Drugie życie Idy
Ten film najlepiej było przemilczeć, podobnie jak „Pokłosie”, ale dostał Oscara i ukazany w nim obraz Polski i Polaków rozleje się na cały świat i to na długie lata. Jaki jest ten przekaz?
Na miałem ochoty wybrać się do kina na film Pawła Pawlikowskiego i w konsekwencji nie miałem najmniejszego zamiaru o nim pisać. Ale „Ida” dostała Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny i w związku z tym dostała drugie życie, a może nawet filmowe życie wieczne. Jak słusznie zauważyli przede wszystkim blogerzy, bo wielu dziennikarzy, czyli profesjonalistów, niestety, rzeczy istotnych nie dostrzega, taki oskarowy film zostanie zakupiony do niemal wszystkich telewizji na świecie i wszyscy będą mogli dowiedzieć się, jak to było w Polsce podczas II wojny światowej i tuż po niej. I oczywiście będą mogli zrozumieć, dlaczego choćby prezydent Obama, czy niemieccy dziennikarze, „przez pomyłkę” mówią cyklicznie o „polskich obozach śmierci”. Dowiedzą się, jeśli dotrwają do końca filmu. No, ale film oskarowy trzeba obejrzeć do końca, bo wstyd będzie wyznać, że się przysnęło. Będzie można być wpisanym do obozu tych, co się nie znają na ambitnym i wybitnym kinie.
Komu podoba się „Ida”?
Już kilka razy miałem okazję wyrazić moje zdanie na temat tzw. ambitnego kina (zwłaszcza hiszpańskiego i skandynawskiego) więc mam pełną świadomość, że ja już dawno do owego obozu ignorantów zapisałem się dobrowolnie. Mam też pełną świadomość, że tym tekstem „zapiszę się” również do obozu tych Polaków zazdrośników i nieudaczników, którzy nie potrafią się cieszyć naszymi wielkimi polskimi sukcesami. Ale taka jest prawda, Oscar dla „Idy” wcale mnie nie cieszy. Wrócę jeszcze raz do faktu, że nie wybrałem się na ten film do kina, choć muszę uczciwie przyznać, że niemal do tego doszło. Podczas mojego ubiegłorocznego pobytu w Nowym Jorku film był akurat w kinach (stosunkowo długo nie schodził z plakatów) i ponieważ nie znałem jego treści postanowiłem zaproponować wspólne oglądanie kilku przyjaciołom (w końcu nie zdarza się na co dzień, że polski film grają w Nowym Jorku, chociaż, trzeba przyznać, że jeśli już coś grają, to nie wiadomo, czy cieszyć się, czy obawiać). Tak się jednak złożyło, że część z nich już film widziała, a część została zniechęcona przez innych przyjaciół, którzy film widzieli. Ci z moich przyjaciół, którzy film widzieli osobiście stwierdzili, że był strasznie nudny i nie wiadomo, o co w nim chodzi. Poszli do kina z sympatii do Polski i Polaków, ale żałowali wydanych pieniędzy. Byli to: amerykański ksiądz o włoskich korzeniach (63 lata), który przed wstąpieniem do seminarium studiował historię, czarnoskóry kleryk (28 lat) z wykształconej rodziny (brat ojca, protestancki pastor był wykładowcą Harvardu) i nieco ponad pięćdziesięcioletnia kobieta wykładająca prawo karne w jednym z nowojorskich uniwersytetów, naturalnie katoliczka. Nie czytałem recenzji filmu amerykańskiej prasy, ale dam sobie rękę uciąć, że recenzent NYT był zachwycony, niemniej warto poznać też opinie zwykłych ludzi. A tych film nie porwał, delikatnie rzecz ujmując. W każdym razie uniknąłem wydania kilkunastu dolarów, a film zobaczyłem już w Polsce, w telewizji, kiedy ochom i achom i nagrodom nie było końca i ogłoszono już nominacje do nagród Akademii. Łatwo mówić teraz, że byłem wówczas niemal pewny, że film zgarnie Oscara, ale też miałem pewność, że jeśli tak się stanie, to nie będzie to ze względu na jego walory artystyczne, ale ze względu na tezy, które propaguje. I właśnie te tezy mnie niepokoją, bo Oscar sprawi, że pójdą w świat.
Oniryczna historia o szukaniu korzeni czy film z tezą?
