TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 21 Sierpnia 2025, 10:07
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Edukacja seksualna czy wychowanie?

Edukacja seksualna czy wychowanie?

Wielu ludzi w ogóle nie zdaje sobie sprawy, do jakiego stopnia niejednoznaczny stał się język, którym się posługujemy. W szczególny sposób dotyczy to także debaty o edukacji seksualnej.


Refleksję na temat edukacji seksualnej i wychowania trzeba zacząć od uwag na temat języka. Bo słowa, których obecnie używamy w dyskursie publicznym, bardzo często przestają być zrozumiałe - te same słowa w ustach różnych ludzi mogą znaczyć co innego, mogą też nie znaczyć nic.

W języku polskim termin „seks” odnosi się do określonych, biologicznie zdeterminowanych zachowań. Przymiotnik „seksualny” w połączeniu z innymi słowami nawiązuje wprost do aktywności płciowej, tak jak w sformułowaniach „życie seksualne”, „potrzeby seksualne”, itp. Termin „wychowanie seksualne” pochodzi od angielskiego sex education, ale sex po angielsku nie oznacza tego samego, co polski „seks”. W języku angielskim oznacza przede wszystkim „płeć”. Bardziej właściwym tłumaczeniem terminu sex education byłoby więc „wychowanie płciowe”, a jeszcze bardziej precyzyjnie „wychowanie w zakresie ról związanych z płcią”. To samo można wyrazić za pomocą terminów: „wychowanie do kobiecości”, „wychowanie do męskości”. Dotyczący w dużej części tych zagadnień przedmiot szkolny nosi obecnie nazwę „Wychowanie do życia w rodzinie”.

Edukacja seksualna

W przestrzeni publicznej od dawna funkcjonuje jednak termin „edukacja seksualna”. Początkowo termin ten oznaczał popularnonaukowe „uświadamianie” młodzieży, przede wszystkim w aspekcie możliwości zapobiegania ciąży i chorobom wenerycznym. Stopniowo w proponowanych programach edukacji seksualnej informacja o antykoncepcji i „seksie”, w tym również o „seksie inaczej”, została bardziej rozbudowana. Do tego doszła problematyka profilaktyki AIDS i zagadnienie osobliwie rozumianej tolerancji dla wszelkiego rodzaju odmienności. Obecnie coraz większy wpływ na proponowane w ramach edukacji seksualnej treści ma ideologia gender. Według niej tradycyjne wzorce tożsamości płciowej (kobiecości, męskości) wcale nie wynikają z uwarunkowań biologicznych, ale są narzucane dziecku w toku wychowania (socjalizacji). Dlatego zwolennicy gender wywierają presję, aby w wychowaniu nie „utrwalać stereotypowych ról” związanych z płcią, a w systemie prawnym zagwarantować możność wybierania sobie płci przez dziecko. Dąży się też do tego, aby zagadnienia związane z tak pojętą edukacją seksualną wprowadzać do programów edukacyjnych już dla małych dzieci.Informacje przekazywane w ramach takiej edukacji seksualnej nie są związane z żadnym programem wychowania, co więcej - z wychowawczego punktu widzenia są raczej dezinformacją. Edukacja seksualna przyjmuje bowiem rzekomo neutralną „opcję naukową”, a zatem przedstawia zjawiska obserwowane w sferze aktywności seksualnej, bez względu na to, czy są to zachowania właściwe, czy niewłaściwe, zdrowe czy chore, moralnie i społecznie osadzone na dobrym fundamencie czy wprost przeciwnie, wyrwane ze swojego naturalnego kontekstu. Jeżeli tak się rozumie edukację seksualną, to w samej nazwie „edukacja seksualna” zawarty jest pewien fałsz. Bo jeśli mówimy o edukacji poważnie, to zawsze chodzi o wychowanie człowieka, czyli o prowadzenie młodych ludzi ku dojrzałości. Edukacja seksualna, którą dziś lansuje się jako alternatywę dla prowadzonego obecnie w szkole przedmiotu, nie jest wychowaniem, bo nie prowadzi ku dojrzałemu człowieczeństwu. Tego rodzaju edukacja seksualna może być instruktażem, szkoleniem, może być popularnonaukową pogadanką informacyjną, ale nie jest edukacją w prawdziwym tego słowa znaczeniu.

Sfera przyjemnych doznań?

