Posłuchaj, to do Ciebie
Gdy wokoło sami szeryfi
Regularne dostarczanie tekstów na temat bieżącej polityki, stanowi pewien kłopot, szczególnie jeśli ta polityka jest w głównej mierze tworzona i kontrolowana przez ludzi, których polityczny plan wiąże się przeważnie z perspektywą jednodniową. Weźmy kwestię najnowszego grepsu z tzw. dopalaczami. Kiedy piszę ten tekst, jest niedzielne popołudnie. Wczoraj, a więc w sobotę, jak tryumfalnie doniosły media, do setek punktów handlujących wspomnianymi dopalaczami weszli kontrolerzy Sanepidu w towarzystwie policji i zamknęli niemal połowę z nich. Wprawdzie o tym, co się stało z drugą połową już nie usłyszeliśmy, ale gest nastąpił, akcja została odnotowana i, jak wspomniał rzecznik rządu, rząd nie popuści. Wczoraj była sobota, dziś jest niedziela, jutro zacznie się nowy tydzień, a ja się zastanawiam, co z tego szumu zostanie po upływie tych kilkunastu kolejnych godzin. Nie mówiąc już o tym, co z niego będziemy jeszcze pamiętać, kiedy ten tekst zostanie opublikowany.
Użyłem słowa ‘greps’. Ktoś spyta, co w tym złego, że rząd wreszcie się zdecydował rozwalić w drobny mak to całe towarzystwo, które nie dość że postanowiło w sposób systematyczny i konsekwentny zniszczyć cale pokolenia, to ten swój plan realizuje z bezczelnością wręcz bezprecedensową. Oczywiście, może się okazać, że nic. Że ja się zwyczajnie mylę i że tym razem, po raz pierwszy w niemal już trzyletniej karierze tego rządu, pojawił się jeden jedyny projekt, który ci ludzie zaczęli i doprowadzili do końca. Może się też okazać, że ja się pomyliłem, i tym razem, kiedy Donald Tusk zagrzmiał, że on nie pozwoli, by w Polsce oficjalnie i bezkarnie handlowano śmiercią i to na poziomie pokolenia najmłodszego, to on mówił poważnie, a jego oburzenie było szczere. Jednak zanim zweryfikuję swoje bardzo brzydkie podejrzenia, chciałbym bardzo się dowiedzieć, cóż się takiego stało w ciągu akurat minionego tygodnia, że nagle nie ma dnia, żeby ktoś gdzieś nie zatruł się tym świństwem, albo wręcz od niego nie stracił życia. Cóż takiego się stało, że podczas, gdy przez minione dwa lata – a więc od czasu gdy ten sam rząd zalegalizował handel dopalaczami i kiedy w całej Polsce jak grzyby po deszczu zaczęły stawać budy handlujące tym czymś, ministrowie beztrosko kopali piłkę – ani jedna osoba się od tego czegoś nawet nie poczuła słabo, dziś codziennie kilkoro z nich karetki odwożą do szpitala?
Otóż mam bardzo poważne podejrzenie, że to z czym mamy dziś do czynienia to właśnie zwykły tandetny greps i nic więcej. Że zarówno Donald Tusk, jak i wszyscy jego kumple zaangażowani w tę akcję, przede wszystkim świetnie wiedzą, że przy obecnym stanie prawa – jak powiadam, prawa, które oni sami wprowadzili – handel tą chemią pozostaje całkowicie niezagrożony. Po drugie, oni są znakomicie świadomi swojej niekompetencji, bezradosności i w ogóle tego bezwładu w jaki już jakiś czas temu popadli, i przez to też wiedzą, że nawet jeśli coś potrafią zacząć, to wyłącznie zacząć. A więc zwyczajnie nie jestem w stanie uwierzyć, że to całe zamieszanie ostatnich dni ma jakikolwiek cel poza tym, by na poziomie przede wszystkim lokalnym pokazać ludziom, że ta władza to jednak nie w kij dmuchał. Jestem też niemal pewien, że to iż akurat do mieszania ludziom w głowach wybrano dopalacze, a nie coś zupełnie innego, to była kwestia przypadku. Trzeba było z czymś wyjść – niech będą te dopalacze. Jedna cholera. Byleby się dało choćby na jakiś czas zająć czymś publiczną uwagę.
Jest tu jednak jeszcze coś, o czym żeby powiedzieć muszę odwołać się do pewnego wspomnienia. Pamiętam mianowicie, jak wiele jeszcze lat temu spotkałem w pobliskiej „Żabce” ucznia, który kupował dwie półlitrówki czystej wódki i parę puszek któregoś z tak zwanych napojów energetyzujących. Skonsultowałem się z innymi moimi uczniami co do celu takiego zestawu i oni mi wyjaśnili, że wódka z tym czymś bardzo dobrze działa. W tym sensie jest lepiej, szybciej i mocniej. Oni też wyjaśnili mi, że wódka plus ten drink, to zestaw w ich towarzystwie jak najbardziej powszechny i standardowy. Chodzi o to, że tak jest szybciej. Właśnie wtedy po raz pierwszy zorientowałem się, w jakim to wszystko kierunku zmierza. I naprawdę nie przypominam sobie, żeby to komukolwiek przeszkadzało. A teraz mamy dopalacze.
No, ale jak piszę, mogę się mylić. Zresztą bardzo bym też chciał się mylić. Może się nagle okaże, że oni jakimś cudem się zorganizują i to całe wybezczelnione towarzystwo rozgonią na cztery wiatry. Nie żeby ten gest miał coś radykalnie zmienić, ale dla czystej ludzkiej satysfakcji ujrzenia jak ten interes upada. Jeśli oni dla utrzymania władzy odbiorą temu handlarzowi jego cały majątek, a jego samochód, przy pokazie sztucznych ogni i w obecności prezydenta z małżonką, spalą na sopockiej plaży – też będę bił brawo. I tu wracamy do początku tej refleksji. Kiedy będziecie czytać te słowa, wszyscy będziemy wiedzieć znacznie więcej. Choćby to, czy miałem rację bardzo, czy może tylko trochę. A więc potraktujmy to jako eksperyment. Na ile oni są przewidywalni, a na ile desperacja zmusza ich do kroków absolutnie niestandardowych. I w gruncie rzeczy zupełnie wbrew sobie.
Krzysztof Osiejuk
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!