TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 26 Sierpnia 2025, 13:59
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jan Macias

Jan Macias

Święty Jan Macias był w historii Kościoła katolickiego osobą wybitną, aczkolwiek nie do końca docenianą. Stało się tak prawdopodobnie dlatego, że znajdował się on w cieniu innego świętego i swojego osobistego przyjaciela, Marcina Porresa. Jego wielki żywot pokazuje jednak, że jakiekolwiek ustawianie go na pozycji „drugiego” w tym duecie, byłoby dla niego krzywdzące i niesprawiedliwe.

Jan Macias urodził się w 1585 roku w małej miejscowości Ribera del Fresna znajdującej się w południowo-hiszpańskiej prowincji Estremadura, graniczącej z Portugalią. Tak naprawdę nazywał się Juan de Arcas y Sanchez, a jego rodzice - Pedro i Juana - byli biednymi rolnikami, starającymi się ostatkiem sił wiązać koniec z końcem.

Pasterz sierota
Jan nie poznał nigdy bliżej rodziców, gdyż zmarli, kiedy miał zaledwie cztery lata. Szybko osierocony, został wraz z siostrą Marią przygarnięty przez wujka, zajmującego się wówczas pasterstwem. Jak wiadomo w tamtych czasach dzieci dorastały zdecydowanie szybciej niż dzisiaj i nie powinno dziwić, że chłopak w bardzo krótkim czasie zaczął również trudnić się wypasem owiec. Stąd też wziął się jego przydomek - „Macias” - oznaczający jednocześnie słowa „pasterz” oraz „pastwisko”.
Młody Jan Macias szybko nauczył się zaradności. Wujek wpoił mu etos sumiennej pracy oraz dużą pobożność. Szczególnie często modlił się Jan na różańcu, co stanie się jego cechą charakterystyczną w późniejszej pracy duszpasterskiej. Codzienne odmawiał tajemnice za siebie, za grzeszników oraz za dusze w czyśćcu. Te pobożne predyspozycje zostały w nim rozpalone jeszcze mocniej, kiedy w wieku 16 lat poznał podczas Mszy dominikańskiego zakonnika. Wydarzenie to zrobiło na nim piorunujące wrażenie  i zaczął zastanawiać się nad przyjęciem w przyszłości święceń zakonnych. Jednocześnie jego biografowie podają, że wraz z pogłębiającą się duchowością zaczęła odwiedzać go Matka Boska oraz jego patron, święty Jan Ewangelista.
W 1610 roku, mając 25 lat, rozpoczął pracę u zamożnego kupca, który namówił go do wyjazdu do Ameryki Południowej. Po kolei zatrzymywał się w Kolumbii oraz Ekwadorze, by ostatecznie osiąść w stolicy dzisiejszego Peru - Limie. Miasto to uchodziło w tamtym czasie za prawdziwą „kuźnię” świętych. Żeby zarobić na utrzymanie, zajmował się Macias tym, czym w Hiszpanii, a więc wypasem zwierząt. W tym konkretnym przypadku było to bydło. Będąc już ukształtowanym człowiekiem posiadał pewien typ wrażliwości na ludzi zagubionych. W tamtych czasach osoby przybywające do Ameryki Południowej zazwyczaj definitywnie traciły kontakt ze swoimi rodzinnymi stronami, a przez to stawały się ludźmi „bez korzeni”, zdanymi na to co przyniesie im fortuna w nowym miejscu. A ta nie zawsze okazywała się sprzyjająca. Jan doskonale wiedział, jak to jest stracić najważniejsze punkty oparcia dla własnej tożsamości, gdyż bardzo szybko został sierotą. Teraz postanowił pomagać biednym, nie mogącym zwrócić się do nikogo ze swoimi problemami.
Jego postawa szybko zwróciła uwagę tamtejszych dominikanów. W styczniu 1622 roku wstąpił do nowicjatu w klasztorze św. Marii Magdaleny jako brat-konwers. Nie obejmowały go wszystkie powinności regularnych braci, ale za to wykonywał najróżniejsze prace na rzecz zakonu, Po okresie próbnym, dokładnie rok później przyjął pełne święcenia. W międzyczasie też poznał i zaprzyjaźnił się z innym późniejszym świętym - Marcinem Porresem.

Furtian dobroczyńca
Kiedy Jan stał się już pełnoprawnym dominikaninem, został wyznaczony przez swoich przełożonych na zakonnego furtiana. Posada ta, polegająca na pilnowaniu bramy klasztornej oraz osób ją przekraczających, nie była bynajmniej czymś trywialnym. Zakon obowiązywały ścisłe przepisy i tylko konkretne osoby mogły wchodzić i wychodzić z klasztoru. Macias musiał znać wszystkich i pilnować czy aby na pewno każdy z braci postępuje zgodnie z zaleconą regułą. Wymagało to od niego czujności oraz dobrej orientacji. Ostatecznie jednak to nie z powodu pełnionej funkcji, ale przez wzgląd na swoją bezprzykładną dobroczynność, miał zostać w przyszłości wyniesiony na ołtarze.
Macias codziennie karmił około dwustu biedaków, zbierających się pod murami klasztoru i bez przerwy starał się organizować zbiórkę pieniędzy na rzecz potrzebujących. W tej drugiej czynność pomagał mu jego osiołek, którego Jan wysyłał do miasta, aby zbierał potrzebne datki. Towarzysz zakonnika miał to do siebie, że potrafił stawać na środku ulicy i wydawać głośne odgłosy nawołujące ludzi do składania ofiary. Metoda ta okazała się bardzo skuteczną.
Codzienność Jana Maciasa była wypełniona przede wszystkim działalnością charytatywną oraz modlitwą. Dużo pościł, umartwiał się i tak, jak za dziecięcych lat, codziennie odmawiał Różaniec. Pomimo dobrego kontaktu z garnącymi się do niego bezdomnymi oraz ubogimi, nie wykazywał większego zapału kaznodziejskiego, gdyż miał charakter zdecydowanie kontemplacyjny i nastawiony na wewnętrzną pobożność. Nigdy nie oszczędzał się w pracy i dosyć szybko podupadł na zdrowiu. Potrafił jednak zagryźć zęby i dalej pełnić swoje obowiązki. Ostatecznie udało mu się wytrwać na stanowisku furtiana ponad dwadzieścia lat, aż w końcu w 1645 roku Pan Bóg pozwolił mu umrzeć w naturalnych okolicznościach.
Tak za życia jak również po śmierci Jan Macias był otoczony aurą cudów. Wszystkie te niezwykłe zjawiska zostały z czasem potwierdzone przez Kościół. Dlatego też w 1837 roku został beatyfikowany, a w 1975 roku kanonizowany. W pobożności Peruwiańczyków łączy się go ze św. Marcinem Porresem - mulatem, który założył w Limie pierwszy przytułek dla ubogich. Żeby uczcić pamięć obu panów, co roku w trzecią niedzielę listopada, przez stolicę Peru przechodzi procesja niosąca na swoich sztandarach wizerunki obu braci. Jest to wyraz wdzięczności jej mieszkańców za pobożność świętych oraz ich zaangażowanie na rzecz rozwoju i uszlachetniania miasta.

tekst Maciej Cielecki

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!