Drugie przebudzenie św. Józefa
Czego uczy nas św. Józef budzący się w środku nocy i ratujący siebie oraz Świętą Rodzinę przed zagładą?
Po odejściu Mędrców z Betlejem nic nie wskazywało na to, że miałoby nastąpić coś złego. Wraz ze św. Józefem i Matką Bożą jesteśmy otoczeni ciszą betlejemską, pełni milczącego zdumienia, które udziela się nam za przyczyną opiekuna Zbawiciela. Jest co prawda możliwe, że nadal wybrzmiewa w naszych uszach nakaz Heroda skierowany do gości ze Wschodu, aby do niego wrócili i powiadomili go o swoich doświadczeniach w Betlejem. Ale ten Herodowy nakaz nie brzmiał groźnie; ktoś mógłby nawet wywnioskować, że słowa króla o pragnieniu oddania czci nowonarodzonemu Królowi żydowskiemu dobrze o Herodzie świadczyły. Mędrcy nie znali dotychczas tego przywódcy, więc nie jest wykluczone, że nawet się ucieszyli, gdy otrzymali od niego osobiste zaproszenie, aby go odwiedzić w drodze powrotnej. Wobec tego niewiele brakowało, aby naiwnie wpadli w pułapkę.
Niebezpieczna naiwność
Pierwsze podejrzenie, że słowa Heroda nie były szczere, pojawia się wówczas, gdy Mędrcy we śnie otrzymują nakaz, aby do Heroda nie wracać. Niemniej nawet wtedy człowiekowi naiwnemu nie chciałoby się uwierzyć, że życie w Betlejem mogłoby przestać toczyć się w spokoju. Mimo przeciwnych sygnałów osoba naiwna powtarzałaby sobie i innym, że nie trzeba snuć teorii spiskowych; nie trzeba od razu podejrzewać króla o złe zamiary i nie trzeba tak szybko źle go oceniać. W końcu nawet Pan Jezus powie kiedyś: „nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni”. Mimo to faktem jest, że ci, którzy lubują się w powtarzaniu słów Chrystusa, że nie należy osądzać, krytykować lub nawet oceniać bliźniego, zapominają o innych wypowiedziach Syna Bożego.
Przypomnijmy sobie słowa Jezusa o człowieku, który zaczyna budować wieżę bez zastanowienia się, czy będzie mógł dokończyć budowę. A co z przestrogą o królu, który wychodzi na bitwę z drugim królem, nie zastanowiwszy się, czy ma wystarczające zasoby do stoczenia walki (por. Łk 14, 28-32)? Pan Jezus poucza, że trzeba dokonać dobrego, roztropnego rozeznania z dokładną analizą sytuacji, aby się nie okazało, że budowana wieża nie będzie dokończona, a bitwa okaże się porażką. Nigdzie Chrystus nie zachęca nikogo do naiwności. Naiwny okazałby się więc człowiek, który nie wziąłby pod uwagę przebiegłości i złośliwości Heroda. Naiwność jest zgubna, bo wynika z nieumiejętności używania rozumu i z braku dobrego rozeznania. Poza tym, dobre rozeznanie nie jest możliwe bez uwzględnienia wszystkich dostępnych faktów.
Mędrcy nie znali wszystkich faktów. Jako obcy, przybysze ze Wschodu niemający wystarczającej wiedzy odnośnie do osoby Heroda, nie mieli też informacji na temat jego chorobliwych lęków i kompleksów. Dlatego Pan Bóg uzupełnił ich braki, oświecił ich rozum, ujawniając im swoją wolę w postaci nadprzyrodzonego ostrzeżenia we śnie, aby nie wracali do tego człowieka. Oni z kolei tego nie zlekceważyli, chociaż mogli zbagatelizować przesłanie z nieba, bo jako osoby niosące kosztowne dary niewątpliwie byli wcześniej przyjęci przez Heroda przystojnie i życzliwie. Co więc sprawiło, że nie zlekceważyli Bożego ostrzeżenia?
