Łatwo poddaje się zmianom nastroju. Często ucieka i sprawia wrażenie podręcznikowego outsidera. W jej oczach dynamiczna wymiana zdań wygląda jak zażarta wymiana ognia, a drobne niepowodzenia traktuje w kategorii plamy na honorze.
Według najnowszego raportu firmy analitycznej DFC Intelligence gracze stanowią około 40% populacji światowej. Mówimy tu o około trzech miliardach osób. Najwięcej graczy znajduje się w Azji (ok. 1,5 mld). Na drugim miejscu znalazła się grupa EMEA, czyli Europa, Bliski Wschód i Afryka z wynikiem 569 milionów graczy. Nikt nie może zaprzeczyć, że gry mają realny wpływ na społeczeństwo. Czy to dobrze?
No i co, stało się. W końcu masz te swoje naście czy dwadzieścia lat. Może nawet słyszysz czasem, że „pora się wziąć za życie”.
Jest człowiekiem, ale co odróżnia ją od mężczyzny, poza budową anatomiczną? Jest żoną, matką, partnerką, córką, siostrą, pracownicą, prezeską... Jak określić kobietę?
Wizyty u modystek się skończyły. Sama profesja również zresztą przeminęła, może nie z wiatrem, ale przynajmniej jak wczorajszy dzień. A katalogi mody przetrwały. Trochę im się ewoluowało, jednak „Vogue” czy „Elle” zna dzisiaj chyba każdy.
„– Dowiodę, że Atlantyda istnieje!”, krzyczy Milo Tchatch, bohater animacji dobrze znanej przedstawicielom mojego pokolenia. Ale tej „Chimery” pewnie nie czytał. Chyba że od ogona do pyska... zaraz, co?
Od 9 lat korzystam z portalu społecznościowego. Jest dla mnie skrótem do nawiązania kontaktu z osobami z różnych krańców Polski i świata, a przez jakiś czas był nawet pomocą w rozwijaniu biznesu. Nie ukrywam, że przyszedł moment, gdy zaczęłam tam zaglądać codziennie. Przecież nie ma w tym nic złego...?
Co otrzymamy w wyniku syntezy puzonu, trąbki, pianina i innych saksofonów? Obym nie musiała tłumaczyć się z tego przed trybunałem Black Lives Matter, ale podpowiem, że tym razem to nie Nowy Orlean. Tu chodzi o jazz.
Żyjemy w czasach, w których dość łatwo rzuca się na prawo i lewo pojęciami „z górnej półki”. Bardzo szybko coś staje się „tradycją”, nietrudno też stać się „wspaniałym”.
Październik jeszcze przez wiele lat będzie kojarzył mi się z rozpoczęciem roku akademickiego. Miałam 19 lat, dziwną fryzurę i zupełnie nie wiedziałam, co czeka mnie na wymarzonych studiach. Były wymarzone, ale ekscytacja mieszała się ze strachem. Jedynaczka z dala od rodziny i najbliższych znajomych. Wtedy w zasadzie bardzo pomogłaby mi zaprzyjaźniona osoba, ale takiej niestety nie miałam.
Ona nie wierzy w wenę. Za to hojnie udziela wywiadów. Potrafi malować słowami niezwykłe pejzaże na płótnie historycznych faktów.
Nadszedł wrzesień - uczniowie wrócili do szkół nie tylko po wakacjach letnich, lecz przede wszystkim po przerwie spowodowanej światową epidemią, związanej z izolacją i nauką w domach.
Żyjemy w czasach, w których dość łatwo rzuca się na prawo i lewo pojęciami „z górnej półki”. Bardzo szybko coś staje się „tradycją”, nietrudno też stać się „wspaniałym”. By zostać „bohaterem”, chociażby we własnym domu, wystarczy umieć posługiwać się wiertarką. Jakiś czas temu dowiedziałam się, że zostaje się herosem, jeśli w ramach pielgrzymki sztafetowej przejdzie się 50 km. Chwała i sława.
„Światowe” megahity mają u mnie jeden poważny minus. Świecą oryginalnością podobną do zaskoczenia na widok Tomasza Karolaka czy Małgorzaty Sochy w kolejnej polskiej komedii. Ten, komu już się to nieco przejadło, rzuci łaskawszym okiem na produkcje z drugiej, trzeciej czy siódmej strony barykady – nawet niszowe.
Scenariusz jest prosty – chcemy pieska. Wyprawka skompletowana, zapas karmy już czeka, no to co, to jedziemy po szczeniaczka. Radości i mokrym plamom w całym domu nie ma końca. Bezbronne buty padają ofiarą wesołych ząbków, a weterynarz to teraz nasze nowe ulubione słowo. Mała kulka rośnie w oczach. I bardzo szybko staje się dorosła.
Nie zostanę zbawiona. Serio. Im więcej czytam różnych natchnionych wypowiedzi, natchnionych osób, utwierdzam się w tym przekonaniu. Nie ma przebacz. Lista przewin jest zbyt długa. Bóg pewnego celebryty, prawie polityka nie zbawi mnie za jedzenie mięsa.
Przyszedł na świat w Szwajcarii, ale swoje życie związał z Francją. Niedługo minie 15 lat od śmierci Rogera Schütza-Marsauche’a, znanego jako brat Roger.
Człowiek XXI wieku myśli o pigułkach i miniaturach, chce, aby wszystko było zawarte w małym pakiecie. Czasem to bardzo dobrze, bo wynalazki są lekkie i praktyczne, ale czasem to bardzo źle, bo stajemy się „narkomanami”.
Współczesny świat proponuje nam coraz więcej „cudownych” rozwiązań wszelkich trudności. Technologia ma coraz bardziej zwalniać nas z myślenia, wszelkiej maści leki i preparaty mają przywracać nam pełnię zdrowia w ułamku sekundy. Wszystko ma być załatwiane szybko i skutecznie. Trud? Wyrzeczenia? Walka? Cierpliwość? To przeżytek. Ciężka praca jest dla naiwnych.
Przyjęło się, że w Kościele maj jest miesiącem maryjnym. A przyjęło się to już w wiekach XIII i XIV, chociaż w prawosławiu majowa modlitwa poświęcona Matce Bożej i przeżywana przy figurach i kapliczkach znana jest już od V wieku. Z kolei Dzień Matki, który jak wszyscy doskonale wiedzą, także świętujemy w maju, obchodzony jest w Polsce od 1914 roku. Przypadek? Nie sądzę.