Jak balować, żeby nie żałować
Karnawał to czas dobrej zabawy i chwil relaksu. Prawie 80 % Polaków w tym czasie planuje uczestniczyć w imprezie z tańcami (prywatka, bal, zabawa, tańce w klubie lub dyskotece). Warto pamiętać o tym, że także podczas rozrywkowych szaleństw mamy być chrześcijanami, którzy dbają o siebie oraz bliźniego i wcale nie oznacza to gorszej, smutniejszej czy poważniejszej zabawy.
Według statystyk ponad 40 % społeczeństwa w karnawale wybiera się na bal, organizowaną przez szkołę, restaurację, miasto czy wioskę zabawę lub do klubu. Ponad jedna trzecia będzie bawić się na domowych prywatkach, a około 4 % na imprezach plenerowych, głównie koncertach. Zdecydowana większość pytanych (65 %) bawi się raz lub dwa razy podczas karnawału, ale są też tacy (5 % badanych), którzy balują nawet do sześciu razy w tym okresie.
Uświęcający cel
Niezbyt często zdajemy sobie sprawę, jak wielkie szczęście mamy w życiu. Należymy do zaledwie kilkuprocentowej grupy ludzi na świecie, którzy mają nieograniczony dostęp do bieżącej wody pitnej, ogrzewania, mieszkają w trwałych domach, poruszają się samochodami lub ogólnodostępną komunikacją miejską, a do tego żywność i wszelkie inne dobra wysypują się ze sklepowych półek. Mamy też szczęście swobodnego dostępu do sakramentów, dóbr kultury i sportu. Wybierając się na jakąkolwiek zabawę karnawałową warto sobie o tym przypomnieć i wcale nie chodzi o to, żeby po refleksji, że takie szaleństwo to bezwstydna rozpusta, zrezygnować z niego.
Chodzi jedynie o to, żeby znaleźć taki bal czy zabawę, któremu będzie przyświecał nie tylko jeden cel - żeby się wyszaleć i potańczyć, ale także idea charytatywna, dzięki której zostaną zebrane środki dla kogoś ciężko chorego lub na konkretną instytucję pomagającą potrzebującym. Warto pomyśleć też o tym będąc w komitecie organizacyjnym zabawy, np. w radzie rodziców przedszkola lub szkoły. Osób, które potrzebują pomocy, nigdy nie brakuje, a często są to sąsiedzi z najbliższego otoczenia. Niekoniecznie musi to być loteria fantowa (nie zawsze udaje się pozyskać sponsorów na sensowne nagrody), mogą to równie dobrze być konkursy, zbiórki czy licytacje symbolicznych przedmiotów. Najważniejsze, żeby nie tracić z oczu celu. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że to nie miłosierna dobroczynność, ale znana od wieków filantropia, za którą wszyscy wokół biją brawo, ale przecież niekoniecznie trzeba się afiszować z tym, ile losów kto kupił lub jaki datek wrzucił do puszki. Pewnych sytuacji (np. odbiór nagród z loterii) nie da się uniknąć, ale najważniejsze są intencje i motywacje, które czasami widzi tylko Bóg. Zdarza się też sytuacja odwrotna, kiedy grupa osób chce pomóc komuś potrzebującemu i tylko dlatego organizuje zabawę, koncert czy licytację.
Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu
Coraz częściej mam wrażenie, że Zachodnia cywilizacja zupełnie zapomniała o tym grzechu, który stał się jej zgubą. Choroby cywilizacyjne (miażdżyca, nadciśnienie, cukrzyca, otyłość i wiele innych), z którymi zmagają się bogate kraje (Polska także), są skutkiem, jeśli można to tak ująć, dobrobytu i właśnie wspomnianego braku umiarkowania. Uczucie sytości towarzyszy nam już nie tylko podczas świąt czy imienin, ale coraz częściej także na co dzień. 42 % Polaków przyznaje się do wyrzucania żywności, 35 % robi to kilka razy w miesiącu lub częściej - wynika z badania przeprowadzonego na potrzeby Federacji Polskich Banków Żywności. Polacy rocznie marnują 235 kg żywności na osobę, w przeliczeniu na statystycznego mieszkańca to piąte miejsce w Unii Europejskiej. Dotyczy to zarówno żywienia domowego, jak i osób stołujących się w restauracjach. Te dane również warto mieć na względzie udając się na zabawę karnawałową czy organizując taką w lokalu lub zaciszu własnego domu. Świadomość, że zmarnowane przez nas jedzenie mogłoby uratować życie nie jednemu dziecku, które gdzieś tam na świecie umiera z głodu, powinna wzbudzić nie tylko wdzięczność za to, co mamy, ale także wielki szacunek do Bożych darów. Jak to ma wyglądać w praktyce? W Polsce rzeczywiście jest z tym ciężko, bo większość społeczeństwa uważa, że góra jedzenia na stole to synonim polskiej gościnności, a jeśli na imieninach choćby dla kilku osób, nie ma dziesięciu dań, to jest obrażanie zaproszonych gości i znak ubóstwa gospodarza. Niestety, czas się przyznać samemu przed sobą, że wielu tak właśnie uważa. Jaki jest skutek? Przeterminowane potrawy w końcu trafiają do kosza, tym bardziej, że przywykliśmy już do dobrobytu, nie lubimy dojadać kilkudniowych resztek. W tym karnawałowym czasie warto rozsądnie zaplanować wyżywienie na każdą imprezę. Na tej domowej jest łatwiej - wystarczy odrobina samodyscypliny i kontrola kreatywności (zamiast przygotowywać garść innowacyjnych, fantazyjnych potraw, warto postawić na klasyczne dania, które większość zna i lubi). Dobrze jest też ograniczyć ilość potraw, zamiast kolejnego ciasta zaproponować lody na życzenie (które się nie popsują), a tym, co zostanie podzielić się z bliskimi lub potrzebującymi. Podobnie można zrobić w restauracjach będąc organizatorem imprezy. Można też zwrócić uwagę właścicielom lokalu, żeby łatwo psujące się produkty nie stały przez cały wieczór i noc na stołach, ale zostały schowane do chłodni. Wtedy następnego dnia można je zagospodarować. Ważne strategicznie może być też ustawienie stołów. Osobno postawione, w drugim końcu sali, szwedzkie stoły z napojami gazowanymi (fatalnie wyglądają na stołach), słodkościami czy przekąskami zachęcają do ruszenia się od stołu. Taki spacer zdecydowanie może uratować od obżarstwa i ciągłego uczucia pełnego żołądka, które przecież wcale nie jest miłe, utrudnia tańce i swobodną rozmowę, powodując senność.
Kolejna sprawa to kultura spożywania posiłku. Nie tylko moim zdaniem, czymś niestosownym i głęboko niechrześcijańskim jest zostawianie połowy niezjedzonej porcji na talerzu. Trzeba pamiętać o tym, że po imprezie trafi ona do kosza. Warto zapobiegać podobnym sytuacjom. Przede wszystkim nakładać na talerz małe porcje, szczególnie jeśli nie do końca wiadomo, czy dana potrawa będzie smakować czy nie. Zdecydowanie odradzam eksperymentować na dzieciach nakładając wielki kawałek ciasta, którego nigdy nie jadły, przekonując, że jest pyszne. Lepiej ze swojego odkroić mały kęs i poczęstować pociechę. Każdy kawałek ciasta czy mięsa można przekroić na półmisku na mniejsze cząstki. Komuś, kogo dobrze znamy, można też subtelnie zwrócić uwagę mówiąc choćby: „Nie dojadasz tej sałatki? No co ty!? A jest taka pyszna!”.
