Inkwizycja z niespodzianką
W ekranizacji „Imienia Róży”, w postać surowego inkwizytora, Bernarda Gui, wcielił się Fahrid Murray Abraham
Nie chciałbym być przez panią sądzony, jest pani okrutna - rzekł patrząc mi w oczy jeden z profesorów poznańskiego wydziału historii, w trakcie wykładu z dziejów monastycyzmu. Chwilę wcześniej zapytał, jak według mnie, przedstawia się proporcja wyroków skazujących na śmierć w procesach inkwizycyjnych.
Odpowiedziałam, że pięćdziesiąt procent na pięćdziesiąt, żywiąc głębokie przekonanie, że jestem niezwykle delikatna w ocenie. Wykładowca zapytał o to samo jeszcze kilku moich kolegów doktorantów. I nawet ten ze znajomych, który odparł, że w jego opinii tylko dwadzieścia procent wyroków inkwizycji było wyrokami, które wieńczyło spalenie na stosie, usłyszał, że jest pozbawiony ludzkich uczuć. W końcu wykładowca roześmiał się i stwierdził, że jesteśmy kolejnym pokoleniem wykształconych ludzi, którzy bezmyślnie dali się omamić czarnej legendzie inkwizycji, nie sprawdzając faktów. A zaraz potem zapytał, czy czytaliśmy „Imię Róży” i czy pamiętamy postać Bernarda Gui. Ja oglądałam tylko film i to jeszcze w czasach licealnych, więc owo nazwisko kompletnie nic mi nie mówiło. Z „Imienia Róży” pamiętałam głównie niezwykłą bibliotekę, kopistów i unoszące się brwi Seana Connery. Na szczęście profesor przypomniał nam, że Bernard Gui był dominikaninem, czarną legendą inkwizycji i co najważniejsze
– postacią historyczną. Wiecie, ile wyroków skazujących na stos wydał? – pytał wykładowca, a jego spojrzenie zwiastowało, że odpowiedź nas zaskoczy. I zaskoczyła, bowiem człowiek uchodzący za bestię inkwizycji skazał na śmierć w płomieniach ledwie pięć procent sądzonych. Jak czytamy w źródłach, Bernard Gui wydał w sumie 633 wyroki skazujące, z czego 41 było wyrokami skazującymi na śmierć.
Wielka rewizja
W 1998 roku, w myśl idei, iż Kościół najmniej powinien obawiać się prawdy, Jan Paweł II otworzył podwoje archiwów rzymskiej inkwizycji dla naukowców. W konsekwencji uczeni z obu półkul już w roku 2000 aż trzy razy przedstawili wyniki swoich badań na międzynarodowych sympozjach. Zaś konkluzja wszystkich trzech, brzmiała następująco: gdy porównuje się fakty z powszechnie znanym wizerunkiem inkwizycji, należy go radykalnie zrewidować. Stereotypy funkcjonujące w powszechnej świadomości, jako efekt uprawianej przez stulecia przez wrogów Kościoła propagandy grozy, zaczęły upadać. Przewodniczący rzymskiego sympozjum historycznego, dotyczącego inkwizycji, prof. Agostino Borromeo, wyjaśniał to następująco: „Literatura wymierzona przeciwko inkwizycji powstała w XVI wieku, w środowiskach protestanckich. W jednym tekście cytowano drugi i tak postępowano aż do końca XIX stulecia”. I takie były właśnie źródła czarnej legendy o ciemnych postaciach związanych z inkwizycją; legendy, która z faktami miała niewiele wspólnego. A oto kilka innych stanowisk naukowców badających na przełomie wieków archiwa rzymskiej inkwizycji. Silvana Seidel Menchi, historyk, przedstawia rzymską inkwizycję jako – w zestawieniu z innymi ówczesnymi sądami – „zasługującą na uwagę, skrupulatną i sumienną instytucję, działającą w oparciu o wysokie kompetencje i bezstronność, a jako model jurydycznej precyzji i surowości wykazującą w pewnym sensie cechy współczesnego sądownictwa kryminalnego”. John Tedeschi, amerykański historyk sądownictwa, nazywa Święte Oficjum „pionierem reformy w resorcie”. Podkreśla, iż nawrócenie i poprawa miały dla inkwizytorów większe znaczenie niż wymierzanie kary. Poza tym, co akcentuje Tedeschi, przywiązywano też dużą wagę do tego, by w procesie nie dochodziło do uchybień formalno-prawnych. Rainer Decker natomiast jest zdania, iż Święte Oficjum „traktowało oskarżonego relatywnie bezstronnie, osoba niewinna miała stosunkowo spore szanse wykazania prawdziwości swoich zeznań. (…) Wyniki ostatnich badań pozwalają stwierdzić, iż wkład inkwizycji w dorobek europejskiej historii prawa i kultury należy oceniać nie tylko negatywnie. Należy o tym pamiętać gdy wytyka się jej błędy”.
Inkwizycja a tajne służby totalitaryzmu
Jak stwierdzili badający zasoby wspominanych archiwów naukowcy, za zupełnie bezzasadne należy uznawać porównania inkwizycji z tajnymi służbami państw totalitarnych, jak choćby SS, czy Gestapo. Peter Godman wskazuje, iż pojęcie totalitaryzm odnosi się do skoordynowanego działania i narzuconej dyscypliny. Tymczasem rzymska inkwizycja nie była ani monolityczna, ani wydajna, a bywała wręcz sama w sobie sprzeczna. Ponadto, choć każdy z jej pracowników starał się jak najsumienniej wypełniać zlecone mu zadania, nie kierował się ślepym posłuszeństwem systemowi, ale często dręczony był rozmaitymi skrupułami. Prowadzono kontrolę, spierano się, składano „votum separatum”, występowano nawet przeciw Ojcu Świętemu, kiedy podejrzenia o herezję nie znajdowały potwierdzenia. Wśród inkwizytorów byli i fanatycy, i liberałowie, i ekstremiści, i postępowcy.
Papież prosi o wybaczenie
Jan Paweł II nie tylko nie bał się otworzyć dla uczonych podwojów archiwum rzymskiej inkwizycji, ale nie obawiał się również prosić o wybaczenie – i to dwukrotnie – uchybień, których inkwizycja się dopuściła. Zaznaczył, że Kościół nie ma prawa realizować swojej misji głoszenia Dobrej Nowiny przemocą i przymusem, ale powinien czynić to siłą prawdy. Papież przyznał, że na przestrzeni kilku wieków Kościół akceptował i uznawał stosowanie w służbie prawdy metod nietolerancji i przemocy, które pozostawały w sprzeczności z duchem Ewangelii. Dodał również, że w związku z powyższym „w duchu pokuty” zajmie się odtąd badaniem swojej przeszłości. To początek naszej opowieści o rewizji dziejów inkwizycji. Następnym razem przyjrzymy się inkwizytorom, którzy… ratowali czarownice przed spłonięciem na stosie.
Aleksandra Polewska
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!