Jak Bóg mógł mi to zrobić?
Nie wiemy, dlaczego jest cierpienie, ale Bóg nam udowodnił, że chce tylko naszego dobra.
Już wielokrotnie o tym mówiliśmy, że usprawiedliwienia czy też tłumaczenia, których mogą używać nasze dzieci odchodząc z Kościoła są bardzo różne. Nieraz bardziej poważne, nieraz mniej. Niektóre są bardziej abstrakcyjne czy też oparte o doniesienia medialne, ale czasami są też bardzo osobiste. Dzisiaj chcemy zmierzyć się z jednym z tych ostatnich i przyznam się, że sytuacja dotyka mnie bezpośrednio, nie jako ojca oczywiście, ale jako chrzestnego.
Jedna z moich chrześniaczek, nazwijmy ją tutaj (w poszanowaniu jej prywatności) Zuzią, straciła mamę, która przegrała walkę z nowotworem. Dziewczyna miała wówczas 11 lat. Jej mama była osobą religijną i do końca swojej walki z nowotworem nie popadła w rozpacz, a pod jej koniec mówiła już tylko, że pragnie, aby Bóg ją przyjął. Zuzia oczywiście żarliwie modliła się do Boga, podobnie jak jej ojciec i starsza siostra, aby Bóg uzdrowił mamę z tej choroby, aby jej nie zabierał. Na pogrzebie płakaliśmy wszyscy, włącznie ze mną. Po krótkim okresie, kiedy minął pierwszy szok, Zuzia zaczęła się dopytywać, głównie mnie, chrzestnego, ale w końcu księdza, który powinien mieć odpowiedzi na takie pytania, dlaczego Bóg jej to zrobił? Dlaczego Bóg zabrał jej mamę? Przecież ona była takim dobrym człowiekiem, dlaczego Bóg nie zabiera tych złych?
Zdaję sobie sprawę, że takie sytuacje nie są rzadkością, kiedy ludzie odchodzą z Kościoła, bo zetknęli się z tak ogromnym cierpieniem, swoim albo osób, które kochali, że nie są w stanie sobie tego poukładać z wizją Boga, który kocha człowieka. Patrzenie na krewnego powoli umierającego na nowotwór, utrata dziecka w czasie ciąży, bycie świadkiem, jak uzależnienie wykańcza naszego przyjaciela, czy nawet jedyny żywiciel rodziny, dobry człowiek, który traci pracę - te wszystkie sytuacje prowokują pytanie: dlaczego Bóg nie reaguje? Jeśli Bóg kocha wszystkich i jest wszechmocny, to z pewnością mógłby rozwiązać te problemy. A ponieważ wydaje się nam, że On nie pomaga, to wtedy stajemy przed alternatywą: albo nas nie kocha albo po prostu nie istnieje. I żadna z tych dwóch sytuacji nie skłania nas do trwania w jakimś systemie religijnym. Nie chcemy Boga, który nas nie kocha. I moja chrześniaczka Zuzia też doszła pewnie do takiej konstatacji.
Pewnie się zastanawiacie, co ja jej powiedziałem. Otóż, zupełnie szczerze odpowiedziałem na jej pytanie, że nie wiem. Nie wiem, dlaczego tak się stało. Nie wiem, dlaczego zdarzają się takie straszne rzeczy. Nie mówiłem jej, że sam się modliłem, żeby Bóg zabrał jej matce chociaż jeden z tych nowotworów na które cierpiała i dał go mi. I że mnie też nie wysłuchał. Nie mówiłem też, że jeszcze żaden teolog ze św. Tomaszem z Akwinu na czele nie potrafili sobie tak naprawdę poradzić z problemem zła na świecie. Powiedziałem, że nie wiem, ale że ufam Bogu. Skoro on kochał mamę Zuzi, a tego jestem pewien, tak samo, jak tego, że kocha on również Zuzię (choć trudno jej teraz w to uwierzyć) i kocha mnie, a mimo to pozwolił jej odejść, to miał ku temu swoje powody, których my nie mamy teraz możliwości poznać. Może chciał twoją mamę przed czymś uchronić? Wiem, trudno sobie wyobrazić, że śmiercią można kogoś uchronić od czegoś gorszego, ale są takie sytuacje. I Bóg je zna i tylko On. Jak pisze Brandon Vogt: „Nie mamy możliwości poznania Bożych powodów, dlaczego dopuszcza pewne akty cierpienia. Bóg, z definicji, przekracza czas i przestrzeń, co znaczy, że tylko On jest w uprzywilejowanej pozycji, aby widzieć dalekosiężne skutki każdego działania na ziemi. Mając taką wiedzę, dopuszcza pewne akty, nawet złe uczynki, i jest w stanie wyciągnąć z nich większe dobro”.
Oczywiście trudno to powiedzieć dziecku, które spotkało coś tak strasznego, jak śmierć rodzica. Tak naprawdę mamy wówczas tylko jeden argument, a mianowicie krzyż, na którym Bóg pozwolił, aby Jego Syn umarł dla naszego zbawienia. Bóg pozwolił, aby umarł Jego Syn, aby doświadczył zdrady, cierpień, szyderstwa i na koniec śmierci dla nas! Dla Zuzi, jej mamy, dla nas wszystkich. Nie sądzę, żeby potem „z zemsty” pozwalał umierać naszym bliskim… Jeśli cierpimy z tego powodu, to możemy być pewni, że On zna nasze cierpienie, nie lekceważy go, ale współcierpi z nami. A mama Zuzi już na pewno nie cierpi. Jest w Bogu.
Tekst ks. Paweł
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!