TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 22 Sierpnia 2025, 01:37
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Fotografowałem Jana Pawła II

Fotografowałem Jana Pawła II

Z Grzegorzem Gałązką, fotografem pochodzącym z Przespolewa w diecezji kaliskiej, którego zdjęcie zostało wybrane jako oficjalny obraz beatyfikacyjny Jana Pawła II,
spotykamy się w jego rzymskim mieszkaniu. Na jednej z przecznic Via Gregorio VII, tuż obok kościoła dedykowanego Pierwszym Męczennikom Rzymskim i zaledwie kilkanaście minut spacerkiem od Bazyliki Świętego Piotra – to naprawdę wymarzone miejsce, aby żyć i fotografować Historię przez duże ,,H”. Pan Grzegorz miał pracowity tydzień: jeszcze w czwartek był w Krakowie, fotografując liturgię z udziałem kardynała Dziwisza. W Wielki Piątek Liturgia krzyża na Watykanie i Droga krzyżowa w Coloseum z udziałem Benedykta XVI i później do 2.00 w nocy przygotowanie zdjęć, które trzeba wysłać do prasy. Tym większa moja wdzięczność za jego dyspozycyjność i poranne spotkanie w Wielką Sobotę.


 Porozmawiajmy najpierw o pasji do fotografii, kiedy to wszystko się zaczęło?

Pierwsze zdjęcia zrobiłem mając dziewięć, może dziesięć lat, kiedy dostałem od wujka mój pierwszy aparat fotograficzny. Pamiętam pierwszy film miał szesnaście klatek, osiem zdjęć mi się udało, osiem nie wyszło, ale bardzo mi się to spodobało i zaczęło mnie wciągać.

 

Czy tym pierwszym aparatem była rosyjska Smiena?

Nie, pierwszy był Druh, ale właśnie Smiena była kolejnym aparatem, który dostałem w prezencie. Dokupiłem sobie do niej nawet lampę błyskową i tym aparatem zacząłem robić zdjęcia na ślubach. Oczywiście początkowo tylko czarno-białe, ale z czasem również kolorowe. Sam te zdjęcia wywoływałem, od początku do końca, spędzając długie godziny, zwłaszcza nocami, w ciemni. Wtedy już wiedziałem, że to jest to, co chciałbym robić.

 

W jaki sposób nastąpiło przejście od hobby do profesjonalnej fotografii?

Można powiedzieć, że z fotografii żyję od 1986 roku, czyli od kiedy przyjechałem tutaj do Rzymu. Od zawsze moim marzeniem było zobaczyć Rzym i Monte Cassino. Rzym podoba się wszystkim, natomiast gdy chodzi o Monte Cassino, to walczył tam mój dziadek i jako młody chłopak uwielbiałem słuchać jego opowiadań o czasach wojny, o Italii i właśnie Włochy stały się takim moim najciekawszym miejscem na świecie, które bardzo chciałem odwiedzić. Marzyłem, aby przyjechać tu z moim dziadkiem właśnie, niestety zmarł on dość wcześnie, wojna pozostawiła ślady na jego zdrowiu. Kiedy kardynał Wojtyła został wybrany na papieża to moje pragnienie wyjazdu do Włoch jeszcze bardziej się ożywiło, Rzym nie wydawał się już tak odległy.

 

Pamiętamy jednak, że ciągle jeszcze nie nastąpił upadek komunizmu i chyba nie było tak łatwo jak dzisiaj wyjechać za granicę?

Oczywiście musiałem odbyć służbę wojskową, bo w przeciwnym wypadku nie dostałbym paszportu. Chętnie więc odbyłem służbę wojskową, którą wspominam dobrze, jako szkołę życia, a po wojsku musiałem odczekać jeszcze półtora roku. Kiedy minął wymagany czas wyruszyłem do Rzymu ze śp. księdzem infułatem Stanisławem Piotrowskim. Ponieważ było to moje marzenie, zostałem tu na stałe. Oczywiście nie od samego początku mogłem zająć się fotografią. Przez półtora roku pracowałem fizycznie, musiałem się również nauczyć języka, ponieważ nie mówiłem ani słowa po włosku, więc te początki były trudne. Odwiedziłem również Latinę, gdzie mieszkało wielu Polaków w oczekiwaniu na emigrację za ocean, ja jednak nie chciałem nigdzie dalej emigrować, bo moim marzeniem były Włochy.

 

W jaki sposób udało się panu wejść w świat profesjonalnej fotografii na, niełatwym przecież, rynku włoskim i watykańskim?

Było wiele problemów, próbowałem dostać się do jakiejś redakcji, ale były to marzenia niemożliwe do zrealizowania, więc pracowałem od początku na własną rękę. Dzisiaj jestem związany z niektórymi agencjami, ale w dalszym ciągu pracuję głównie jako wolny strzelec i przede wszystkim obsługuję wydarzenia dotyczące Stolicy Apostolskiej.