Spór o edukację seksualną nie jest izolowanym fenomenem współczesnej kultury. Jest częścią wielkiej batalii o rozumienie człowieka; tej samej batalii, która ujawnia się w sporze o eutanazję, aborcję, in vitro oraz w wielu innych okolicznościach. To, co się nam proponuje jako edukację seksualną, wynika z pewnej wizji człowieka, która jest nie do zaakceptowania, i to nie tylko dla ludzi wierzących. Taka edukacja seksualna pomija całą związaną z ludzką płciowością funkcję więziotwórczą i rodzicielską, a poprzez dobór i sposób przekazywania informacji prowokuje do tego, aby młody człowiek traktował swoją seksualność, jako jedną ze sfer ekscytujących, przyjemnych doznań. Ukryty w treściach takiej edukacji seksualnej przekaz jest jasny - młody odbiorca dowiaduje się, że zasadą ludzkiego życia jest permanentna eksploatacja otaczającego świata i eksploatacja samego siebie. Podstawą takiego myślenia jest przekonanie, że człowiek powinien dążyć do „samorealizacji”, rozumianej jako zaspokajanie wszelkiego rodzaju potrzeb fizycznych i emocjonalnych oraz swoich aspiracji różnego rodzaju. Jest to wizja człowieka, który żyje po to, żeby jak najwięcej rzeczy i doznań „skonsumować”. Jest to więc wizja proponująca człowiekowi wieczne trwanie w infantylnej młodzieńczości. Odnosi się to także do sfery seksualnej, w której człowiek ma rzekomo prawo wciąż szukać nowych wrażeń, byle tylko robić to „z przyzwoleniem” drugiej osoby - musi tylko uważać, żeby się nie zarazić AIDS (inne choroby weneryczne akcentuje się już dziś znacznie słabiej).

Wychowanie do odpowiedzialności

Czy możliwy jest kompromis pomiędzy zwolennikami „naukowej” edukacji seksualnej i poważnie traktującymi swoje obowiązki rodzicami oraz rozumiejącymi swoją odpowiedzialność za wychowanie nauczycielami? Problem polega na tym, że edukacja seksualna w takim wydaniu, jakie proponują jej zwolennicy, w rzeczywistości zachęca do używania życia, do używania siebie, do używania drugiego człowieka, czyli do konsumowania wrażeń związanych z zaspokajaniem potrzeb fizycznych i emocjonalnych. Dlatego nie można się łudzić, że uda się znaleźć kompromis pomiędzy taką edukacją seksualną i właściwie pojętym wychowaniem. Tu kompromis jest niemożliwy, bo nie można pogodzić w jednym programie edukacyjnym koncepcji życia, jako służby w duchu odpowiedzialności za drugiego człowieka i za dobro wspólne, z koncepcją życia jako pogoni za doznawaniem wrażeń. To są koncepcje przeciwstawne. W tytule artykułu postawione jest pytanie - edukacja seksualna czy wychowanie? Nie powinno być wątpliwości, że w szkole chodzi o wychowanie w aspekcie płci, a nie o tzw. edukację seksualną. Warto zauważyć, że prowadzony w szkole przedmiot „wychowanie do życia w rodzinie”, realizowany właśnie jako „wychowanie”, raczej nie budzi sprzeciwu w społeczeństwie. 

Młodzi ludzie powinni odkrywać istotę, naturę i tajemnicę swojej płciowości, między innymi także poprzez zorganizowany proces edukacyjny, ponieważ młodym ludziom niewątpliwie potrzebne są wiarygodne informacje na temat ludzkiej płci. Najważniejsze jest jednak wychowanie - kształtowanie dojrzałego człowieka, który jest w stanie władać swoim ciałem i przyjmować za siebie odpowiedzialność. Wiadomo przecież, że jeżeli człowiek nie może opanować seksualnych pobudzeń, to staje się zagrożeniem dla siebie i dla otoczenia. Dlatego właściwie pojęte wychowanie w aspekcie płci powinno stawiać przed młodymi ludźmi doniosłe zadanie osiągnięcia zdolności panowania nad sobą. W sferze płciowości ludzie przeżywają różne trudności nie tylko w okresie dojrzewania i po osiągnięciu dorosłości, ale także w schyłkowym okresie życia, (o czym się mniej mówi). Dlatego kwestia wychowania do odpowiedzialności za siebie w tej dziedzinie ma tak ogromne znaczenie.

Cała rzecz polega na tym, abyśmy umieli bez kompleksów myśleć o tej problematyce i sensownie towarzyszyć naszym dzieciom w ich wzrastaniu. Towarzyszyć tak, żeby dzięki nam młodzi ludzie dowiedzieli się, że naturalnym przeznaczeniem i równocześnie zadaniem każdego chłopca jest stać się dojrzałym mężczyzną (a nie wiecznym osiemnastolatkiem), natomiast zadaniem każdej dziewczyny jest stać się kobietą. W tej perspektywie młodzi ludzie łatwo się odnajdują i można rozmawiać z nimi naprawdę na każdy temat. Trzeba zatem rozmawiać o kobiecości i męskości, które mają także swój wymiar czysto fizyczny i fizjologiczny. Trzeba w tych rozmowach ukazywać, że podobnie jak w innych sferach, w dziedzinie płci możliwy jest naturalny porządek, ale że wiele można popsuć przez lekkomyślność, brak odpowiedzialności i zwykłą głupotę. Wbrew pozorom, młodzi ludzie bardzo chcą to usłyszeć.

Tekst Stanisław Sławiński

dr Stanisław Sławiński jest pedagogiem i autorem wielu opracowań, referatów i książek dotyczących wychowania. Prowadzi wykłady i warsztaty dla nauczycieli i rodziców. W latach 2006-2007 był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej. Obecnie jest pracownikiem Instytutu Badań Edukacyjnych. Artykuł publikujemy dzięki życzliwości miesięcznika „Wychowawca”.


 

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!