TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 15 Sierpnia 2025, 21:18
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Gramy w życie

01.11.10

Posłuchaj, to do Ciebie

Gramy w życie

Pamiętam jak parę miesięcy temu zadzwonił do mnie bank, w którym niefortunnie mam uruchomiony kredyt, i bardzo przejęta potrzebą sprawienia mi przyjemności pani zaproponowała, żebym za sto złotych miesięcznie skorzystał z ich pośrednictwa w dostępie do bezkolejkowej i jak najbardziej bezpłatnej służby zdrowia. Ponieważ zarówno ja, jak i moja żona, w dostępie do, również jak najbardziej, bezpłatnej opieki zdrowotnej korzystamy od wielu już lat z obowiązkowego – i przy okazji znacznie bardziej kosztownego niż sto złotych na rodzinę –  pośrednictwa tzw. ZUS-u, nie planowałem bez sensu zwiększać rodzinnych wydatków, rozmowa była krótka i sprowadzała się niemal wyłącznie do uprzejmego nie przerywania miłej pani. Mimo to, zdążyłem się jeszcze dowiedzieć, że cała ta oferta nie ma najmniejszego sensu, bo ja i tak bym nie pasował do koncepcji banku. Choćby ze względu na to, że mamy aż trójkę dzieci, a oni całą operację zaplanowali na rodziny maksymalnie czteroosobowe.
Jak mówię, sprawa dodatkowego ubezpieczania zdrowia i życia w prywatnych bankach interesowała mnie w stopniu minimalnym, mimo to jednak przez jakiś czas, ten telefon chodził mi po głowie. Bo proszę pomyśleć. Polskie państwo, wręcz z cywilizacyjnie gwarantowanej zasady, zapewnia każdemu obywatelowi bezpłatny dostęp do powszechnie dostępnej ochrony zdrowia. Jedyne czego w ramach tego narodowego porozumienia ono od nas wymaga, to to, że my – jeśli tylko mamy możliwość – będziemy pracować, a ono już się zajmie resztą. I oto od pewnego czasu widzimy jak najbardziej przejrzyście, że jedyne co z tej umowy dziś nam pozostało, to nasza praca, nasze składki i system, który bardzo skrupulatnie egzekwuje owych składek spływalność. Wprawdzie z jakiegoś powodu, jak dotychczas nie widzimy wokół siebie porzuconych, umierających na ulicach ludzi, i oczywiście wszędzie jest całe mnóstwo aptek, w których – jeśli nas tylko na to stać – możemy sobie kupić niemal dowolne lekarstwo, które przynajmniej teoretycznie może nas wyleczyć, niemniej każdy w miarę rozgarnięty obywatel wie, że to jest niemal wszystko, co jeszcze mamy i na co możemy liczyć.
Takie to myśli chodziły mi po głowie w związku ze wspomnianą bankową ofertą, a jednocześnie niemal co tydzień wydawaliśmy kolejne pieniądze, czy to na jakieś witaminy, czy to na dentystę dla nas, lub dla któregoś z naszych trojga dzieci, czy znów na badanie akcji serca dla naszej córki, na badania hormonalne dla drugiej córki, na testy alergiczne dla naszego syna, czy wreszcie na kolejną kontrolę mojego osobistego już serca u kardiologa. I oto wczoraj w telewizorze pojawiła się nowa reklama. Reklama niezwykła, bo znacznie dłuższa od innych, a jednocześnie maksymalnie prosta. Na ekranie widzimy tylko jedną panią, która opowiada nam mniej więcej o tym samym, o czym ja pisałem wyżej, tyle że innymi – znacznie bardziej łagodnymi – słowami,  i informuje mnie, że jeśli na podany numer wyślę sms z jednym tylko słowem SZPITAL, to wtedy ona do mnie oddzwoni i przedstawi mi instrukcję, co mam dokładnie zrobić, żebym, jak będę potrzebował ratować swoje życie i zdrowie, mógł skorzystać ze szpitalnej opieki. Piszę „dokładnie”, bo co mam zrobić „mniej więcej”, to już wynika z samej reklamy. Mam tej pani płacić złotówkę dziennie, a wtedy ona, jeśli się poważnie pochoruję, da mi tysiąc złotych na to, bym sobie kupił łóżko w szpitalu, a później codziennie kolejne tysiąc na to, żeby mnie stamtąd nie wywalili na twarz. Czy jakoś tak.
Powiem szczerze, że reklama ta zrobiła na mnie jeszcze bardziej przejmujące wrażenie niż tamten telefon z banku. Z jakiegoś powodu, może przez to, że ona nie miała charakteru zamkniętego, lecz wkroczyła w domenę publiczną, przypomniała mi konkurs, jaki któryś z operatorów komórkowych organizuje dla nas regularnie od pewnego czasu. Polega on na tym, że ludzie mają wysyłać esemesy po pięć złotych za sztukę, a jak ich wyślą odpowiednio dużo, czyli za jakieś 200 tys. zł., to dostaną zupełnie za darmo czarną limuzynę marki BMW. Oglądałem więc tę panią, pod nią migający czterocyfrowy numer, nad numerem napis SZPITAL, i myślałem sobie, że następnym etapem będzie prawdopodobnie esemesowa zabawa dla wszystkich Polaków właśnie pod tytułem SZPITAL, lub ZDROWIE, a może po prostu ŻYCIE, i zamiast grać o samochody, każdy z nas będzie mógł sobie zagrać o bezpłatnego dentystę, chirurga, onkologa, albo podręczny zestaw leków na ukojenie nerwów. W perspektywie może się nawet pojawić nagroda w postaci darmowego wyjazdu do Holandii na równie darmowy zabieg eutanazji. Oczywiście mam na myśli konkursy całkowicie dobrowolne. Kto nie ma ochoty, będzie mógł nie grać.
Na koniec pragnę przypomnieć pewien może nie wszystkim znany fakt. W listopadzie mamy w kraju wybory samorządowe. Jeśli ktoś myśli, że ta informacja nie ma nic wspólnego z treścią powyższego artykułu, jest w bardzo poważnym błędzie.

Krzysztof Osiejuk

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!