 

Około 20 lat pracy w pobliżu Jana Pawła II, który już za kilka dni będzie ogłoszony błogosławionym. Co szczególnie utkwiło panu w pamięci z tych wszystkich lat?

Obsługiwałem jako fotograf 44 zagraniczne pielgrzymki Jana Pawła II, prawie wszystkie volo papale, czyli towarzysząc papieżowi w samolocie, w tym dwa razy byłem dołączony do orszaku, co oznacza jeszcze bliższy kontakt z Ojcem Świętym. Zdecydowanie najpiękniejsza była dla mnie pielgrzymka do Polski w 1999 roku, jedna z najdłuższych jego pielgrzymek w historii, najdłuższa jeśli chodzi o pielgrzymki do jednego kraju, ustępująca zaledwie o kilka godzin najdłuższej pielgrzymce Jana Pawła II w ogóle. Wtedy właśnie byłem dołączony do orszaku papieskiego, co oznacza, że mogłem fotografować Jana Pawła II z nieco innej perspektywy. Miałem możliwość towarzyszyć mu przy posiłkach, choć wtedy nie fotografowałem, ale możliwość obserwacji papieża w tych prywatnych chwilach, była bezcenna. Podobnie jak fotografowanie go podczas dwóch dni odpoczynku, które spędził wówczas na Wigrach czy Kanale Augustowskim. To były najwspanialsze chwile spędzone z Janem Pawłem II.

 

Proszę mi opowiedzieć o ulubionych zdjęciach, na których uwiecznił pan Jana Pawła II.

Choćby te, które widzimy tutaj na ścianie. Papież podczas posiłku z ubogimi na Watykanie, było to bodaj 3 stycznia 1988 roku. Bardzo lubię te zdjęcia, chociaż są czarno-białe, a może właśnie dlatego. Albo to, na którym udało mi się uchwycić Jana Pawła II, podczas gdy modli się klęcząc na korytarzu w Castel Gandolfo przed Mszą Świętą. Są to miejsca i momenty, do których zwykle fotografowie nie mają dostępu. Mnie się udało trochę przez przypadek, również to zdjęcie jest czarno-białe, ale może właśnie dlatego ono się zachowało, przypuszczalnie gdyby było kolorowe już by się gdzieś zagubiło pośród mnóstwa innych. A tymczasem ono ostało się jako świadectwo tego, że dla Jana Pawła II każde miejsce i każda chwila były dobre na modlitwę. Nawet na klatce schodowej.

 

Czy zdarzały się również prywatne rozmowy z Janem Pawłem II?

Wiadomo, że chyba jak każdy, zawsze przygotowywałem sobie to, co chciałem powiedzieć papieżowi, kiedy jednak przychodził moment spotkania po prostu zapominałem, jak to się mówi, języka w gębie. Więc od pewnego czasu przestałem się przygotowywać i po prostu odpowiadałem na ewentualne pytania Jana Pawła II. Raz się zdarzyło, że Jan Paweł II zwrócił się do mnie w języku polskim, a ja byłem tak bardzo zaaferowany fotografowaniem, że nawet się nie zorientowałem. Dopiero kolega Włoch zwrócił mi uwagę, że papież powiedział coś po polsku i wówczas odpowiedziałem. Papież aż się uśmiechnął. Inna ciekawa historia miała miejsce po moim wypadku na Łotwie. Spotkałem Jana Pawła II rano, po Mszy Świętej w Castel Gandolfo i kiedy jak zawsze witaliśmy się, zapytał co mi się stało. Na moje wyjaśnienia o wypadku odpowiedział, ze swoim poczuciem humoru:  „Żeby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała”. Jednak tym, co mi najbardziej zapadło w pamięć, są słowa, które Jan Paweł II skierował do mnie już pod koniec pontyfikatu, to był bodajże grudzień 2002 roku, podczas spotkania Kurii Rzymskiej. Na zakończenie podszedłem, przyklęknąłem i jak zawsze ucałowałem papieską dłoń i kiedy wstałem Jan Paweł II
spojrzał mi w oczy i powiedział: „Dziękuję za albumy”. I te słowa mi zabrzmiały jak dzwon w głowie, kiedy odchodziłem, bo się ich nie spodziewałem.

 

Przejdźmy do zdjęcia, które wkrótce stanie się najbardziej rozpoznawalnym zdjęciem Jana Pawła II na całym świecie. Chodzi mi oczywiście o zdjęcie, które zostało wybrane jako portret beatyfikacyjny.

