TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Sierpnia 2025, 13:11
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Dzieci Maryi

Dzieci Maryi

Sclavinia, Germania, Galia i Roma składają hołd Ottonowi III,
fragment Ewangeliarza Ottona III z ok. 1000 r.

W głośnej swego czasu książce Dana Browna ważnym motywem fabuły było domniemane genetyczne pokrewieństwo niektórych ludzi z Jezusem. Pomijając już fakt, że Jezus potomstwa nie zostawił, to bycie Jego biologicznym potomkiem oznaczałoby głównie odległe pokrewieństwo z dowolnym Żydem zamieszkującym od pokoleń rzymską prowincję Judei.

Zgodnie z Pismem rodzina Matki Bożej zamieszkiwała tamte ziemie od dawna, wywodząc się zapewne z pokoleń Judy i Lewiego. Jakie geny nosił Jezus od strony męskiej nie jest zaś wiadome. Jako w pełni człowiek jakieś musiał przecież mieć, ale można jedynie zgadywać, jakie dokładnie.

Krewni Jezusa
Genetyczne pokrewieństwo z samym Jezusem można włożyć między bajki, jednak genetyczni krewniacy Matki Bożej, potomkowie jej bliskich krewnych żyją do dziś na Bliskim Wschodzie i nie tylko tam. Często nie mając o tym zresztą pojęcia i nie będąc chrześcijanami. Z badań archeologicznych, również genetycznych wiadomo jednak, że ludy zamieszkujące okolice Nazaretu są tam osiadłe od tysiącleci. Starotestamentalne przekonanie, że pochodzą one wprost od potomków wygnanych z raju Adama i Ewy, nie jest zatem dalekie od rzeczywistości.
Kolebka ludzkości jako takiej wprawdzie znajdowała się raczej w Afryce, a sami Adam i Ewa mieli zapewne ciemną skórę, jednak bezpośredni przodkowie Maryi musieli już wyglądać jak współcześni mieszkańcy Palestyny. Nie byli zatem ciemnoskórzy, ale mieli zapewne karnację ciemniejszą niż współcześni mieszkańcy polskich ziem. Jasnogórski wizerunek Maryi może być zatem całkiem bliski rzeczywistości, przynajmniej w kwestii karnacji Królowej Polski. Warto jednak pamiętać, co sam Jezus na kartach Ewangelii mówi o tym, kto naprawdę jest mu krewnym i że nie chodzi tu o pokrewieństwo biologiczne.

Archeogenetyka
Badania genetyczne to w ostatnich latach bardzo popularne i użyteczne narzędzie w archeologii. Jak każde narzędzie jest jednak bezużyteczne samo w sobie, musi być stosowane w odpowiedni sposób i w odpowiednim kontekście. W tym wypadku chodzi głównie o kontekst historyczny i kulturowy. Bez niego bardzo łatwo dojść do fałszywych wniosków.
Niemała jest też pokusa używania badań genetycznych do wyciągania nieuprawnionych hipotez o charakterze rasowym czy wręcz ksenofobicznym. Podczas gdy to właśnie genetyka udowodniła, że pojęcie rasy u ludzi nie ma większego sensu – genomy ludzi o odmiennych kolorach skóry nie różnią się w istotny sposób. Jasny kolor skóry jest przystosowaniem środowiskowym, pozwalającym żyć w strefach klimatycznych o mniejszym nasłonecznieniu. Stąd, mimo że nie wiemy przecież jaki kolor skóry mieli Neandertalczycy, czyli ludzie innego niż my sami gatunku, to na podstawie miejsc ich zamieszkiwania można z dużą pewnością założyć, że musieli mieć raczej jasną karnację. Nijak z tego nie wynika jednak, że każdy człowiek o jasnej skórze musi nosić w sobie geny Neandertalczyka, choć prawdą jest, że wielu Europejczyków domieszkę takich właśnie genów posiada.

