Ewangelizacja? Tak!?
Zalany słońcem Główny Rynek w Krakowie. Spaceruję sobie beztrosko, korzystając z uroków „nicnierobienia”. Z daleka dostrzegam małe skupisko ludzkie (w Krakowie nic nadzwyczajnego), więc zbliżam się pociągana ciekawością. Ale nikt nie gra na żadnym instrumencie, nikt nie stoi na głowie, nie ma żadnych kukiełek, czy poprzebieranych postaci, z którymi można zrobić sobie pamiątkową fotkę. Zamiast tego mam przed sobą sporej wielkości kapucyna głoszącego słowo Boże!
Obok niego stoi krzyż, a nad nim powiewa niemiecka flaga. Wokół niego znajduje się powoli rosnąca grupka osób. Kapucyn brat Tomasz z Wrocławia (o czym dowiem się nieco później) mówi o Tym, który nas zbawił – Jezusie Chrystusie. Po chwili bierze gitarę i choć śpiewa po niemiecku to od razu rozpoznaję tę charakterystyczną melodię pieśni wspólnot neokatechumenalnych, choć do neokatechumenatu nie należę. Młodzi ludzie zaczynają tańczyć, a spacerowicze przyglądają się z ciekawością. Starszy pan pyta mnie, czy to katolicy. Zapewniam, że tak, więc mężczyzna się uspokaja. I pozwalam się wciągnąć do tańca, namówiona przez człowieka od flagi, na której widnieje napis „Osnabrück Neokatechumenat”. Potem następują świadectwa młodych ludzi, którzy obecnie mieszkają w Niemczech, ale pochodzą z Puerto Rico, Włoch lub Polski. Razem z rodzicami i rodzeństwem tworzą rodziny misyjne. I choć pochodzą z głęboko wierzących rodzin, ich droga do odnalezienia osobistej relacji z Jezusem niekiedy była długa i kręta. Jak znaleźli się właśnie w tym miejscu? Chcieli po prostu, by młodzież mieszkająca w Niemczech poznała kraj, który z nimi graniczy, ale też ze względu na wielu Polaków, należących do wspólnoty i polskiego kapłana, który opiekuje się nimi od dwóch lat.
Wspólnotę tworzą rodziny z Filipin, Puerto Rico, Włoch, Polski i Hiszpanii, którymi opiekuje się wspomniany brat Tomasz. Sytuacja w Osnabrücku nie jest łatwa, gdyż jest to jedyne miasto w Niemczech, gdzie żadna parafia nie chciała przyjąć którejkolwiek z czterech wspólnot neokatechumenalnych. Nie wynika to z niechęci księży, którzy są raczej przychylni. Inna jest jednak w Niemczech organizacja samych parafii, w których decyzje podejmowane są przez Radę Parafialną, tworzoną przez świeckich. Jak zatem radzi sobie neokatechumenat w Osnabrücku? Wynajmują salki, spotykają się, przeżywają Eucharystię, na którą zapraszani są wszyscy, a dwa razy do roku organizują katechezy i ewangelizują.
O tym wszystkim opowiada mi Andrzej, który jest Polakiem mieszkającym w Niemczech od 1981 r. Tam poznał swoją żonę, która również jest Polką. Mają pięcioro dzieci, ich najstarsza córka ma 26 lat, a najmłodsza 7 lat. Do wspólnoty neokatechumenalnej trafili 18 lat temu. Są szczęśliwą rodziną, chociaż nie omijają ich problemy, na które wiara pozwala jednak spojrzeć inaczej. Bo wychowywanie dzieci w Niemczech nie należy do najłatwiejszych. Ludzie w kraju, który zapewnia dobrobyt, żyją złudzeniem, że Boga nie potrzebują. Dlatego przyjeżdżają tam na misje rodziny z różnych części świata, by pokazywać życiem, że Bóg jest. I jest to najmocniejsze świadectwo. Dlatego przed przeprowadzką do Niemiec sprzedają wszystko, pieniądze rozdają ubogim i zdając się na Bożą opiekę i pomoc wspólnoty, zaczynają życie w zupełnie nowym miejscu. Bo Chrystus także nie uciekł z krzyża.
Wraca jednak pytanie: dlaczego Rynek w Krakowie jako miejsce ewangelizacji? A dlaczego nie? Brat Tomasz mówił o tym, że jesteśmy w wolnym kraju i dlatego możemy głosić słowo Boże. O tym samym wspomniał Andrzej: „W dzisiejszych czasach nikt mnie nie prześladuje, nie zabija za wiarę, dlaczego mam się bać mówić o Panu Bogu?”
Katarzyna Strzyż
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!