Pielgrzym pokoju
23-letni Jakub przez rok przemierzał Europę z różańcem, gitarą i zestawem fryzjerskim modląc się w intencji pokoju na świecie. Swoją prawie sześciotysięczną trasę rozpoczął od Sejn odwiedzając po drodze sanktuaria maryjne.
Jakubie, kiedy usłyszałam o pana wyprawie, pomyślałam sobie, taki młody chłopak poświęca swój czas na pielgrzymowanie i na modlitwę za innych. Skąd u ciebie pragnienie pielgrzymowania?
Jakub Karłowicz: Jeśli chodzi o pielgrzymowanie, to wszystko zaczęło się kiedy miałem osiem lat. Szedłem wtedy pierwszy raz i szedłem w intencji swojego młodszego braciszka, który urodził się jako wcześniak, ważył tylko kilogram. Potem pierwsze dwa lata to była ciągła walka o jego życie, wizyty w szpitalach i choroba za chorobą. Moja mama i babcia opiekowały się nim non stop. I wtedy wraz z tatą, starszym bratem i dziadkami poszliśmy na pielgrzymkę z Suwałk do Wilna. I mogę powiedzieć, że od tego się zaczęło, zaczęło się od Matki Bożej Ostrobramskiej, która jest bardzo bliska mojemu sercu. Ona wysłuchała naszych modlitw i osiem lat później mój młodszy braciszek, teraz największy z nas wszystkich, poszedł pierwszy raz na pielgrzymkę mając osiem lat. Chodzimy na tą pielgrzymkę każdego roku także i w tym roku po moim powrocie, a wróciłem 14 lipca, już 16 lipca wraz z braćmi dołączyliśmy do tej pielgrzymki. Dodam, że moja ośmioletnia siostrzyczka też wyruszyła, bo u nas w rodzinie każdy zaczyna pielgrzymowanie mając osiem lat.
Chodziłem również na pielgrzymki do Częstochowy z Augustowa. Natomiast mając 19 lat przyszła ochota, może trochę ze względu na przygodę, by pójść na szlak św. Jakuba. Półtora miesiąca szedłem sam, potem dołączyło do mnie dwóch kolegów. Szlak z Sejn do Santiago przeszedłem w 3,5 miesiąca. Doświadczyłem w tym czasie wielkiej opieki Bożej. Dowiedziałam się także, że moje imię Jakub oznacza „Pod opieką Boga”.
W ostatniej, tej rocznej pielgrzymce szedł pan w intencji pokoju. Może to dziwnie zabrzmi, ale skąd taka intencja?
Tak naprawdę nie musiałem długo szukać intencji, w której mógłbym wyruszyć, bo na świecie zawsze gdzieś toczy się wojna, o której nawet nie wiemy. Jednak teraz może bardziej odczuwamy toczącą się wojnę, bo jest blisko nas. Jednak wojna niezależnie od tego czy blisko, czy daleko to zawsze jest zła i giną ludzie. Stąd też postanowiłem ofiarować swój trud pielgrzymowania, bo wiadomo, że mimo wszystko jakieś cierpienie po drodze towarzyszy, w intencji pokoju. Oczywiście poza moją modlitwą o pokój na świecie modliłem się także we wszystkich polecanych mi intencjach, które otrzymywałem na szlaku wędrówki.
A dlaczego akurat trasa wiodąca szlakiem sanktuariów maryjnych?
Skoro moją intencją była modlitwa o pokój, a Matka Boża jest Królową Pokoju postanowiłem iść w miejsca, w których Matka Boża się objawiała i odwiedzić najważniejsze jej sanktuaria w Europie. Poza tym, to właśnie Matka Boża doprowadziła mnie do Pana Jezusa i ciągle mnie prowadzi i dlatego dla niej i z nią chciałem iść. Chociaż przyznam się, że wyruszając na szlak nie miałem żadnego konkretnego planu tej pielgrzymki poza pragnieniem dojścia do Fatimy.
Wyruszyłem z domu 17 lipca ubiegłego roku i pierwszym miejscem, które odwiedziłem, i to całkiem przypadkiem,był Niepokalanów. Natomiast pierwszym sanktuarium Maryjnym była Częstochowa. Dalej szedłem przez Słowację, Węgry i Bośnię, by dotrzeć do Medjugorie. Udało mi się dojść 12 września, w dzień imienin Maryi. Następnie przemierzając Słowenię za cel obrałem Włochy, które pokonałem dość sprawnie, odwiedzając także miejsca, które nie były na trasie do Fatimy. Mam tutaj na myśli Turyn i św. Jana Bosko, który był patronem mojej pielgrzymki. Z Turynu ruszyłem na północ przez Alpy, choć było to ryzykowne,i dotarłem do La Salette. Stamtąd udałem się do Hiszpanii, by wreszcie dotrzeć do Portugalii. Do Fatimy dotarłem 24 lutego nie planując tego, była to rocznica wybuchu wojny na Ukrainie i wtedy zrozumiałem, że ta pielgrzymka poza wszystkimi doświadczeniami ma jeszcze głębszy sens.
