TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 21 Sierpnia 2025, 14:49
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Karol w Krakowie (1)

Karol w Krakowie (1)

Mała, złożona na pół karteczka dyskretnie wędrowała z rąk do rąk, a w oczach podających ją sobie studentów błyskały figlarne iskierki. Adresatem liściku był młodzieniec skupiony na słuchaniu wykładu i notowaniu najważniejszych tez wygłaszanych przez profesora. To do ciebie - jeden z siedzących obok kolegów poklepał go po ramieniu i podsunął fiszkę. Chwilę później oczom pilnego studenta ukazała się utrwalona atramentem rymowanka: „Poznajcie Lolka Wojtyłę - wnet poruszy Ziemi bryłę!”

Lolek, bo to właśnie o nim był ów osobliwy poemat, spojrzał za siebie. W ostatnim rzędzie sali wykładowej chichotali jego koledzy z roku, przyszli poloniści i początkujący literaci, uwielbiający tworzyć rymowane komentarze otaczającej ich rzeczywistości właśnie w trakcie wykładów. Młody Karol Wojtyła, bo to o nim mowa, popatrzył na nich spod oka i popukał się wymownie w czoło. Gest ten, choć miał przypominać kolegom, po co przychodzi się na uczelniane zajęcia, dodatkowo ich tylko rozbawił. Poczucie obowiązku Lolka było wprost proporcjonalne do jego poczucia humoru, podejrzewali więc - i pewnie słusznie - że i jego rozśmieszyła wierszowana przepowiednia. Tyle, że postanowił trzymać fason i udawać, że wykłady to sprawa tak poważna, że w żadnym razie nie wolno robić sobie z nich wygłupów.

Przeprowadzka

Był rok 1939 i prawdopodobnie nikt z owej wesołej gromadki nie przypuszczał, że wkrótce wojna brutalnie przerwie ich beztroskie studia. Nikomu wówczas nie przyszłoby również do głowy, że spisana na świstku żartobliwa przepowiednia będzie w przyszłości cytowana jako - wprawdzie osobliwe - ale jednak spełnione proroctwo. Przyszły wielki papież i święty studiował spokojnie na pierwszym roku polonistyki i nie w głowie mu był ani tron Piotrowy, ani seminarium duchowne, ani tym bardziej marzenia o światowych zlotach chrześcijańskiej młodzieży. Zwłaszcza w Krakowie. Kim był więc Karol Wojtyła, który ponad cztery dekady później stał się inicjatorem Światowych Dni Młodzieży, kiedy jako młodzieniec sam znalazł się w Krakowie? Latem 1938 roku, świeżo upieczony maturzysta Karol wraz ze swoim ojcem przeprowadził się z Wadowic na krakowskie Dębniki, a we wrześniu zapisał na Wydział Filozoficzny Uniwersytetu Jagiellońskiego, do którego wówczas należała polonistyka, by studiować literaturę polską. Kraków skupiał w tym czasie wielu luminarzy polskiej nauki. Uniwersytet Jagielloński, jeden z najstarszych w Europie, chlubił się szeregiem znakomitości z kręgu humanistyki, jak choćby Ignacy Chrzanowski, Stanisław Pigoń czy Stanisław Kot. Wszyscy oni byli związani z polonistyką. Karol rozpoczynał studia na uczelni, której blask płynął nie tylko z bogatej tradycji. Pod koniec lat 30. minionego wieku, krakowska polonistyka uchodziła za najlepszą w kraju.

Bez krawata, z własnym zdaniem

Był rosłym, silnie zbudowanym, choć niezbyt wysokim chłopakiem, o serdecznym, rozbrajającym uśmiechu – pisał po latach jego przyjaciel z okresu studiów Juliusz Kydryński (stryj Marcina Kydryńskiego). – Miał szeroką i raczej okrągłą twarz, gęste ciemnoblond włosy i szaroniebieskie oczy, które często choć zamyślone i poważne, odzwierciedlały jednak radość życia. Nosił czarną marynarkę, szare spodnie i podobnie jak ja, nie znosił krawata”. Lubił siadywać na wykładach w pierwszej ławce, lecz czasem przenosił się do ostatniej, którą zajmowali jego koledzy Hołuj, Kwiatkowski i Żukrowski. Zapamiętano go jako miłego, spokojnego, choć o mocnym i donośnym głosie kolegę, mało przywiązującego wagę do ubioru i chodzącego nawet w drelichu. Emerytura ojca, porucznika Wojtyły, nie wystarczała na wiele. Jego syn nie raz miewał stroje poprzerabiane ze starych wojskowych mundurów. „Karol - pisał Kydryński - przy całym swoim poczuciu humoru, przy niewątpliwym uroku towarzyskim, który sprawiał, że wszyscy z którymi się zetknął musieli go polubić, przy swojej ogromnej koleżeńskości i chętnym włączaniu się w nasze życie studenckie, był przecież, bo to się wyczuwało, o wiele od nas poważniejszy, trochę zamknięty w sobie. Jakby stale rozważający problemy, które nas przerastały”. Były to czasy rozpolitykowane, czasy wielu złych złudzeń i zawstydzających haseł. Stary, słynący z tolerancji Uniwersytet Jagielloński, z trudem bronił się przed antysemityzmem, który tu i ówdzie, zatruwał środowiska akademickie. Prawica żądała segregacji rasowej wśród studentów. Dochodziło do awantur, choć w Krakowie nie były one tak widoczne jak w Warszawie. Karol znany był z tego, że miał własne, zdecydowane poglądy, których zawsze potrafił bronić. Gdy jednej z jego żydowskich koleżanek zaczęły grozić napaści ze strony zwolenników segregacji, roztoczył nad nią opiekę. Niektórych dziwiło to zachowanie. Wojtyła wyrastał bowiem w atmosferze raczej tradycjonalistycznej, gdzie patriotyzm utożsamiano bardzo często z nacjonalizmem.

Latające krzesła

Zachowało się również wspomnienie z egzaminu, który Karol zdawał w czerwcu 1939 roku. Był to egzamin z gramatyki współczesnej, który przeprowadzał słynny ze surowości i nieoczekiwanie gwałtownych reakcji profesor Kazimierz Nitsch. W dniu rzeczonego egzaminu, uczony miał ponoć wyjątkowo zły dzień i nie tylko „dziesiątkował” egzaminowanych, ale rzucał w nich na odchodne różnymi przedmiotami. W tym także krzesłami. Czy takie krzesło poleciało także za Karolem Wojtyłą? Albo nawet w niego trafiło? Nie miało szansy. Karol szczęśliwie otrzymał tamtego feralnego dla kolegów dnia, czwórkę. Generalnie jednak letnia sesja musiała wypaść dobrze, skoro studenci, jeszcze w czerwcu, bawili się na „oblewaniu” pierwszego roku polonistyki. Wypito trochę wina, puszczono patefon i ruszono w tany. Jak podają źródła, wśród tańczących bynajmniej nie zabrakło Karola. Ale studia przyszłego papieża to przede wszystkim pierwsze realizowane marzenia o teatrze i poezji. CDN

tekst Aleksandra Polewska

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!