TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 21 Sierpnia 2025, 21:33
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Henryk Sienkiewicz o ekshumacjach na Łączce

25.06.13

Henryk Sienkiewicz o ekshumacjach na Łączce

Jednym z najciekawszych i najdziwniejszych wydarzeń w „Krzyżakach” Henryka Sienkiewicza jest scena rozpoznania Juranda. Ale zanim o tym opowiemy, wspomnijmy cokolwiek o powieści. Nie wiem, jak jest teraz, ale w latach osiemdziesiątych była lekturą w podstawówce. I na takim, dość naiwnym, poziomie jest rozumiana, czyli w ogóle nie rozumiana. Dodatkowo powieść miała pecha być zekranizowaną w głębokiej komunie. Premiera odbyła się bodaj w roku 1960. I używana w propagandzie antyRFN-owskiej, coś jakby średniowieczny prequel Czterech Pancernych. Pamiętajmy, że orędzie biskupów polskich do niemieckich to rok 1965 i orędzie to było nie w smak komunistycznej władzy, a i pewnie wielu wiernym, którzy przecież wojnę pamiętali, więc prosić o wybaczenie mogli nie czuć się gotowi.

Powieść „Krzyżacy” poręczna była do użycia w propagandzie, bo nie dość, że Krzyżacy to Niemcy, to na dokładkę zakonnicy. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Może przesadzam trochę, w końcu nawet długi film nie jest w stanie oddać wszystkich niuansów sporej opowieści. Tak czy siak, owa uproszczona wizja, uszyta na miarę potrzeb PRL, dominuje do dziś. I chyba nie zmyślę, jeśli powiem, że „Krzyżacy” najchętniej są przywoływani przez środowiska kojarzące się ze stowarzyszeniem Grunwald. Taki jakiś PRL-owski patriotyzm, który bywa nawet młodym głosem opiewany - nie wspomnę przez kogo, żeby nie robić głupocie reklamy.

Łatwa dla propagandy, trudna 

dla młodych czytelników

Mamy więc książkę napisaną niełatwym językiem, mocno stylizowanym - co jest dla dzieci przeszkodą. Na dobitkę dzieci najpierw oglądają film i to po wielokroć. W szkolnej świetlicy mieliśmy projektor, zajeżdżoną taśmę i rolety. Rolety się zasuwały, kurz słoneczny wirował, projektor trajkotał, a my w półmroku graliśmy w karty. Film, w którym się leją, przegrywał z kartami, co jest najlepszym dowodem, że musieli go puszczać na okrągło. Więc dzieci przy lekturze męczą się z artystyczną ambicją Henryka, swoje już na podstawie filmu wiedzą, więc jak są obowiązkowe, to dla przyzwoitości kartkują, a nawet gdyby czytały grzecznie, to i tak są głupie, jak to dzieci. Jak sobie radzą i czy w ogóle mają powód sobie radzić z „Krzyżakami” dzisiaj, to nie wiem, pewnie czytają ściągi, albo wikipedię. I to jest jeszcze gorzej - bo w wiki mamy taką właśnie kanoniczną wykładnię wg Forda i wydziału propagandy KC PZPR.

Poturbowane jest więc dzieło Sienkiewicza okropnie. Ostatnio Seaman, jeden z piszących na Salon24 blogerów, opowiedział historyjkę ze swej młodzieńczości. Kiedy w klasie padła najsłynniejsza kwestia Danuśki, Seaman wraz z kolegą dostali ataku głupawki. Podejrzewam, że nie oni jedni. Koleżanki z polonistyki też używały Danusinych przedśmiertnych słów jako absurdalnego komentarza. Coś jakby „a świstak siedzi i zawija sreberka”. Cóż począć, rzecz delikatna jest delikatna i łatwo omsknąć się w niespodziewaną śmieszność, kiedy wyjęta z sieci powiązań zostanie zainscenizowana słabo. To nie jest prosta sprawa zekranizować poetycką prozę, a już karkołomna w filmie po linii i na bazie. Co jeszcze zostało i kołacze z „Krzyżaków” prócz „kwiecie pachnie”, dwóch nagich mieczy, „Tam-ta-ra-dej!” i akwizytorskiej promocji szczebla z drabiny, która przyśniła się Jakubowi? No nic chyba. 

