Gdy jest ich mniej żyje się lżej

Żyjemy w świecie nadmiaru rzeczy, informacji, zadań do wykonania i można się w tym wszystkim pogubić. Rozwiązanie znalazła autorka książki „Wystarczalizm. Jak uporządkować mieszkanie, głowę i ducha” Emily Rand-Przykaza.
Prowadzi Pani profil Uwalniam od nadmiaru, ostatnio napisała Pani książkę wydaną przez WAM o idei wystarczalizmu. Czym on jest, czy wystarczalizm to inaczej minimalizm? I skąd zainteresowanie takim tematem?
Emily Rand-Przykaza: Można powiedzieć oczywiście, że wystarczalizm jest kolejnym terminem w tematyce minimalizmu. Aczkolwiek ten termin wskazuje bardziej na zindywidualizowane podejście. Chodzi o umiejętność ustalania własnych granic w świecie przesytu i niezapominanie o tym, że chociaż nasza konsumpcjonistyczna rzeczywistość oferuje nam wiele atrakcyjnych rzeczy i atrakcji, to my nie musimy z nich wszystkich korzystać. Zainteresowałam się minimalizmem w 2015 r. Kiedy odkryłam tę ideę, to dała mi ona takie przyzwolenie na to, co już chciałam zrobić wcześniej, czyli pozbyć się tego, co w moim życiu niepotrzebne. Zaczęłam wtedy szczególnie pozbywać się niechcianych prezentów. Warto podkreślić, że jest to proces i takie zmiany potrzebują czasu, przede wszystkim, gdy chodzi o zmianę naszego podejścia do rzeczy materialnych, ale nie tylko.
W informacjach przeczytałam, że profil Uwalniam od nadmiaru jest prowadzony z perspektywy chrześcijańskiej, co to oznacza?
Tak, takiego chrześcijańskiego głosu w minimalizmie polskim bardzo mi brakowało, dlatego sama postanowiłam stworzyć taką przestrzeń w sieci. Prostota jest ściśle związana z chrześcijaństwem. Tak naprawdę już w Ewangelii widzimy, że nie powinniśmy się przywiązywać zbytnio ani do rzeczy, ani do naszych trosk i zmartwień o dzień jutrzejszy. Jak dla mnie Jezus całym swoim postępowaniem stawia na prostotę w życiu. Najważniejsza jest relacja z Bogiem i drugim człowiekiem. Reszta to tylko dodatek, który, jeżeli wiara jest dla nas ważna, nie może stać się celem samym w sobie. Można przypomnieć sobie tutaj przypowieść o bogaczu i spichlerzach. My też nie zabierzemy tych wszystkich rzeczy na drugą stronę. Wierzę, że warto zadbać o to, co jest niezniszczalne i ma wymiar duchowy.
Niedługo obchodzić będziemy święta Bożego Narodzenia, w sklepach pojawiają się kuszące świąteczne obniżki. Równocześnie mówi się, że za dużo kupujemy, a nawet pisze się o przedświątecznym szale zakupowym. Jak zachować umiar w kupowaniu, szykowaniu na święta?
Pamiętać o tym, dlaczego w ogóle obchodzimy Boże Narodzenie. Nawet z punktu widzenia osób niewierzących to relacje są kluczowe w tym czasie, a do ich pielęgnowania wcale nie potrzebujemy kolejnych ozdób i kolejnej sukienki na wigilię. Rozumiem, że nam ludziom takie zewnętrzne znaki mogą być potrzebne, jak na przykład sprzątanie przed świętami, kultywowanie tradycji, ale nawet to nie jest najważniejsze. Lubię mówić, że daliśmy się trochę nabrać, że święta muszą być stylowe. Nie muszą być. Nie zamieniajmy tych zbliżających się świąt Bożego Narodzenia w kolejne święto konsumpcji.
W jednej z recenzji Pani książki „Wystarczalizm” przeczytałam: „W czasach kultury nadmiaru przekonującej nas do gromadzenia hasło minimalizm w niektórych budzi lęk. Emily proponuje coś innego: wystarczalizm niczego nie odbiera, lecz wreszcie oddaje nam to, co najważniejsze”. Więc co jest w tym wszystkim najważniejsze?
Minimalizm w niektórym kręgach miał taki moment, że stał się konkursem na najmniejszą ilość rzeczy. Chodzi o to, że można się w tym pogubić i zamiast o rzeczach myśleć mniej, to nadal o nich myślimy, chociaż w inny sposób, bo zastanawiamy się wciąż czego moglibyśmy się pozbyć. Za to słowo wystarczalizm wskazuje nieco bardziej na granice, moment przesytu i takie nasze wewnętrzne poczucie komfortu, kiedy my już o tych rzeczach tak bardzo nie myślimy. Co jakiś czas oczywiście pewnie będziemy weryfikować ten stan. Przykładem może być kupno butów. Mam buty jesienne od siedmiu lat. Są nadal w dobrym stanie i przez te kilka lat nie musiałam sobie zawracać tym głowy. Takie podejście jest bardzo uwalniające.
Od czego trzeba zacząć, jakie mają być pierwsze kroki kogoś, kto zdecyduje się na wystarczalizm w życiu? Czy wystarczy tylko przestać kupować niepotrzebne rzeczy albo ograniczyć ilość kanap czy szaf w domu?
Ilość kanap czy szaf w domu to już osobiste preferencje :) Bardziej chodzi o to, co w nich ukrywamy i czy korzystamy z tych wszystkich przedmiotów? Dobrze jest zacząć od małej przestrzeni, np. jednej szuflady, w której mamy rzeczy, z którymi nie jesteśmy zbyt związani emocjonalnie. Uporządkowanie takiej przestrzeni oddaje nam sprawczość. Faktycznie dobrze jest się przyjrzeć swoim zakupowym nawykom i zacząć je kontrolować. Inaczej ten nadmiar, którego się pozbędziemy, zaraz do nas wróci.
