TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 21 Sierpnia 2025, 09:29
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jesień bez strachów

Jesień bez strachów

Tradycja straszenia się nawzajem w wigilię Wszystkich Świętych nie należy do naszej kultury, choć istnieją katolickie kraje, gdzie podobne obyczaje występują, np. w Meksyku w Dzień Zaduszny. Jednak nawet jeśli te obchody, podobnie jak anglosaski Halloween, mają charakter dosyć wesoły to przecież śmierci się raczej boimy.

Strach przed śmiercią jest ludzką rzeczą, znaną we wszystkich kulturach. Trudno przy tym orzec, czy bardziej dotyczy samej śmierci, czy raczej procesu umierania. Praktycznie wszystkie kultury traktują śmierć z należytą powagą. Wierzący katolik rozumowo patrząc nie powinien bać się samej śmierci - w końcu jest ona jedynie niezbędnym etapem na drodze do zbawienia i wiecznej łączności z Bogiem. Jednak samego umierania bać się może, w końcu proces ten kojarzy się z cierpieniem fizycznym i psychicznym. Czy jednak tak jest w istocie? I czy współczesna medycyna nie może zaradzić cierpieniu towarzyszącemu umieraniu?

Dobra śmierć

To właśnie jest zadaniem medycyny paliatywnej, która tym różni się od eutanazji, że ma na celu ograniczenie cierpienia towarzyszącego stanom terminalnym, a nie jego skrócenie przez przyspieszenie śmierci. Dysponujemy współcześnie wiedzą i lekami, pozwalającymi łagodzić wiele, choć oczywiście nie wszystkie dolegliwości towarzyszące odchodzeniu z tego świata. Jednak nie zawsze jest to konieczne. Dar dobrej śmierci, odchodzenia w pokoju, bez bólu i cierpienia wydaje się być dany stosunkowo wielu ludziom. Wierzymy też, że można taki dar wyprosić modlitwą.

Pokój duszy i ciała

Badanie, którego wyniki opublikowano w 2018 roku, a przeprowadzone w Szwajcarii wśród chorych umierających z powodu nowotworu (oczywiście za ich zgodą i współpracą) wykazało, że znaczna część pacjentów przeżywała przed śmiercią doświadczenia o charakterze duchowym, transcendentnym w istotnym stopniu wpływające na ograniczenie cierpienia, nawet z możliwością redukcji dawek leków przeciwbólowych. Choć niektórzy z nich przynajmniej od czasu do czasu odczuwali strach i ból wymagający odpowiedniego leczenia to ponad 80% chorych biorących udział w owym badaniu ostatecznie odeszło w pokoju. Oczywiście w niemałej części mogło to być zasługą wysokiej jakości opieki paliatywnej prowadzonej przez szwajcarskich medyków. Brytyjskie badania z lat 70. ubiegłego wieku podawały istotnie wyższe odsetki odchodzących w mniejszym lub większym cierpieniu.

Przeżycia ostateczne

Podobne przeżycia, określane jako doświadczenia przejścia były także wielokrotnie opisywane przez ludzi, którzy przeżyli zatrzymanie krążenia. W literaturze anglojęzycznej noszą one nazwę NDE (Near Death Experiences, czyli przeżycia towarzyszące bliskiej śmierci) i zazwyczaj opisywane były jako wrażenie jasnego światła, tunelu zakończonego światłem i wielkiego spokoju. Niekiedy towarzyszyły temu postacie określane jako anioły, czy zmarli bliscy. Bardzo często opisywane były również wrażenia przebywania poza ciałem, przy zachowaniu jednak jasnej świadomości własnego „ja”.

Nie zostało dotychczas w pełni wyjaśnione, w jaki sposób takie przeżycia powstają, czy są skutkiem aktywności niedotlenionego mózgu, czy innych zjawisk. Nie stwierdzono też klarownego związku takich doznań z uprzednią religijnością, czy duchowością ludzi, którzy je przeżyli, choć częściej opisywali je ludzie uprzednio religijni. Co ciekawe przynajmniej część osób, które takie doświadczenie przeżyły mocno zmieniała swoje dotychczasowe nastawienie do życia, często tracąc zainteresowanie wcześniej zajmującymi ich sprawami doczesnymi, czy rozluźniając kontakty towarzyskie. Ludzie tacy w późniejszym życiu zwykle znacząco mniej bali się śmierci.