A o co chodziło autorowi? 

Zdawać by się mogło, że „Krzyżaków” napisał Sienkiewicz jako wprawkę do następnych książek. Takie złudzenie uprawdopodabnia chronologia dziejów i kolejność lektur w szkole. Najpierw bijemy Krzyżaka, potem Szweda. Najpierw rycerze, potem szlachcice. Więc przypomnijmy - Sienkiewicz wziął się do „Krzyżaków”, kiedy był już uznanym autorem, po niezaprzeczalnym sukcesie „Trylogii” i w chwili, gdy „Quo Vadis” zaczynało zdobywać sławę. Pierwszy odcinek „Krzyżaków” ukazał się na początku 1897, powieść była ukończona w roku 1900 i od razu wydana w formie książkowej. W tym samym roku wdzięczny naród zafundował Sienkiewiczowi majątek w Oblęgorku, a Uniwersytet Jagielloński uczcił Henryka tytułem doctora honoris causa. Sienkiewicz jest po światowych podróżach i wielu doświadczeniach literackich i społecznikowskich. Warto więc obejrzeć, co genialny pisarz, zaangażowany w sprawy polskie i właśnie wstępujący po latach wysiłku na szczyt niewyobrażalny dla konkurentów po piórze, miał Polakom do powiedzenia. 

W bardzo ważnym momencie - to jest wtedy, gdy pokolenie urodzone po Powstaniu Styczniowym bierze się na poważnie do polityki. A brało się na sposoby najróżniejsze i sobie zaprzeczające - Piłsudski szykuje się do założenia „Robotnika”, Dmowskiemu chodzą po głowie „Myśli nowoczesnego Polaka”, Wyspiański rejestruje chłopomanię, Żeleński chla na potęgę i lata za żoną tego grafomana Przybyszewskiego, Żeromski pozytywizuje do obrzydzenia Judymem. Jednym słowem, życie umysłowe narodu po prostu kwitnie. Coś jak dzisiaj, tylko bez telewizora, w którym serwują nam „Co z tą Polską”? A Henryk na to pisze „Krzyżaków”.

Wydaje mi się, że może być ciekawie przystąpić do „Krzyżaków” z kluczem. Być może ktoś już to dawno zrobił i tylko powtarzam, ale nie zaszkodzi. Oto ów kluczyk.

Dwie Polski

Postacie Danuśki i Jagienki w „Krzyżakach” Henryka Sienkiewicza uosabiają Polskę. Danusia jest Polską idealistyczną, delikatną, pokrzywdzoną, pierwszą miłością młokosa, jedynym dzieckiem słynnego bohatera. Jagienka zaś jest Polską tu i teraz (bezpieczniej będzie stwierdzić, że tu i teraz odnosi się do czasów Sienkiewicza, a nie dzisiejszych) równie piękną, choć w innym typie, za to dzielną, skrzętną, odważną, upartą i trzymającą się realiów. Przy takim założeniu konflikt uczuciowy, na jaki został przez Autora skazany Zbyszko, robi się bardziej interesujący i bardziej pouczający. Zbyszko to młody, dzielny, aspirujący do światowych trendów, nie najlepiej wykształcony chłopak z prowincji. Jest skojarzenie? Od dzisiejszej młodzieży męskiej różni się niestety wszystkim. No ale to, jak mawiają nauczycielki, wzór osobowy, więc choć częściowo mógłby się przydać dzisiaj, a może nawet koniecznie powinien być odkurzony. Głównie w tym chyba wart naśladowania, że dzielnie dąży do swej wymarzonej Danusi - walcząc dla niej i o nią, próbując ją wreszcie odnaleźć i uratować - aby dojrzewać i koniec końców zasłużyć na Jagienkę.