Trzeba się napić
Czasami pojawia się taka pokusa, szczególnie u osób na co dzień wykonujących odpowiedzialną pracę lub będących jedynymi kierowcami w rodzinie, żeby wykorzystać zabawę karnawałową do złudnego rozluźnienia i poprawy nastroju, jaką niesie alkohol. Pocieszające jednak jest to, że według badań Instytutu Opinii z 2008 roku prawie połowa pytanych twierdzi, że można się dobrze bawić bez alkoholu. Tak jest w istocie, tak też byłoby idealnie. Ale już słyszę te frazesy powtarzane przez osoby sięgające po kolejny kieliszek: „Wszystko jest dla ludzi!”. Poniekąd jest to prawda, a w czasach biblijnych najbardziej rozpowszechnionym napojem było wino. Warto przy tym kierować się kilkoma ważnymi zasadami.
Po pierwsze, jeśli na zabawę przyjechaliśmy samochodem, a nie ma możliwości zamówienia taksówki, to nie pijemy ani kropli. Choć zabawa może trwać długo, to nie warto ryzykować stawiając na brawurę i własną pewność. Trzeba też wziąć pod uwagę stan zdrowia partnera/partnerki, z którą przyszliśmy na taką imprezę i w razie potrzeby wspierać ją czy jego w abstynencji (jeśli alkohol mógłby zaszkodzić zdrowiu), warto też samemu zachować wstrzemięźliwość, gdyby potrzebna była komuś pomoc. Warto uczulać na to młodzież, która czasami po raz pierwszy w życiu z chłopakiem czy dziewczyną wybiera się na taką imprezę. Chłopak niepijący może dobrze zaopiekować się niewiastą, z którą się bawi. Z kolei ona nie pijąc lub pijąc niewiele daje mu do zrozumienia, że jest wartościową osobą, która nie ulega chwili, choć świetnie umie się bawić i szaleć na parkiecie. Po drugie, decydując się na spożywanie alkoholu trzeba pamiętać o umiarkowaniu, nie tylko z szacunku dla siebie, ale także dla innych. Będąc pod silnym wpływem alkoholu można nie zapanować nad emocjami i zranić kogoś nieostrożnymi słowami lub niewybrednymi żartami. Nie wspominam już o tym, jak wstyd można przynieść bliskim, kiedy przesadzi się z drinkami, co może skończyć się rewolucją żołądkową lub utratą przytomności. Nawet jeśli pokusa jest silna, a towarzystwo namawia, można wyobrazić sobie poranek następnego dnia. Nieznośny ból głowy, mdłości, odwodnienie i oby tylko tyle.
Jak cię widzą, tak cię piszą
Chciałabym dodać jeszcze kilka słów w dziedzinie stroju. Jest ona dużo szersza, niż tylko stroje na zabawy karnawałowe, jednak tym razem będzie ona dotyczyć właśnie tej kwestii. Warto zastanowić się, jakie są motywacje przygotowań na taki bal. Czy idę tam, żeby świetnie się bawić i zapomnieć o codziennych troskach, czy idę tam, żeby zrobić wrażenie na znajomych i sprawić, żeby to o mnie mówili przez następne kilka tygodni. Ta druga motywacja zdecydowanie powinna doprowadzić do rezygnacji z imprezy, bo nie ma nic wspólnego z chrześcijańskim systemem wartości. Z kolei pierwsza motywacja pociąga za sobą konsekwencje. Nie muszę iść do fryzjera, bo koleżanka idzie przed balem, choć oczywiście mogę. Nie muszę iść do kosmetyczki, makijaż mogę zrobić sama. Sukienka natomiast nie musi być nowa i kosztować pół pensji. Najważniejsze, żeby była elegancka i niekoniecznie przypominała stroje z burleskowych musicali. Trzeba się w niej dobrze czuć. Odzieży dziś dotyczy ten sam problem, co żywności. Zbyt wiele dobrych rzeczy wyrzucamy. Można więc poszukać w szafie i przekonać się, czy nie ma w niej czasami czegoś, co można ciekawie odnowić czy zestawić z inną częścią garderoby, żeby wyglądało jak nowe. Dziś modne jest to, co się komu podoba, bo trendy przemijają tak szybko, że podążanie za nimi jest niemal nierealne. Pamiętajmy też, że moda co jakiś czas powraca i czasami w szafie mamy czy babci można znaleźć rzeczy godne wykorzystania.
Anika Nawrocka
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!