TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 15:58
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Janek Kos

Janek Kos

czterej pacerni i pies

Nie musiał mieć bicepsów, jak bochny ani wymachiwać nogami, jak Bruce Lee. Jankowi Kosowi wystarczył hełmofon, kombinezon czołgisty, by był kochany przez miliony fanów.

Jak wytłumaczyć fenomen popularności Janka Kosa? Chyba bardziej magią szklanego ekranu, niż literatury.

Telewizyjny idol
Zanim bowiem Janek Kos z twarzą Janusza Gajosa wjechał do zbiorowej wyobraźni Polaków sowieckim czołgiem T-34, nazwanym przez załogę „Rudym” (nr taktyczny 102), istniał najpierw jako postać literacka. Kos jako bohater książkowy narodził się w roku 1964 - wtedy to Janusz Przymanowski ogłosił drukiem powieść „Czterej pancerni i pies”. Co ciekawe, utwór był pomyślany jako powieść dla młodzieży, a podbił też serca dorosłych. Nie byłoby to możliwe bez adaptacji telewizyjnej epickiego pierwowzoru, dokonanej w trzech rzutach przez Konrada Nałęckiego. Pierwszy sezon serialu (8 odcinków) o pancerniakach z psem powstał w 1966 roku, drugi i trzeci (13 odcinków), na fali sukcesu pierwszej części, dokręcono w latach 1969–1970.
Jakimi walorami obdarzył Kosa Przymanowski: autor powieści i scenarzysta superserialu - że tak mocno rozbłysła gwiazda najmłodszego członka załogi „Rudego”? Dodajmy: podczerwieniona gwiazda, wszak z białym orłem Kos miał nie za dużo wspólnego, zaś z orłem w koronie - symbolem suwerennej Polski - to już zupełnie nic.
Ani serial, ani powieść na dają odpowiedzi na kluczowe pytanie, w jaki sposób nastoletni Janek Kos trafił z Wolnego Miasta Gdańska nad rzekę Ussuri do Przymorskiego Kraju, zlokalizowanego na wschodnim krańcu azjatyckiej Rosji (w linii prostej do przebycia jakieś 10 tys. km!). Wiemy za to, co było motorem przemieszczania się chłopca po Związku Sowieckim: szukał swojego ojca, westerplatczyka. Tu znowu rodzi się niebezzasadne pytanie: co oficer Wojska Polskiego miałby robić na terytorium wrogiego państwa, które 17 września 1939 roku bez wypowiedzenia wojny zaatakowało jego bombardowaną przez Niemców ojczyznę? Naszej ciekawości poznawczej niestety nie zaspokoi żaden odcinek ani rozdział książki.
Musimy więc ukontentować się informacją, że młodzik Janek Kos był jak Telemach tropiący ślady swego zaginionego ojca Odyseusza. Musi wystarczyć nam mit, prawda była ciekawa dla Józefa Mackiewicza, dla Janusza Przymanowskiego - już nie.
Po bezowocnej tułaczce po Kraju Rad nastoletni gdańszczanin znalazł przystań w domu Jefima Siemionowicza. To zapewne ten stary Rosjanin nauczył Polaka myśliwskiego fachu. To suka Jefima, Mura, urodziła szczeniaka, z którym zaprzyjaźnił się chłopiec. Psiaka nazwano Szarikiem nie dlatego, że był szary - dlatego, że przypominał kulkę (szarik to po rosyjsku kulka).
Mimo że Jankowi dobrze było u Jefima, wciąż chciał odnaleźć ojca. W połowie 1943 roku nadarzyła się do tego okazja. Otóż 15-letni Kos, mieszkaniec Przymorskiego Kraju, znajduje wtedy strzęp radzieckiej gazety z informacją o formowaniu się polskiej dywizji w Rosji. Nie waha się długo: zabiera tygrysie ucho - cenne trofeum myśliwskie, małego Szarika i wyrusza na poszukiwanie punktu mobilizacyjnego polskiego wojska - de facto: armii łagierników. Akurat ten epizod biografii Kosa powstał z poszanowaniem prawdy historycznej. Czytelnicy „Innego świata” potwierdzą, że dla Gustawa Herlinga-Grudzińskiego oknem na świat stał się, podobnie jak dla Kosa, wycinek prasowy z wiadomością o tworzeniu polskich formacji militarnych w ZSRS. Dla Herlinga była to także przepustka do wolności, iskra, od której zapłonął wielki ogień pragnienia wyrwania się z domu niewoli, lecz nie dla Kosa, nad którego prawilnym, pełnym ciepłych uczuć stosunkiem do kraju rewolucji czuwał powieściopisarz: „Przecież ja nigdy nie zapomnę tamtych lat ani Jefima Siemionowicza, ani cedrowej chaty w Kraju Nadmorskim”.

Rosjanka lepsza niż Polka
Przymanowski pisze o Marusi urzekająco („włosy o barwie świeżo wyłuskanego kasztana”), a Pola Raksa deklasuje urodą Małgorzatę Niemirską. Płocha, dziecinna Lidka przegrywa konfrontację z dojrzałą, energiczną, stałą w uczuciach sanitariuszką Armii Czerwonej. Janek nie ma więc wyboru, jest skazany na Ogoniok i na to, że jego miłość do Rosjanki przypieczętuje sojusz polsko-radziecki.
Symboliczne, pożądane propagandowo zacieśnienie więzi między narodami dokonuje się podczas zaręczyn zakochanych w byłym Wolnym Mieście Gdańsku, łaskawie oddanym Polakom przez Stalina. Biorący udział w wydarzeniu Sowieci to szarmanckie, morowe chłopaki, żadni tam gwałciciele, których jednej październikowej nocy 2013 roku czepiał się Jerzy Bohdan Szumczyk, instalując rzeźbę wyzwoliciela-gwałciciela Komm Frau - znamienne: przy T-34 stojącym od kilkudziesięciu lat przy alei Zwycięstwa w Gdańsku.
Pojałtańska Polska wpadła w objęcia „wielkiego brata” na kilka dekad, marzenie Przymanowskiego (i jemu podobnych) spełniło się. Ale czy dało się nam wmówić, że dla Polaka Rosjanka to lepsza partia niż Polka? Zachwycaliśmy się ognistowłosą wybranką Janka, wiedząc jednak, że gra ją nasza rodaczka.

Dobry chłopak
Dobry chłopak był z Janka, bo mało pił, trafiał na zawołanie w dziesiątkę, nie przeklinał (co najwyżej: „kurza twarz”), nie pozwalał mordować jeńców, choć im się należało za Oświęcim, za rzeź Woli. Szkoda, że ktoś taki jak Kos nigdy nie istniał.
Kacprowi Śledzińskiemu, autorowi książki „Tankiści. Prawdziwa historia czterech pancernych”, udało się potwierdzić tylko jedną autentyczną cechę drugiego dowódcy „Rudego” - niepełnoletność: w 1. Brygadzie Pancernej im. Bohaterów Westerplatte „był młody chłopak, Stanisław Magdyj, który dodał sobie rok w metryce, aby pójść do wojska. Był i drugi kapral, Stanisław Rzeszutek, szesnastolatek - strzelec radiotelegrafista czołgu 228 (…)”. Całą resztę filmowo-książkowych rewelacji o Janku Kosie należy włożyć między propagandowe bajki.

Tekst Mariusz Solecki

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!