TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 07 Października 2025, 01:45
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Dziedzictwo nie tylko kulturowe 

Dziedzictwo nie tylko kulturowe 

Krajobraz zniszczeń po powodzi w Kłodzku, jak i w całym powiecie kłodzkim jest porażający i choć dużo już zostało zrobione, bo przecież minęły ponad trzy miesiące od tragicznych wydarzeń, to pracy pozostało na kilka lat. 

Mimo upływu czasu wielu ludzi nie może wrócić do swoich domów, potracili wszystko na co pracowali całe życie. Wielu z nich, tak niedawno podniosło się po powodzi sprzed 27 lat, a tu kolejna tragedia. Wśród ogromu zniszczeń znalazły się także świątynie, a szczególnie kościół Matki Bożej Różańcowej w Kłodzku. Ten blisko 300 - letni, zabytkowy kościół, który jest częścią klasztoru ojców franciszkanów, znajdujący się na wyspie Piasek w Kłodzku, już po raz czwarty w swojej historii został zniszczony przez wodę wraz z przyległymi zabudowaniami. Wysokość wody była porównywalna z tą z 1997 roku. Dla lepszego obrazu podam, że w lipcu 1997 roku woda sięgała 344 cm, w czerwcu 1783 roku 329 cm, a i jeszcze w 1938 roku 183 cm. 

Niczym tsunami

- Ta część miasta, w której stoi kościół i zabudowania klasztorne zawsze była i jest szczególnie narażona na podtopienia. Tym razem jednak to nie było podtopienie czy powolne zalewanie, ale to było istne tsunami – podkreślił w rozmowie o. Ignacy Szczytowski, gwardian klasztoru franciszkanów w Kłodzku, który dla „Opiekuna” zgodził się opowiedzieć o zaistniałej sytuacji. - Pierwsza woda przyszła w nocy z 14 na 15 września i sięgała około metra wysokości i gdyby nie pękły wały w Stroniu Śląskim, myślę, że nie byłoby takiej tragedii na całej długości w wielu miejscowościach – opowiadał dalej o. Ignacy dodając, że na dodatek przed Kłodzkiem łączą się cztery nurty w jednej rzece, co tylko wzmogło siłę uderzeniową. Dalej o. Ignacy, oprowadzając po kompleksie klasztornym, pokazał ogrom zniszczeń, który wyrządziła niszczycielska fala, która w punkcie kulminacyjnym osiągnęła siedem i pół metra. Woda sięgała bowiem pod sufit parteru klasztoru, a w samym kościele  było jej na trzy metry, na wysokość ambony. Z budynku parafialnego widać jej było tylko dach, a mur klasztorny runął pod naporem wody. 

- Jeszcze przed falą kulminacyjną udało nam się uratować wyposażenie kościoła. tj. sprzęty liturgiczne, wyposażenie zakrystii i najcenniejsze dzieła wynieśliśmy z braćmi na wyższe kondygnacje. Niestety nie dało się wynieść ołtarzy, które ważą po 400 kilogramów, bo w sześciu chłopa wynieść w zaledwie dwóch, trzech godzin przed przyjściem fali, było to po prostu niewykonalne – zaznaczył Ojciec Gwardian dodając, że ponadto zapewniano, iż powodzi nie będzie. 

Promyki radości w tragedii

Jak już wspomniał ojciec Ignacy, w kościele wody było na trzy metry, także wyposażenie kościoła w tym ołtarze i ławki unosiły się na niej. W świątyni znajduje się osiem bocznych ołtarzy i pięć z nich pływało rozczłonkowanych, dwa z nich pozostały na swoim miejscu, w tym jeden szczególny, a mianowicie ołtarz św. Franciszka. Pozostałe ołtarze, jak i figury, pływały po świątyni. Ojciec Ignacy z uśmiechem dodał, że jedna z figur wypłynęła sobie na czas zalania, o czym nie wiedzieliśmy, i dopiero po czterech tygodniach wróciła do nas. - To była św. Barbara, którą znaleziono w mule, a jak wiemy jest ona patronką górników, więc nie dziwi, mówiąc żartobliwie, że przetrwała chowając się właśnie w mule, owszem jest zniszczona, ale nie tak tragicznie, by nie można było jej uratować – zaznaczył Ojciec Gwardian. Wracając do ołtarzy, ojciec Ignacy zauważył również, że kolejnym, który w pewien sposób oparł się niszczycielskiej fali, był ołtarz stygmatów św. Franciszka. - Ten ołtarz stał nienaruszony, żadna z figur na nim stojących nie popłynęła, a kwiaty stojące na tym ołtarzu woda tylko podniosła, a po wszystkim postawiła na swoim miejscu tak jak stały. Dla mnie to jest jakiś znak – wyznał Kapłan. Opowiadając dalej, Ojciec Gwardian zaznaczył, że także ołtarz trzech Janów nie został porwany przez wodę, a stojąca na nim figur Jana Nepomucena była po kolana w wodzie. - Jednak pod naporem wody, jak i nasiąknięciu ołtarz zaczął pękać i trzeba było go rozebrać na części pierwsze zauważył zakonnik dodając jeszcze, że kolejnym był ołtarz Matki Bożej Różańcowej, która nota bene to patronka świątyni, który stał dzielnie, pływały tylko jego figury. Jeśli chodzi o ołtarz główny, jak mówił Gwardian, bardzo mocno została zniszczona jego podstawa. - Z ołtarza głównego zdemontowano tabernakulum i obraz. Wszystkie figury i części ołtarzy zostały zdeponowane w refektarzu i w kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej, gdzie trwa kontrolowane suszenie. Mówiąc o promykach radości w tym całym nieszczęściu o. Ignacy zaznaczył, że po raz kolejny figura św. Franciszka z wilkiem, która stoi przed kościołem, nie została naruszona. Podczas fali kulminacyjnej mur wokół klasztoru pękł i runął, a ta część ze św. Franciszkiem została nietknięta.