Nie zawsze jasny tunel

Opisywano jednak również mroczne doświadczenia towarzyszące bliskości śmierci, podobne w charakterze do tych jasnych, optymistycznych, ale nacechowane lękiem, przerażające. Co ciekawe, niektóre publikacje łączą je z mechanizmem niedoszłego zgonu, np. częściej opisywali takie przeżycia niedoszli samobójcy.

Belgijscy naukowcy sugerowali, że przeżycia tego typu mają związek z wcześniejszymi poglądami na kwestie ostateczne i negatywnymi myślami oraz okolicznościami poprzedzającymi sytuację będącą zagrożeniem życia. Takie negatywne przeżycia miały mieć, odwrotnie do łagodzącego wpływu przeżyć pozytywnych, niekorzystny wpływ na występowanie problemów psychicznych i lęku przed śmiercią w późniejszym życiu osób nimi dotkniętych. 

Nie szukać sensacji

Powyższe obserwacje dotyczą pogranicza medycyny, psychologii i duchowości, niekiedy trącą wręcz tanią sensacją. Trudno uznać, że dysponujemy narzędziami pozwalającymi je w sposób odpowiednio dokładny badać, a i nie jest to, co do swej istoty pole zainteresowania medycyny jako takiej. Jednak nie chodzi tu jedynie o poszukiwanie sensacji. Nauki medyczne zasadniczo nie zajmują się kwestiami dotyczącymi życia po śmierci, czy zjawisk na pograniczu tegoż życia. Zadaniem medycyny jest ratowanie życia i zdrowia, a jeśli to niemożliwe, przynoszenie ulgi w cierpieniu. Niewątpliwie zbudowana na rzetelnej wiedzy i dobrze zorganizowana opieka długoterminowa oraz paliatywna sprzyja umieraniu w godności i bez zbędnego cierpienia.

Jednak wydaje się, że jako ludzie mamy wbudowane naturalne mechanizmy niosące ulgę w stanach terminalnych. Ateiści i sceptycy mogą oczywiście uważać, że to czysta biologia, jednak chrześcijaninowi nietrudno będzie się w takim zjawisku dopatrzyć działania łaski, o którą przecież modlimy się. Dodatkowo odchodzeniu w pokoju, bez cierpienia sprzyjają dobre relacje w otoczeniu chorego, troskliwa opieka nad nim, w tym opieka duchowa. To także jest zgodne z nauczaniem Kościoła.

Medycyna ducha

Czy to w opiece paliatywnej, intensywnej terapii, czy nawet medycynie ratunkowej współczesna medycyna współpracuje nie tylko z psychologami, ale i z duchownymi. Oczywiście w wielu stanach nie ma realnej możliwości udzielania wsparcia duchowego, utrudniają je kwestie epidemiologiczne, organizacyjne, czasem najzwyklejszy brak rezerw czasowych dla wezwania duchownego, zwłaszcza gdy chodzi o pacjentów rzadszych wyznań, czy denominacji. Dlatego tak ważne jest, żeby myśleć o kwestiach ostatecznych także w innych okresach roku, niż w dniach obchodów Wszystkich Świętych i Zaduszek. 

Listopadowa refleksja

Tak jak zmarli potrzebują naszej modlitwy, tak i my żywi potrzebujemy sakramentów i duchowego wsparcia na trudne sytuacje, które przecież nie wiadomo, kiedy nadejdą. Nie warto odkładać spowiedzi, modlitwy, udziału w nabożeństwach, a przede wszystkim czynów miłosierdzia wobec bliźnich. Niekoniecznie tylko tych ciężko chorych albo obawiających się śmierci. Każdy człowiek, także niewierzący albo wierzący inaczej niż my może potrzebować wsparcia i modlitwy. W tym właśnie zawiera się doczesny sens listopadowych świąt. One nie są po to, żebyśmy robili sobie żarty ze śmierci i duchowości, ale abyśmy pamiętali o zmarłych i umierających.

Nie zapominając przy tym, że sami jesteśmy śmiertelni. Jednak wierzymy nie tylko, że śmierć nie jest końcem, ale i że nie będzie ona tak straszna, jak niektórzy chcieliby nas przekonać. Może niekoniecznie trzeba z niej z tego powodu żartować, ale z pewnością nie powinno się żyć tak, jakby nie istniała.  

Tekst dr. Jarosław

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!