Józefie na którym krześle siedziałeś?
Dzięki książce „Objawienia św. Józefa”
pióra Aldy Roccalas, która w ubiegłym roku ukazała się w polskim tłumaczeniu, odkrywamy św. Józefa o jakim nigdy nie słyszeliśmy. Rocallas pisze w niej zresztą
nie tylko o objawieniach, ale również o cudach uczynionych za jego pośrednictwem. Oto dwie cudowne historie ze św. Józefem
w roli głównej i przedmiotami codziennego użytku w tle.
Mało kto wie, że żyjąca w średniowieczu św. Katarzyna Bolońska była nie tylko arystokratką, ale również córką profesora, jednego z najstarszych europejskich uniwersytetów. Święta znana jest jako patronka artystów, ale jej cudowne miniatury i rysunki, które zachowały się do dziś znane są wyłącznie garstce zainteresowanych. Katarzyna choć wywodziła się z tak szlachetnego rodu i otrzymała gruntowne wykształcenie, kiedy wstąpiła do zakonu klarysek w Ferrarze, wybrała sobie obowiązki jakie zwykle nakładano na mniszki pochodzące z najniższych warstw społecznych.
Miseczka Katarzyny Bolońskiej
Prała (oczywiście ręcznie), sprzątała, pracowała przy wypiekaniu chleba i pełniła rolę furtianki. I właśnie w okresie, kiedy pracowała na furcie klasztoru, od czasu do czasu pojawiał się przy owej furcie starszy mężczyzna. Katarzyna nie wiedziała kim jest, podejrzewała, że równie dobrze może być pielgrzymem, co i bezdomnym. Kiedy przychodził karmiła go i poiła. Jeden jedyny raz tajemniczy staruszek pojawił się przy furcie w dzień Bożego Narodzenia. Kiedy Święta go powitała i zapytała jak się miewa, odrzekł, że przyszedł, by dać jej prezent. Chwilę później Katarzyna trzymała w dłoniach małą miseczkę, która wyglądała jak gdyby zrobiono ją z półprzezroczystego szkła. - Z tej miseczki moja żona, Maryja, karmiła Jezusa kiedy był mały – powiedział z uśmiechem. Katarzyna zrozumiała wtedy, że owym tajemniczym człowiekiem był sam św. Józef. Chciała mu podziękować, ale nim się spostrzegła zniknął. Święta opowiedziała wszystko klaryskom w swoim klasztorze. Miseczka, którą otrzymała jest przechowywana do dziś w klasztorze klarysek w Ferrarze i wystawiana na widok publiczny w dniu uroczystości św. Józefa – 19 marca. Niestety nigdzie w sieci nie udało mi się odnaleźć najmniejszego choćby zdjęcia tej niezwykłej miseczki. Co jednak nie oznacza, że nie będę szukać go dalej. Ogromnie ciekawi mnie jej wygląd i stwierdzenie, że wygląda jakby wykonano ją z pół przezroczystego szkła. O ile mi wiadomo miseczka nie była poddawana żadnym badaniom, a być może zrobiona jest nie tyle ze szkła, co z przezroczystego kamienia szlachetnego bądź półszlachetnego.
Skąd u mnie takie przypuszczenie? Relikwia kielicha z Ostatniej Wieczerzy, która od wieków czczona jest w Walencji, też przypomina – powiedzmy miseczkę. Jest po prostu czarką i wykonana została z agatu, który miejscami jest także półprzezroczysty. W powszechnej świadomości kielich z Wieczernika był kielichem cieśli, czyli naczyniem bardzo skromnym, prostym. Zrobionym np. z gliny, ale nie z agatu. Tymczasem tradycja mówi, że Trzej Królowie, którzy złożyli pokłon Dzieciątku Jezus obdarowali Go nie tylko złotem, kadzidłem i mirrą, ale także innymi darami. Czarka/kielich z agatu mógł być jednym z nich. Czy miseczka, którą od św. Józefa otrzymała św. Katarzyna Bolońska jest do owej czarki podobna? Dziś tego nie wiem, ale zrobię wszystko by się dowiedzieć i wtedy na pewno o tym napiszę.