Odkrycie skrywanych tajemnic

- Dopiero kiedy już woda opadła można było zobaczyć zniszczenia, w klasztorze chodziliśmy po kolana w błocie. Od razu przystąpiliśmy do prac porządkowych i tu z pomocą przyszło wojsko i bardzo wielu ludzi, wolontariuszy, były momenty kiedy pracowało ok. 400 osób – wyznał wdzięczny za wszelką pomoc Zakonnik. Jak zauważył dalej, wszystkim co dostarczano już od pierwszego dnia dzielili się z mieszkańcami, a także z potrzebującymi poszkodowanymi przez powódź w innych miastach. - Staliśmy się centrum koordynacji pomocy dla powodzian – akcentował o. Ignacy.

- A jeśli chodzi o prace porządkowe, to na samym początku zapadła decyzja konserwatora zabytków, by zdjąć lamperię ze ścian, która po powodzi z 1997 roku nie była zdejmowana, co niestety było ze szkodą dla budynku – mówił dalej Ojciec Gwardian wskazując na fakt, który zresztą obiegł już media, że przy demontażu jednego z ołtarzy odpadł fragment ściany i ukazał skrywaną tajemnicę. Okazało się, że takich ukrytych tajemnic jest 29 i to przepięknie zdobionych malowidłami i płaskorzeźbami. - Są wytynkowane, pomalowane w powtarzalny wzór, czyli element kielicha z pokrywą zakończonego piękną, rzeźbioną muszlą wybarwianą na kolory ziemi – rdzawo-zielono-żółte - wyjaśnił o. Ignacy dodając, że pochodzą one z pierwszego wystroju kościoła, który był rokokowy. - Z tego okresu zachowały się także dwa relikwiarze, które w czasie powodzi uległy zniszczeniu, jeden totalnie się rozleciał, kiedy woda rozbiła go o posadzkę. Także z tego okresu jest scena ukrzyżowania znajdująca się na jednej ze ścian bocznych i prospekt organowy (sama szafa) - dodał na marginesie Zakonnik. Dalej o. Ignacy przypomniał, że po 1810 roku, kiedy dekretem Napoleona odbywała się kasata zakonów, także kłodzka świątynia i klasztor odebrano zakononowi i przeszły w ręce państwa. - W kościele stacjonowało wojsko pruskie, a kościół pełnił m.in. funkcję składu broni, to najprawdopodobniej w tym czasie właśnie wojsko pruskie zamurowało te wszystkie nisze – zaznaczył Gwardian. Niestety nisze te, które były długi czas zabudowane wymagają dużego nakładu prac konserwatorskich, ale z czasem będą wyeksponowane w kościele. 

- Kolejną niespodzianką, odkrytą przez odpadające tynki, są stare drzwi do kościoła, które wcześniej nie były widoczne nawet na elewacji. A mówiąc o elewacji, to w czasie, kiedy została podjęta decyzja o częściowym jej zbiciu, odkryła się nisza grobowa, w której były kości ludzkie. Szczątki te zostały pochowane z godnością na cmentarzu – opowiadał dalej Z-akonnik oprowadzając mnie po świątyni, gdzie non stop chodzą dmuchawy suszące mury. 

Podsumowując, o. Ignacy powiedział, że po poprzedniej powodzi proces odrestaurowywania trwał około 15 lat,  obecnie szacuje się, że proces konserwatorski i odbudowa domu, może potrwać do 10 lat. Jesli ktoś chciałby wesprzeć Franciszkanów, czy poszkodowane rodziny z Kłodzka, może wpłacić datek przez serwis https://www.ofiaruje.pl/powodz. 

Tekst i zdjęcie Arleta Wencwel-Plata

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!