Oj, nie ciesz się swoim wątpliwym sprytem męska biedo reprezentująca MWzWM. Zdaje ci się pewnie, że jesteś cwańsza skreślając Danuśkę i od razu łaszcząc się na Jagienkowe łany. Nic z tego, Jagienka miałaby cię niżej tych dwóch gamoni - Wilka i Cztana. Jeśli się od tych dwóch różnisz, to tylko na gorsze. Nie ma co gadać, Sienkiewicz był zwyczajnie genialny. Skonstruował figurę wychowawczą, bardzo paradoksalną, którą najkrócej można ująć tak: Nie da się ożenić z Jagienką bez dochowania wierności Danuśce. Nie da się zdobyć Polski realnej i być przez nią kochanym, bez wiernej służby Polsce idealnej. 

Rozpoznać swoich bohaterów

Teraz według tego klucza możemy zinterpretować zapowiedzianą w pierwszym zdaniu scenę. Ważną i ciekawie ułożoną. Ważną, bo myśl w niej zawarta jest komentarzem również do bardzo aktualnego wydarzenia.

Pamiętamy, że Jurand został podstępem zwabiony do Szczytna, gdzie go upokorzyli, udręczyli, okaleczyli. A potem ślepego, bez ręki i z wyrwanym językiem puścili na zatracenie. Szedł do Krzyżaków z pełną świadomością tego, że kompromisu nie będzie i że siebie już nie uratuje, ale szedł po swoje dziecko - Danuśkę. Która dla wrogów, dodajmy to koniecznie, musi być niedojdą. Tak nam wrogowie zawsze będą mówić i każdy, kto im wtóruje przyjacielem nie jest. Jurand poświęca się i dostępuje świętości. Tego w filmie nie ma. Ale tak kończy się jego historia. 

Ale zanim to nastąpiło, musiał być rozpoznany. Trudne to zadanie, bo w niczym już nie przypominał dumnego rycerza-mściciela, o jakim wielu słyszało. I nawet powiedzieć nie mógł kim jest, zresztą nie widział, komu miałby się przedstawiać, bo przejeżdżających mimo widzieć nie mógł. I w takiej beznadziejnej sytuacji został szczęśliwie rozpoznany.

Najpierw zauważył go w oddali chłop przewodnik i wskazał pacholikowi i Maćkowi. Podczas półrozmowy, w której kaleka odpowiadał tylko gestami, pacholik włożył mu w rękę kilka pieniążków i rzekł, że go bez pomocy nie zostawią i zabiorą ze sobą. Tutaj wtrącił się niezawodny Hlawa, wierny sługa Jagienki. I to on powiedział, że kaleki dziad to Jurand.

Scena rozpoznania Juranda jest ciekawa również dlatego, że nie tylko Jurand jest w niej rozpoznany, ale Jurand także rozpoznaje. Rozpoznaje w pacholiku Jagienkę. Głos chłopca zdał mu się dziwny - dziewczęcy. I prawda to, bo w przebraniu chłopięcym towarzyszyła Maćkowi właśnie Jagienka. 

I jeśli przyjmiemy, że Jagienka jest personifikacją Polski realnej, to jedną z misji ludzi Polsce służących, misją sług miłujących Polskę rzeczywistą jest rozpoznawanie bohaterów. I to jest Polską, co – niechby w mediach wyglądało jak niewiele znaczący pacholik – opiekuje się bohaterami. A jedną z właściwości prawdziwych bohaterów niech będzie taka, że potrafią rozpoznać Polskę wbrew jej mylącemu przebraniu.

Postać Juranda przywodzi na myśl takich ludzi jak rotmistrz Witold Pilecki. Ich męczeństwo, śmierć i skazanie na zapomnienie wymagają rozpoznania i szacunku. To jest najpierwsze zadanie sług Polski prawdziwej, Polski tu i teraz i zawsze. Choćby nawet Polska-Jagienkowa walczyła o miejsce w sercu wyborców z Polską-Danusiną, musi zatroszczyć się o bohaterów, Danusinych ojców. Tak się przedstawia sprawa według Sienkiewicza. I być może dlatego Sienkiewicz jest wyszydzany lub zamilczany.

Juliusz Wnorowski

(śródtytuły od Redakcji)

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!