Kto zostawił to krzesło na środku?
A oto następna historia. Rzecz działa się w 1881 roku, w Toskanii, w klasztorze San Paolo sióstr klarysek. Rozpoczął się właśnie ósmy dzień miesiąca św. Józefa, tamtego roku wypadał on we wtorek. Siostra Maria Geltruda od Jezusa Nazareńskiego już trzeci rok chorowała na raka. Dokuczały jej straszne bóle, a wizyty lekarzy wprawiały w niepokój. Wspomnianego 8 marca, rano, kiedy jej współsiostry uczestniczyły w Mszy Świętej, ona leżała w łóżku, w infirmerii, czyli w klasztornej izbie dla chorych. Nagle w pomieszczeniu tym pojawił się jakiś mężczyzna. Maria Geltruda była bardzo zaskoczona jego widokiem, bo mężczyzna sam nie mógł wejść do klasztoru. Takie w San Paolo obowiązywały reguły. Zapytała go kim jest, on odparł, że klasztornym stolarzem. Zakonnicy to jakoś nie przekonywało, ale ponieważ tajemniczy gość sprawiał wrażenie niegroźnego nie czuła strachu. Stolarz tymczasem sięgnął po krzesło, przystawił je do jej łóżka i usiadł na nim. - Na co siostra choruje? – zapytał. Mówią, że mam ciężką chorobę i że nic na nią nie można poradzić. Stolarz popatrzył na nią z powagą. - Zaufaj Bogu – powiedział patrząc jej w oczy.
I zaraz potem wstał i wyszedł. Gdy Maria Geltruda rozmawiała z nim, dostrzegła, że miał cudowne oczy „niczym dwie gwiazdy”, a dłonie tak białe i delikatne, że trudno było uwierzyć w to, iż mężczyzna jest stolarzem.
Kiedy poranna Msza Święta w San Paolo dobiegła końca, w infirmerii pojawiła się siostra infirmerka i od razu spojrzała na puste krzesło stojące przy łóżku chorej. Kto zostawił to krzesło na środku? Przecież przed Mszą wszystko uporządkowałam i ustawiłam krzesła na ich miejscu – chciała wiedzieć. - Był tu klasztorny stolarz – odpowiedziała siostra Maria Geltruda. – Chwilę temu wyszedł - dodała.
- Stolarz? – zdziwiła się infirmerka. – Jak to? Przecież tutaj nikt nie może wejść, a klucze od klasztoru trzyma tylko matka przełożona.
- Ale przecież tutaj był. Siedział przy moim łóżku i powiedział, żebym zaufała Bogu – tłumaczyła chora. Słysząc opowieść Marii Geltrudy, siostra infirmerka pobiegła po matkę przełożoną, myśląc, że stan chorej pogorszył się i że majaczy. Natychmiast wśród zakonnic powstało wielkie poruszenie, bo żadna z nich nie była w stanie zrozumieć kim był tajemniczy gość. Tym bardziej, że tego ranka nikt nie wchodził do klasztoru. Matka przełożona wiedziała, że Maria Geltruda wielkim nabożeństwem darzy św. Józefa i że od początku swojej choroby powierzała się jego opiece i prosiła o uzdrowienie. Przyszła do infirmerii, w której krzesła były już ustawione tak, jak życzyła sobie tego siostra infirmerka, podeszła do nich, uklękła i zaczęła modlić się słowami: „Święty Józefie, jeśli to naprawdę ty zjawiłeś się tutaj dziś rano, pokaż mi na którym krześle siedziałeś?”. I wtedy jedno z krzeseł zaczęło się poruszać, chociaż nikt go nie dotykał. Maria Geltruda wyzdrowiała i żyła jeszcze niemal 40 lat. Od jej śmierci mijają w tym roku 103 lata, a w klasztorze San Paolo kult św. Józefa ma się świetnie. Mało tego, infirmeria, w której do dziś znajduje się owo krzesło, które stało się niezwykłą relikwią z powodu tego, który na nim siedział, jest miejscem modlitwy, w którym modli się wielu pielgrzymów. ■
Aleksandra Polewska – Wianecka
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!