Musiało to być przede wszystkim spotkanie z nowonarodzonym Mesjaszem, ale nie tylko. Będąc przy żłóbku, znaleźli się również w obecności św. Józefa i jego Niepokalanej Małżonki. Dzięki takim okolicznościom oraz gotowości przyjęcia
błogosławieństwa Bożego od Dziecięcia w ich duszy i umyśle dokonała się nadzwyczajna przemiana. O ile na spotkaniu z Herodem mogli się okazać osobami naiwnymi, o tyle po pobycie w Betlejem ich myślenie zmieniło się pod wpływem Bożej łaski. Naiwność, jeżeli była, teraz już znikła. Posłuszni ostrzeżeniu, udali się do swojego kraju inną drogą.
Józef najroztropniejszy
Św. Mateusz, chcąc ukazać dramatycznie rozwijającą się sytuację po betlejemskiej wizycie Mędrców, nagle przerywa swój opis w gramatycznym czasie przeszłym i podaje następującą informację w czasie teraźniejszym: „Oto anioł Pański ukazuje się Józefowi we śnie” (Mt 2, 13). W naszych polskich przekładach biblijnych to zdanie jest przytoczone w czasie przeszłym. W rzeczywistości decyzja Ewangelisty, aby podać powyższą informację w czasie teraźniejszym, pokazuje, jak bardzo zależało mu na tym, abyśmy dosłownie wkroczyli w przedstawioną przez niego sytuację i wraz z Józefem spróbowali zaangażować się w to, co opiekun Zbawiciela sam przeżywał. Okazuje się, że Boskie ostrzeżenie miało dotyczyć nie tylko dalszych planów Mędrców, ale również Józefa i jego Świętej Rodziny. To drugie objawienie otrzymane przez małżonka Najświętszej Dziewicy uświadamia również i nam, że w procesie rozeznania nie można zapomnieć o świetle Bożym dla umysłu, które ma zapewnić, że rozeznanie nie będzie błędne.
W chwili, gdy dociera do nas treść Bożego ostrzeżenia skierowanego do Józefa, już nie mamy wątpliwości, że sytuacja jest groźna. Teraz wiemy, że nad spokojną sceną betlejemską rzeczywiście gromadzą się ciemne chmury. Jeżeli wcześniej naiwnemu człowiekowi mogłoby się jeszcze wydawać, że nie trzeba się zbytnio przejmować, to teraz poprzednia naiwna ocena sytuacji okazałaby się żałosna. Na naszych oczach potwierdza się fakt, że Pan Bóg zawsze wie więcej i lepiej. Stąd też nakaz anioła w drugim Józefowym śnie, aby wziąć Pana Jezusa i Matkę Jego i uciec do Egiptu, bo Herod będzie chciał zabić Dziecię.
Ale bądźmy ostrożni! Bo nawet w takiej sytuacji może odezwać się w sercu naiwne spostrzeżenie, że przecież jest noc, wszyscy śpią, a zatem Boży nakaz ucieczki nie musi być spełniony natychmiast. W końcu ucieczka do obcej krainy wymagałaby przynajmniej minimalnego przygotowania, zamknięcia lub zawieszenia niektórych spraw zawodowych, pożegnania się z bliskimi i przemyślenia przyszłych kroków. W ten sposób logicznie myślący ludzie poradziliby Józefowi, aby był spokojny, nie panikował, poczekał do rana i dopiero wówczas wyruszył do Egiptu.
A co robi Józef? On takich rad by nie przyjął. Po otrzymaniu orędzia wstaje w środku nocy, bierze Dziecię i Jego Matkę i udaje się do Egiptu. Opiekun Zbawiciela nie jest naiwny. On ocenia sytuację w świetle Bożego objawienia. Zignorowałby wszelkie naiwne podpowiedzi, które nie brałyby pod uwagę grzeszności Heroda. Niestosowne i nieroztropne byłoby zatem zwlekanie, liczenie na zmianę sytuacji albo pomoc krewnych czy znajomych.