Pisze Pani, że powinniśmy zachować umiar nie tylko w tym co zewnętrzne, czyli na przykład w ilości posiadanych rzeczy, zostawianiu ich, bo może kiedyś się przydadzą. Jakie obszary naszego życia dotyka nadmiar, wśród nich zauważa Pani nawet duchowość?
Nadmiar przedmiotów, przynajmniej mam takie doświadczenie, to najczęściej wypadkowa nieuporządkowania wewnętrznego. Różne są powody trzymania się kurczowo rzeczy, ale często jest to lęk, przyzwyczajenie, jakieś przekonania, niekoniecznie nasze. Kiedy uczymy się pozbywać nadmiaru, to automatycznie zaczniemy go dostrzegać też w innych sferach jak ilość informacji, braku ciszy czy nawet w duchowości. Dla mnie nadmiar duchowy to jest taki stan, kiedy słuchamy tak dużo religijnych podcastów, czytamy tak dużo lektur i słuchamy tylu komentarzy do Ewangelii, że nie mamy w tym wszystkim już czasu i sił na osobistą modlitwę.
Równocześnie mamy „zrobić miejsce dla siebie”, co to znaczy?
Miejsce dla siebie jest moim zdaniem związane z odnalezieniem swojego prawdziwego głosu. Nie tego, który mówi do nas z reklamy, z kolejnego sponsorowanego postu czy rad koleżanek. Oczywiście, że żyjąc w określonej grupie, przejmujemy pewne upodobania czy pragnienia, ale mimo wszystko, wierzę, że każdy z nas ten prawdziwy, swój głos ma w sobie. Trzeba tylko się w niego wsłuchać. Za to do tego przydaje się prostota i cisza.
W tym wszystkim, skąd będziemy wiedzieli, kiedy czegoś jest nie za dużo, ale i nie za mało, żeby nie popadać ze skrajności w kolejną skrajność?
Jeżeli będziemy żyć uważnie i świadomie, to na pewno łatwiej będzie nam określić to nasze wystarczy. Należy pamiętać, że wystarczalizm jest narzędziem. Nie jest nigdy celem.
Jak realizuje Pani wystaczalizm w swoim życiu?
Na zakupach bardzo uważnie zastanawiam się, czy dana rzecz jest mi rzeczywiście potrzebna. I chyba nie mam już przedmiotów, do których byłabym przywiązana tak, że ich zniszczenie wywołałoby duży żal. To daje poczucie ulgi. Kiedyś, gdy coś się zepsuło, było mi bardzo przykro, dziś po prostu wzruszam ramionami: „to tylko rzecz”. Wystarczalizm daje wolność, bo pozwala kierować energię w inną stronę - nie w gromadzenie i pielęgnowanie przedmiotów, lecz w rozwijanie sfer niematerialnych. Wtedy łatwiej zauważyć drugiego człowieka, łatwiej dbać o relacje. Gdy zrobimy sobie trochę przestrzeni, zarówno fizycznej, jak i mentalnej, możemy wypełnić ją czymś naprawdę wartościowym. Nadmiar rzeczy generuje obowiązki - trzeba je przechowywać, sprzątać, naprawiać. Gdy jest ich mniej, naprawdę żyje się lżej.
Na profilu co jakiś czas nawiązuje Pani do myśli św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Chyba w lipcu komentując jej słowa: „Czułam, że lepiej jest mówić do Boga niż rozmawiać o Bogu, bo do rozmów duchowych miesza się bardzo wiele miłości własnej”, napisała Pani: „Mam to zdanie stale w pamięci” i „Ewangelizacja w internecie to moim zdaniem kruchy grunt”. Dlaczego?
Pierwszy raz ktoś mi zadał takie pytanie, dziękuję. Ja to rozumiem tak, że internet i tworzenie w sieci, z racji na swoją formę i że na przykład w mediach społecznościowych mamy praktycznie natychmiastową odpowiedź zwrotną, może niepotrzebnie podsycać jakiś rodzaj próżności. To oczywiście kwestie indywidualne, ale w świecie, w którym wszystko się udostępnia, wydaje mi się, że na wagę złota są te wszystkie momenty oddane tylko Panu Bogu. To całe dobro, o którym wie tylko Bóg. To moja osobista intuicja. Może błędna? Ale chodzi o to, aby w ewangelizacji internetowej faktycznie najważniejszy był Bóg, a nie twórca treści. Za to taka postawa nie jest wcale łatwa w mediach społecznościowych. Bardzo łatwo wpaść w internetowy narcyzm, nawet mówiąc o dobrych i świętych rzeczach.
I jeszcze tak na marginesie pytanie dotyczące imienia: dlaczego Emily, a nie po prostu Emilia?
A to akurat proste. Urodziłam się w USA i zostało tak w dokumentach :) a że na instagramie warto się wyróżniać, to wykorzystałam ten fakt.
Rozmawia Renata Jurowicz
Emily Rand-Przykaza – absolwentka dziennikarstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Ideą wystarczalizmu dzieli się na profilu Uwalniam od nadmiaru, który jest pierwszym polskim kontem o minimalizmie prowadzonym z perspektywy chrześcijańskiej. Jest autorką niedawno wydanej przez WAM książki „Wystarczalizm”. Prywatnie szczęśliwa żona, mama dwóch córek i właścicielka kota Homera.
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!