjska nauczycielka o imieniu Tania. Mimo, że reprezentowała wrogich Polakom zaborców, była tak życzliwa i sympatyczna, że miejscowi pokochali ją jak swoją. A najbardziej pokochała ją Stasia. To ona nauczyła moją babcię pięknych wierszy rosyjskich poetów. Jeden z nich babcia recytowała mi czasem jako bajkę na dobranoc. Mówiła zdanie po rosyjsku i przekładała na polski. Wiersz był historią o małej dziewczynce, która opuszczona przez wszystkich brnęła gwieździstą nocą przez zaśnieżoną okolicę w poszukiwaniu pomocnej ręki. Zwiezdy, to gwiazdy po rosyjsku – tłumaczyła mi babcia – a malieńkaja diewoczka to mała dziewczynka, taka jak ty. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości rosyjscy nauczyciele byli ewakuowani do Rosji.
Nim Tania opuściła wioskę, w której uczyła, Stasia namówiła ją na wizytę w konińskim atelier fotograficznym i w ten sposób w naszych rodzinnych albumach pojawiło się niezwykłej urody sepiowe zdjęcie, które zamieszczam tu jako ilustrację. Stasia zresztą uwielbiała się fotografować. Na najstarszym zachowanym zdjęciu ma 15 lat. Na wielu pozuje też w amerykańskich sukniach, których do zdjęć użyczała także swoim kuzynkom i przyjaciółkom. Jedna z fotografii, zapewne z lat 20, ukazuje cztery młodziutkie kobiety mających na głowach modne fale, na czołach opaski i proste sukienki z obniżonym stanem.
Patefon
Stasia i Józef byli spokrewnieni, więc nie mogli wziąć ślubu bez zgody biskupa. Gdy o nią wystąpili nie wiedzieli, że przyjdzie im czekać aż dziewięć lat. Józef w tym czasie odbył więc służbę wojskową w Słonimiu, a następnie budował słynną linię kolejową Herby-Gdynia. Pewnego dnia przywiózł z miasta patefon i płyty. Kupił je, by zaimponować Stasi. Do maleńkiego domku mojej babci i prababci zbiegła się cała wieś, by zobaczyć to nowoczesne urządzenie. Wkrótce wszyscy usłyszeli piosenkę o czarnych oczach, które mają niezwykłą moc. To o oczach Staśki! – szeptali sąsiedzi między sobą. – Ona ma przecież czarne oczy!
W 1922 roku ciocia z Ameryki zmarła, a jej mąż postanowił wrócić do Polski i ożenić się z Wiktorią, czyli mamą Stasi. Wiktoria zresztą była siostrą jego zmarłej żony. Gdy jednak narzeczony zza oceanu zobaczył piękną Stasię uznał, że to ją wolałby za żonę, mimo, że ta miała przecież narzeczonego. Ale Stasia nie chciała o tym słyszeć. Wyszła za Józefa 25 lutego 1933 roku. W tym samym roku urodziła córeczkę Krystynę (która otrzymała imię po bohaterce jej ulubionej powieści), a 12 lat później przyszedł na świat mój tata.
U żony bauera
W dniu ślubu Stasi i Józefa moja druga babcia, Gienia, obchodziła swoje piąte urodziny. Jej rodzice mieszkali również niedaleko Warty. Gienia lubiła się uczyć, była wyróżniającą się uczennicą. Podobnie zresztą jak jej o dwa lata młodszy brat, który w przyszłości został inżynierem i budował autostrady w Afryce. Niestety ich edukację przerwał gwałtownie wybuch wojny.
W 1941 cała ich rodzina, czyli pradziadkowie i czwórka dzieci, zostali wysiedleni przez Niemców i wywiezieni do Rzeszy na roboty przymusowe. Wtedy też pojawiła się szansa na dalsze kształcenie dzieci, jednak był warunek: ojciec Gieni ma podpisać volkslistę. Niemcy dali mu nawet trochę czasu do namysłu i umieścili dzieci w niemieckiej szkole. Gienia i każde z jej rodzeństwa dostało też po życzliwym opiekunie w osobie dobrych niemieckich uczniów. Opiekunowie zajmowali się nimi, pomagali w nauce niemieckiego itp. Jednak kiedy pradziadek odmówił podpisu, cała czwórka z hukiem została ze szkoły wyrzucona i trójkę starszych dzieci natychmiast wysłano do prac fizycznych. Gienia pomagała w prowadzeniu domu żonie bauera.
Trauma Buchenwaldu
W 1945 roku wioska, w której pracowali została wyzwolona przez Amerykanów, nim jednak do tego doszło Niemcy aresztowali ojca babci i jej starszego brata. Obaj trafili do marszu śmierci. Pozostała na miejscu rodzina była tak zrozpaczona, że kiedy ogłaszano alarmy bombowe, żadne z nich nie schodziło do schronu. Dzięki Bogu pradziadek i wuj uciekli z marszu. Wuj był jednak tak wyczerpany, że pradziadek musiał całą drogę nieść go na plecach. Amerykanie postanowili przetransportować wyzwolonych przesiedleńców do obozów w Bawarii, po drodze jednak umieścili ich na kilka tygodni na terenie KL Buchenwald w mieszkaniach strażników obozowych. 17-letnia Gienia razem z braćmi postanowiła pójść do obozu i zobaczyć go na własne oczy.
Rzecz działa się zaraz po wyzwoleniu więc w obozie wciąż pozostawało wielu byłych więźniów, którzy pełnili teraz funkcje przewodników, świadków zbrodni itp. Babcia nigdy nie chciała opowiadać o tym, co tam zobaczyła. - Kiedy stamtąd wróciłam do mieszkania, w którym przebywaliśmy ciężko się rozchorowałam – zdradziła mi. Kilka lat temu wyznała, że widziała przedmioty wyrabiane z ludzkiej skóry na polecenie Elsy Koch, niesławnej żony komendanta. Była też świadkiem jak młody mężczyzna, który nie wiedział wcześniej o tym, iż jego ojciec trafił do obozu i tutaj zginął, zobaczył puszkę z jego prochami i w reakcji na to momentalnie osiwiał.
Gimnazjalistka z Murnau
Przez kolejny rok babcia z rodziną mieszkała w małym miasteczku Peissenberg w Bawarii. Cała szóstka szykowała się do wyjazdu do USA, nie chcieli wracać do komunistycznej Polski. Jednak w ostatniej chwili pradziadek zmienił zdanie. Babcia przez okres pobytu w Peissenbergu dojeżdżała do „prowizorycznego” gimnazjum w Murnau, gdzie nauczycielami byli w większości polscy oficerowie z tamtejszego oflagu. W tym m.in. Stanisław Leśniowski, zięć gen. Sikorskiego.
Mama mojej mamy przywiozła z Bawarii sporo zdjęć. Wiele z nich to zdjęcia z polsko-amerykańskich ślubów. Młodziutka Gienia ma na nich modną wówczas fryzurę „na garnek”, suknie z tafty i nawet etolę z lisa! W Bawarii babcia odkryła też swoje powołanie zawodowe. Przez to, że była wychowawczynią/opiekunką grupy dzieci zdecydowała, że będzie nauczycielką. Gienia i jej bracia przyjaźnili się z Jerzykiem Kubackim z Kalisza. Po wojnie próbowali go odnaleźć, ale nie zdołali. Zamieszczam tu jego zdjęcie, może ktoś z Czytelników go rozpozna?
Tekst Aleksandra Polewska – Wianecka
Zdjęcie archiwum autora: Stasia Polewska z Tanią. Po prawej: Gienia Nawrocka pierwsza z lewej
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!