TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 13:46
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Front babciny

Front babcinyfot. katarzyna

Jakiś czas temu założyłam blog z zawartością o dość różnorodnej tematyce. Ważne miejsce zaczęły w nim jednak zajmować posty związane z moją babcią. Noszą one wspólny, dość wdzięczny tytuł „Front babciny, czyli gerontologia w praktyce”. Dlaczego tak? ,,Front babciny” ma swojego autora w osobie pisarza Jacka Dehnela, natomiast ,,gerontologia w praktyce” jest już moim tworem, ponieważ lubię mówić, że jestem praktykiem gerontologii. Gerontologia zajmuje się tym wszystkim, co jest związane ze starzeniem się, a ja zgłębiam tę dziedzinę nauki na płaszczyźnie podstawowej – mieszkam z babcią, więc słucham, obserwuję i trochę pomagam w egzystowaniu. Blog sprawia, że mogę to wszystko opisywać, więc się rozwijam, a do tego pełni funkcję terapeutyczną - pozwala nie zwariować.

Każdy, kto zajmuje się na co dzień osobą starszą, wie, że to nie jest sielanka. Oczywiście z naciskiem na „codzienność”, by nie mylić tego z godziną w tygodniu spędzoną z jakąś słodką staruszką (nie umniejszam tutaj rangi powyższego sposobu spędzenia godziny, ale są to zupełnie różne sytuacje). Mamy przed sobą zatem mniejszą lub większą harówę w zależności od samodzielności, na jaką jeszcze starość pozwala. Moja babcia ma blisko 89 lat, jednak praca dla niej nie wymaga nadludzkiego wysiłku fizycznego. Z wieloma rzeczami radzi sobie całkiem nieźle, czasem tylko symulując, że sobie nie radzi. Zdarza jej się to czasem przy obcych i wygląda następująco:

Sytuacja I

Sobotnie przedpołudnie początku miesiąca. Zwyczajowo czekamy na Pana Jezusa, który ma przytruchtać na osiołku-księdzu (kiedyś w takich okolicznościach nazywałam księdza środkiem transportu, osioł jest tworem jednego z księży i się przyjął). Przytruchtał. Z racji wakacji nastąpiło zastępstwo i przybył starszy kolega po fachu. I się zaczyna szopka. Wpuszczam księdza do pokoju, za nim wpuszczam babcię, która nagle z samodzielnie chodzącej po mieszkaniu istoty staje się super-hiper-niedołężna. Ja: Idź. Babcia (zbolałym, słabym głosem z wyrzutem w tle): Pomóż mi. Przecież wiesz, że dobrze nie widzę. Ręka zawisa w powietrzu i trzęsącym się ruchem szuka mojego ramienia. Doprowadzam ją do wersalki, sugerując, żeby nie odgrywała cyrków przed księdzem, czy coś w tym stylu. Siada ciężko oczywiście, nadal trzymając się swojej wersji (wzrok jest kiepski, to się zgadza, ale nie na tyle, żeby wersalki nie widziała). 

Sytuacja II (występująca nie raz)

Niekiedy z babcią zostają inne niż opiekunka osoby. I czasem jest tak, że „wlatuję” na chwilę do mieszkania, żeby o umówionej godzinie taką doraźną opiekunkę zwolnić i razem z nią wychodzę, bo mam coś jeszcze do załatwienia. Babcia w obecności takiej pani, zwiedziawszy się, że będzie pozostawiona sama, wpada nagle w histerię i płaczliwym głosem woła: „Ja nie chcę być sama, ja nie chcę być sama, ja nie chcę być saaaamaaaaaa...”. Konsternacja na twarzy kobiety murowana. Jedynym sposobem jest szybkie i sprawne wyprowadzenie danej osoby z mieszkania.

Babcia nie jest jednak złośliwcem, choć potrafi się obrażać, pozłościć, a nawet trzasnąć drzwiami. Mamy za to inne przyjemności. 

Co mamy? Mamy niekończące się wędrówki między łazienką, kuchnią i oknem w pokoju. Jest przecież niestrudzonym pielgrzymem, który pokonuje kolejne etapy. Każdemu z nich towarzyszą z góry przypisane pytania. Mogę iść do łazienki? – Możesz. – A mogę w piżamie? – Tak. – A nie ma nikogo?
– Nie. Po łazience jest kuchnia: - Mogę się napić? A mogę trochę tutaj posiedzieć? Jeśli wybiera się do pokoju zawsze pyta, czy może iść do okienka. Okienko dostarcza wielu atrakcji w ciągu dnia. Jedną z nich jest głośne komentowanie stroju przechodzących osób. Np. kobieta w bardzo wysokich butach może usłyszeć: -Ty franco, jak nie umiesz chodzić w takich butach, to trampki załóż! Mamy nocne wyjadanie cukru z cukierniczki i wypijanie kranówy, choć na stole dzielnie stoją dwie szklanki herbaty. Jest miejsce na niepoprawne uzależnienie od wafelków, które chyba nie rokuje na całkowite wyleczenie (każdy ma prawo do słabostek, niezależnie od wieku). Mamy też niezmiennie powtarzane z jęczeniem i biadoleniem „Ciągle jestem sama. Sama i sama”, które potrafi nie tylko wyprowadzić z równowagi, ale i doprowadzić do szału.

Co mam? Mam niezastąpione „ciebie też lubię” i „kochasz mnie? Bo ja ciebie kocham”. Mam wspólne rozwiązywanie „Supełka” i zajadanie smażonych ziemniaków z jednego talerza. Mogę czytać jej każdą książkę, zaczynając od dowolnego momentu i w dowolnym miejscu przerywając. Potrafi też zaskoczyć, np.  gdy śpiewa refren jednej z piosenek z płyty ,,12 oddechów”. Ponadto co miesiąc goszczę Pana Jezusa z księdzem w roli drugoplanowej. Czasem mam też babcię, do której mogę się przytulić i znów przez moment być wnuczką. By mieć siłę, żeby być mamą swojej babci, bo jak napisał kiedyś ks. Jan Twardowski „Starzy - to dzieci, które za szybko urosły”. 

Są to jednak dzieci, które już nigdy nie dorosną. Nie są więc przyszłością Kościoła. Nie są potencjonalnymi ewangelizatorami, animatorami wspólnot itp. Jakie zatem miejsce w Kościele zajmuje moja babcia, która „kocha Pana Jezuska” i „lubi ks. Tischnera” (kolejność i poziom sympatii jak najbardziej prawidłowe)? Jezus mówi: „Pamiętajcie, abyście nie gardzili żadnym z tych najmniejszych. Mówię wam bowiem, że ich aniołowie w niebie nieustannie oglądają oblicze Mojego Ojca, który jest w niebie” (Mt 18, 10). Dlatego patrząc na jej troskę o pluszowego misia i dzielenie się wafelkiem z chomikiem, mogę śmiało modlić się do Wszechmogącego, by Jego Święty Anioł zaniósł tę ofiarę na ołtarz w niebie. I wiem, że będę wysłuchana.

Tekst i foto Katarzyna Strzyż


Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!