Od dawna współpracuję z pismem „Totus Tuus”, oni znają doskonale mój warsztat i kiedyś ksiądz Oder, postulator w procesie beatyfikacyjnym, wspomniał o konieczności wyboru zdjęcia beatyfikacyjnego. Od wtedy rozpocząłem przeglądanie moich archiwów pod tym kątem. Zaproponowałem cztery zdjęcia, które sam wybrałem. Początkowo optowano za zdjęciem z 1999 roku, w Polsce pisano o tym prowokując nieco zamieszania, ale ostatecznie stwierdzono, że może lepiej będzie wybrać któreś z wcześniejszych zdjęć, kiedy Jan Paweł II
wyglądał młodziej. W ten sposób to zdjęcie z 1999 r., na prośbę kardynała Vallini, zostało wybrane jako oficjalne zdjęcie beatyfikacyjne diecezji rzymskiej. Będzie ono służyć również jako pierwowzór do znaczka pocztowego, monety i medalu pamiątkowego. Ja natomiast sięgnąłem po nieco wcześniejsze zdjęcia Jana Pawła II, wybrałem kilka kolejnych propozycji i po konsultacjach ze współpracującym ze mną grafikiem Giuseppe Sabatellim, zaproponowałem to zdjęcie, które zostało wybrane, spośród wszystkich innych przedstawionych również przez innych fotografów.

 

Przypomnijmy dokładnie, z jakiego okresu jest to zdjęcie.

Jest to fotografia, którą zrobiłem podczas wizytacji duszpasterskiej Jana Pawła II w rzymskiej parafii Santa Maria Mater Ecclesiae znajdującej się w Tor di Valle 19 lutego 1989 roku. Oczywiście tło jest nieco zmienione podczas obróbki graficznej w wydawnictwie Michalineum.

 

Panie Grzegorzu, może nam pan powiedzieć, ile zdjęć, mniej więcej, zrobił pan Janowi Pawłowi II?

Wszystkich zdjęć podczas mojej pracy przy wydarzeniach związanych z Ojcem Świętym mogło być około miliona. Z tym, że około jednej trzeciej z nich nie zachowałem, ponieważ na początku, jeśli na zdjęciu było jakieś zakłócenie, coś niepotrzebnego, po prostu je eliminowałem. Przy dzisiejszej technice, takie zdjęcia można uratować i dzisiaj bym ich nie odrzucił. Niemniej faktem jest, że tylko około dwie trzecie zdjęć, które zrobiłem mam zarchiwizowane.

 

Czuje się pan wyróżniony tym, że oprócz pamiętnych słów Jana Pawła II „Dziękuję za albumy”, również pana zdjęcie zostało wybrane jako oficjalny obraz beatyfikacyjny?

Oczywiście, bardzo się z tego cieszę i myślę, że to zdjęcie przedstawia papieża takim, jakim był, widać w nim tę jego radość, ten blask. Przede wszystkim mam też nadzieję, że to zdjęcie podoba się Janowi Pawłowi II.

Do drugiej w nocy pracował pan dzisiaj nad zdjęciami z wczorajszej celebracji Drogi krzyżowej w Coloseum. Jakie różnice dostrzega pan z punktu widzenia fotografa pomiędzy Janem Pawłem II a Benedyktem XVI?

Przede wszystkim pamiętajmy, że Karol Wojtyła został papieżem mając 58 lat, kardynał Ratzinger 78. Ta różnica wieku oczywiście musi być widoczna. Mamy też inne czasy. Jan Paweł II często wychodził do ludzi, do dzieci, czego Benedykt XVI nie może robić z podobną częstotliwością nie tylko ze względu na wiek, ale przede wszystkim ze względu na dużo bardziej rygorystyczne kwestie ochrony i bezpieczeństwa. Nie będzie też wielkim odkryciem jeżeli powiem, że Benedyktowi XVI trudniej jest zrobić ciekawe zdjęcie. Jan Paweł II w czasie jednej ceremonii przyjmował różne pozy, gestykulował, wystarczyło pstrykać zdjęcia i one właściwie same wychodziły. Benedykta trzeba obserwować bardzo uważnie, ponieważ jest dużo bardziej statyczny. Wczoraj podczas Drogi krzyżowej, jeśli usiadł i złożył dłonie na kolanach, to tak trwał nieruchomo przez kilka minut. Podobnie, kiedy uklęknie. W takiej sytuacji trudno zrobić dobrą fotografię, w której będzie odpowiednia dynamika, która będzie miała oprócz historycznych również walory artystyczne.

 

Na zakończenie zapytam jeszcze o pańskie związki z rodzinnym Przespolewem i diecezją kaliską. Jak często bywa pan w domu rodzinnym?

Różnie to bywa, ale przynajmniej  trzy, cztery razy w roku jeżdżę do Polski i prawie zawsze staram się odwiedzić również dom rodzinny. Mówię „prawie”, bo na przykład w tym tygodniu byłem w Krakowie, gdzie fotografowałem Liturgię Wielkiego Czwartku z udziałem kardynała Dziwisza, ale niestety nie było czasu na, choćby krótką, wizytę w domu.

 

Jest pan w miejscu, o którym pan marzył i pracuje w tym, co od dziecka było pana pasją. Czy są jeszcze jakieś inne plany na przyszłość?

Innych planów nie ma. Trzeba po prostu dalej robić to, co się robi i lubi, a co Pan Bóg da, to będzie.

 

Bardzo dziękuję za rozmowę i za udostępnienie „Opiekunowi” pańskich fotografii.

rozmawiał ks. Andrzej Antoni Klimek

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!