Zanim jeszcze o tych tezach, chciałbym zacytować opinie dwóch kobiet, które są zdecydowanie za filmem. Nestorka polskiego dziennikarstwa Janina Jankowska napisała w komentarzu do krytycznej opinii o filmie: „Dość powierzchownie odczytał pan ten film i jego przesłanie. Mimo otwierających się życiowych możliwości (spadek po bogatej ciotce), propozycji małżeństwa z młodym, przystojnym chłopakiem, bohaterka wraca do ponurego klasztoru. Tam widzi sens i autentyczną wartość życia. Zapomina Pan też o mądrej przełożonej zakonu, która wysyła ją w ten świat, nie zamyka przed nią innego życia, daje możliwość wyboru. I to jest właśnie piękne w chrześcijaństwie - wolność, dokonywania wyborów. Ten film to pokazał”. I jeszcze jeden głos kobiecy, tym razem mojej koleżanki z „Przewodnika Katolickiego” Natalii Budzyńskiej: „Dla mnie ‘Ida’ nie jest obrazem politycznym i filmem rozrachunkowym. Opowiada historię, która mogła się wydarzyć. Nic nie da uciekanie przed prawdą, że niektórzy Polacy byli antysemitami, że byli też tacy, którzy się nie wykazali heroizmem, ponieważ się po prostu nieludzko bali, że nie widzieli nic złego w tym, że przejmowali domy i majątki po żydowskich rodzinach. Tak samo, jak nie da nic negowanie tego, że byli Żydzi, którzy stali się zatwardziałymi komunistami i w imię diabelskiej ideologii zasądzali wyroki śmierci na polskich żołnierzach podziemia. Pawlikowski w taką historię wrzuca swoją opowieść i nie oskarża, ani nie osądza”. Tyle panie, z którymi niestety, nie mogę się zgodzić, choć ich opinie wydają się być kierowane sercem. Znacznie bliższy prawdy jest, moim zdaniem, Krzysztof Kłopotowski i to właśnie taki przekaz pójdzie w świat: „Pawlikowski podjął roztropną decyzję zawodową stawiając w centrum swojego filmu dwie polskie Żydówki: jedną angeliczną, a drugą demoniczną. Żydzi są ciekawsi dla świata i oczywiście dla samych siebie, niżeli Polacy. Mają nieporównanie większą dynamikę umysłu, trzy razy dłużą historię i wielokrotnie większy wkład w rozwój rodzaju ludzkiego. Nic też dziwnego, że etniczny Polak występuje jako prostak, który nie ma pojęcia o tych skarbach duchowych. Jest mordercą, antysemitą na ohydnej prowincji. Niemców w ogóle nie ma. Wojny nie widać. Polska to taki kraj w Europie Środkowej, gdzie kiedyś mieszkał genialny naród: demoniczny i anielsko dobry, ale został wybity przez lokalnych prymitywów. Tak pomyśli sobie wielu widzów na świecie. Przecież nie znają skomplikowanej historii tej peryferii Zachodu. Nie wiedzą też, że Polska była rajem dla Żydów aż do końca XIX wieku, na tle innych państw Europy. A za okupacji niemieckiej polskie państwo podziemne karało śmiercią za donosy na ukrywających się”.
Inspiracje i skutki
Myślę, że właśnie „roztropna decyzja zawodowa” Pawlikowskiego powinna nas szczególnie zainteresować, bo mało kto wie (oczywiście ja tę wiedzę pozyskałem od blogerów), że autorką pierwotnego scenariusza pt. „Siostra miłosierdzia” jest Rebecca Lenkiewicz, mało eksponowana w Polsce, za to aktywna w Wielkiej Brytanii: „Film jest oparty na wielu prawdziwych historiach dzieci uratowanych z pogromów, wychowanych na katolików” - powiedziała w wywiadzie dla „Guardiana”. Pani Rebecca, obywatelka Wielkiej Brytanii, przyjęła nazwisko po ojczymie Robercie Lenkiewiczu, który był malarzem i wsławił się przede wszystkim, oprócz skandali obyczajowych (jedenaścioro dzieci z siedmioma różnymi kobietami), wykupieniem kościoła w Plymouth i uczynieniem z niego domu i pracowni, w której gromadził swoje dzieła i pamiątki okultystyczne. W takiej głęboko antychrześcijańskiej atmosferze wychowywała się jedna z współtwórczyń „Idy”. A sam Pawlikowski nie ukrywa, że zainspirowała go historia Heleny Wolińskiej-Brus, krwawej stalinowskiej prokurator, która dokonała swojego żywota w spokoju i szacunku od sąsiadów w willowej dzielnicy Oksfordu. W konsekwencji film pokazuje nam targaną emocjami stalinowską oprawczynię i na jej tle niemal bezbarwną zakonnicę, która zapaliła papierosa, napiła się wódki, spędziła noc z pierwszym, który się nawinął i... wróciła do klasztoru. Oczywiście w międzyczasie, w zupełnie niewyobrażalnej scenie (ale celuloid wszystko przyjmie) dokonała nielegalnej ekshumacji swoich rodziców Żydów, razem ze swoją ciocią prokurator i z polskim chłopem, który przyznaje się do zamordowania ludzi, których wcześniej uratował od Niemców. I to są drodzy państwo treści, które poszły w świat: stalinowska prokurator, która jednakże ma ludzkie odczucia, którą trzeba zrozumieć (podobną rolę miał film „Psy” Pasikowskiego w stosunku do funkcjonariuszy SB) i polski prymitywny chłop (na pewno katolik), który może i uratował jakichś Żydów, ale później ich zabił. Droga pani Janino, nikt nie będzie pamiętał subtelnej historii dziewczyny, która wybiera zakon. Droga Natalio, nikt nie chce uciekać przed prawdą, ale najpierw trzeba, aby wszyscy poznali ogół i kontekst, a potem niechlubne wyjątki.
Niestety, filmem „Ida” postanowiliśmy, również za pieniądze z naszych podatków, umacniać w świecie stereotypy, które nas krzywdzą. Włącznie z przemową Pawlikowskiego podczas ceremonii wręczenia Oscarów, w ramach której wyraził on przekonanie, że na pewno wszyscy jego przyjaciele Polacy są nieźle urżnięci. Tak, żeby nam niczego nie zabrakło: Polak katolik i alkoholik. I antysemita.
Tekst ks. Andrzej Antoni Klimek
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!