Które z miejsc zapadło panu najbardziej w sercu?
Trudno tutaj jednoznacznie odpowiedzieć, bo jeśli chodzi o same miejsca, przez które przechodziłem, czy to góry czy też pustkowia, bądź miasta to każde miało coś w sobie, co pozostanie we mnie na długo. Natomiast jeśli chodzi o miejsca objawień maryjnych, to zawsze czułem tam niesamowity pokój. Zarówno w Fatimie, jak i w La Salette czułem, że te miejsca są szczególne, ale szczerze mówiąc w Medjugorie czułem to najbardziej. Jednak poza miejscami na zawsze w sercu pozostaną ludzie, których Pan Bóg postawił na mojej drodze. Bo to oni pomagali mi na szlaku, karmili, przygarniali na nocleg i nierzadko dawali wskazówki którędy iść. Dopowiem jeszcze, że ta pielgrzymka nie polegała tylko na odhaczeniu kolejnych miejsc, na pokonywaniu dystansu. Chodziło mi przede wszystkim o doświadczenie opieki Bożej i poznawanie ludzi, a poznałem ich mnóstwo.
Właśnie, o to bym chciała teraz zapytać, gdyż z tego co wiem wyruszył pan z domu bez pieniędzy, jedzenia itd.
Moją drogę przebyłem z Maryją pod rękę, starałem się każdego dnia modlić odmawiając Różaniec, Koronkę do Bożego Miłosierdzia, często podejmowałem się rozważań Drogi krzyżowej. No i oczywiście najważniejsza była codzienna Eucharystia, choć nie zawsze się to udawało. I choć praktycznie nic nie planowałem Pan Bóg tak mną kierował, że w większości udawało mi się uczestniczyć w Mszach św., nawet na totalnych pustkowiach, gdzieś na odludziu w małych kościółkach, gdzie w życiu bym się nie spodziewał, że są sprawowane Msze św. Dzięki temu, że karmiłem się Ciałem Pana Jezusa udało mi się przejść tą drogę. Powiem jeszcze, że z moją wiarą bywało różnie, ale zawsze chciałem iść na pielgrzymkę „Pod opieką Boga”, bez zbędnych rzeczy, nawet bez pieniędzy, tylko z zaufaniem, że Bóg się o mnie zatroszczy. I tak się stało.
Przychodzi mi na myśl takie powiedzenie; „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”. Wszystko oddał pan Bogu i nie mając nic tak właściwie nie musiał się pan o nic martwić. Czy tak?
Jak najbardziej można tak powiedzieć. Bez Boga i ludzi w życiu bym nie doszedł, tam gdzie doszedłem. Tak naprawdę byłem tylko marnym narzędziem w rękach Pana Boga, a On o wszystko się troszczył. A ludzie, cóż są wręcz wspaniali, dzięki nim miałem co jeść, gdzie spać. Wtrącę tutaj, że bywało iż przyzwyczaiłem się spać tam gdzie się da, zdarzyło się, że spałem w rurze zjeżdżalni przy Mc Donaldzie, na przystankach, na ławkach w parkach, na dachach itd. Ale reasumując, to 70% noclegów było pod dachem. Ludzie często zabierali mnie do swych domów na posiłek, na nocleg, a czasami też na zakupy bym kupił to, co potrzebne. Zresztą, o spotkanych ludziach mógłbym mówić godzinami. Spotkałem ich tak wielu, że trudno mi powiedzieć ilu, ale jeśli ktoś by chciał posłuchać, to zapraszam na Faceebok, na mój profil: „Pod opieką Boga”, tam jest mnóstwo ciekawych historii. W ramach moich podziękowań modliłem się w ich intencji, czy też w intencjach, które mi powierzali. Oczywiście nie z każdym mogłem się dogadać, bo przemierzając Europę spotykałem ludzi różnych narodowości. Umiem tylko angielski i tak się dogadywałem, chociaż nie zawsze było to łatwe. Natomiast słowa „pielgrzym” nauczyłem się niemal w każdym języku. Każdego dnia przekonywałem się, że tak naprawdę mogę wszystko, ale to nie moja zasługa, to łaska. Ponadto wiele osób modliło się za mnie, znajomych i nieznajomych. wśród nich był także bracia ze wspólnoty Wojownicy Maryi z Łomży. Na co dzień pracuję właśnie w Łomży jako męski fryzjer. Dziękuje wszystkim za wszystko. Ave Maria! ■
Rozmawiała Arleta Wencwel-Plata
Zdjęcie z portalu Facebook „Pod opieką Boga”
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!