Współczesna naiwność
Drugie przebudzenie Józefa, z decyzją o natychmiastowym nocnym opuszczeniu Betlejem, winno się przyczynić do naszego moralnego i duchowego przebudzenia. W dobie niepewności, kiedy okoliczności życiowe prowadzą wielu ludzi do rozpaczy, rodzi się pytanie, co zrobić, aby poradzić sobie ze stresem; jak zadziałać, aby pozbyć się paraliżujących lęków i przywrócić sobie pokój serca potrzebny do właściwego funkcjonowania. Dla wielu poszukiwanie spokoju kończy się na wizycie u psychologa lub terapeuty, podczas gdy należałoby zacząć od stanu swojej duszy, dobrego rachunku sumienia i wyspowiadania się. Kontynuacja takiej duchowej „terapii” polegałaby na nauczeniu się adoracji Najświętszego Sakramentu i modlitwy różańcowej. Liczni ludzie nazwaliby taką „terapię” zbyt mało postępową i nienaukową. Zapomnieliby o biblijnej prawdzie, że słaba dusza i słaba wiara często są podłożem zachwianej psychiki.
Problem z psychologią często polega na tym, że ta dziedzina nie bierze pod uwagę grzechu pierworodnego i jego skutków. Porada psychologiczna i psychiatryczna niejednokrotnie bazuje na przekonaniu, że to, co Boże objawienie nazywa grzechem, jest najwyżej ludzkim ograniczeniem, z którym trzeba się nie tyle uporać, ile nauczyć się żyć. Idąc tym tokiem myślenia, tak zwane „ludzkie ograniczenia” niekoniecznie miałyby być źle postrzegane, bo mogłyby stać się realnym potencjałem w procesie lepszego poznawania siebie w dążeniu do samoakceptacji. Czy możemy się zatem dziwić, że niektórzy dzisiaj domagają się, aby Kościół pobłogosławił ich grzechy?
Do takich absurdów dochodzimy, gdy traktujemy grzech w kategoriach nie tyle moralnych, ile psychologicznych. Przy takim podejściu nie ma miejsca na skruchę przed Bogiem i na pracę nad sobą w celu osiągnięcia świętości, bo po co? Skoro człowiek może pokonać wszystko, co złe, za pomocą pozytywnego myślenia i optymistycznego patrzenia na siebie i na świat, to znaczy, że łaska przestaje być konieczna. Nie przyjmując do wiadomości, że proces odstresowania musi się zacząć nie tyle od ćwiczeń oddechowych i diety wegetariańskiej, ile od ćwiczeń duchowych i postu w celu pokonania grzechu, człowiek daje się naiwnie zmanipulować. Już najwyższy czas, aby wschodnie techniki relaksu zostawić tym, którzy nie poznali wyzwalającego Chrystusa. Warsztaty Enneagramu wraz z innymi przebłyskami gnostycznego New Age odrzućmy stanowczo, bo tego rodzaju fenomen, pojawiający się nawet w katolickich ośrodkach, prowadzi do synkretyzmu, duchowego spustoszenia i stopniowego wyprowadzenia ludzi z wiary katolickiej.
Św. Józef budzący się w środku nocy i ratujący siebie oraz Rodzinę przed zagładą poddaje się Bożej interwencji. Podejmuje działania niewygodne, rezygnuje z miłego snu, ale nie w celu lepszego kontaktu ze sobą lub z naturą. On podejmuje trud po to, aby jeszcze bardziej zjednoczyć swoją wolę z wolą Bożą. Nie daje się zwieść przez naiwne myślenie, prowadzące do duchowego i moralnego letargu. Co więcej, Józef nie uciekłby od Heroda o własnych siłach. Nie wiedziałby nawet o jego zasadzce, gdyby nie Boże objawienie. Naśladujmy zatem jego Bożą roztropność, a to uchroni nas przed naiwnym myśleniem i jego skutkami.
Ks. Jacek Stefański
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!