Słowiańskie dziedzictwo
Jak bardzo popularne nie byłyby poszukiwania genetycznych przodków współczesnych ludów zamieszkujących Europę, trudno nie zauważyć, że zarówno przez ziemie polskie, czeskie czy wschodnie Niemcy wielokrotnie przechodziły obfite fale migracji z różnych kierunków. Także historia najnowsza, przede wszystkim dwie wielkie wojny i podział Europy żelazną kurtyną, miała swój wpływ na genetykę tych ziem. Patrząc do czasów najdawniejszych cała współczesna ludność Europy ma przodków na Bliskim Wschodzie, gdyż stamtąd właśnie wyszła rolnicza cywilizacja Europy i Zachodniej Azji. W tym sensie wszyscy Europejczycy są daleko spokrewnieni wzajemnie ze sobą. Jednak przeciętnemu Polakowi najbliżej genetycznie do współczesnego mieszkańca krajów położonych w najbliższym sąsiedztwie. Przede wszystkim Czech, Słowacji i wschodnich Niemiec, ale także Ukrainy i Białorusi oraz Litwy, czyli terenów dawnej Rzeczpospolitej. Choć trzeba zauważyć, że powojenne przesiedlenia mocno zaburzyły naturalne rozmieszczenie puli genów na terytorium Polski. Stąd dzisiejszy mieszkaniec Dolnego Śląska najbliżej spokrewniony może być z mieszkańcami Lwowa, a nie pobliskiego Hradec-Kralove.
W każdym razie geny, przynajmniej te dziedziczone po linii matczynej, przemawiają za istnieniem ciągłości populacji ludów słowiańskich zamieszkujących centralną Europę od kilku tysiącleci, choć z licznymi wpływami kolejnych wędrówek ludów i wojen. Niemniej, skoro nasze pra, pra, prababki zapewne mieszkały tu już przed narodzeniem Chrystusa, raczej nie możemy być genetycznymi krewnymi Matki Zbawiciela i Jego samego.

Duchowe pokrewieństwo
Co innego, jeśli spojrzymy na pokrewieństwo od strony nie genetycznej, a geograficznej i kulturowej. Część historyków jest zresztą zdania, że nazwa Słowianie, podobnie jak Wikingowie, to określenie raczej kulturowo-geograficzne niż etniczne, bo tym terminem określano różne plemiona zamieszkujące na wschód od Łaby. Polska cywilizacja i państwo polskie wywodzą się przy tym z kręgu zachodniego rzymskiego chrześcijaństwa, czyli tradycji zachodnioeuropejskiej. Przyjęliśmy bowiem chrzest za aprobatą papieża, a także ówczesnego cesarza rzymskiego, czyli władcy terenów dzisiejszych Niemiec i z pomocą czeskich misjonarzy katolickich.
Tym sposobem Polska stała się częścią cywilizacji zachodniej, poniekąd również cesarstwa rzymskiego. Akt ten przesunął granice tejże cywilizacji na wschodnią granicę ówczesnej Polski, a później Rzeczpospolitej, włączając tym samym do tego kręgu cywilizacyjnego inne ludy zamieszkujące jej tereny, także te chrystianizowane przez Bizancjum. Niniejszym staliśmy się również „adoptowanymi dziećmi” Bożej Matki, którymi są przecież wszyscy katolicy.

Królestwo Maryi
Polska jest szczególnym miejscem na mapie kultu maryjnego w chrześcijaństwie, bo od początku kult Matki Bożej był tu bardzo popularny. Można się spierać, czy jak chcą niektórzy (raczej niechrześcijanie) jest to relikt jakichś prasłowiańskich wierzeń, wspomnienie matriarchatu i kultu matki u pradawnych Słowian, czy jednak faktyczna, szczera pobożność maryjna w chrześcijańskim rozumieniu. Za tym ostatnim przemawiać może, że Matkę Bożą misjonarze od początku przedstawiali jako opiekunkę ludzi, propagując jej kult istniejący od czasów soboru w Efezie.
Wiadomym jest, że zachodni misjonarze uczyli się języków miejscowych, więc mieli możliwość komunikować chrześcijaństwo w sposób dla zwykłych ludzi zrozumiały, odwołujący się do miejscowych pojęć i wierzeń. Dyskusje takie są jednak o tyle jałowe, że o wierzeniach dawnych Słowian niewiele wiadomo, a kult Matki Bożej na ziemiach polskich jest historycznym faktem. Co więcej faktem potwierdzonym państwowymi dokumentami, ponieważ w oficjalny sposób Polska przyjęła Maryję za swoją królową. Nota bene jesteśmy nominalnie jej poddanymi już od początków XVII wieku, czyli od objawień w Neapolu, kiedy to sama Boża Matka miała użyć tego określenia objawiając się ojcu Mancinelli’emu, choć oficjalnie król Jan Kazimierz ustanowił ten tytuł dopiero w drugiej jego połowie. Warto nie zapominać, że opieką Maryi objął w ten sposób również ludy dawnego Księstwa Litewskiego, czyli także tereny współczesnej Ukrainy, gdzie trwa okrutna wojna. Jej opieka z pewnością trwa i w naszych czasach. ■

Dr. Jarosław

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!