TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 18 Sierpnia 2025, 00:51
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Dotyk anioła

Dotyk anioła

Wszyscy jesteśmy doskonale świadomi istnienia naszych Aniołów Stróżów, ale najczęściej nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo pomagają nam w naszej codzienności i w relacji z samym Bogiem. Czasami też zupełnie nie dostrzegamy żywych i całkowicie materialnych aniołów obok nas.

Była połowa lat 80. XX wieku. Miałam 10 lub 11 lat, zbliżała się 18.00. Moja klasa właśnie skończyła lekcje. Wychodziliśmy ze szkoły. Od domów dzieliły nas trzy, cztery minuty drogi, więc jak co dzień czuliśmy się bardzo bezpiecznie. Przed szkołą zaparkował tzw. duży fiat, ale wcale nie na parkingu, tylko na chodniku przed wejściem głównym. Wysiadło z niego dwóch mężczyzn, mogli mieć koło 40 lat. Patrzyli tylko na mnie. Naprawdę. 

Anioł, czyli posłaniec

Podeszli i zapytali, czy mogę im wskazać drogę do przedszkola „Plastuś”. To przedszkole było stosunkowo blisko, jednak trudno było je pokazać, bo zasłaniały je bloki. Tłumaczyłam tym dwóm, bardzo grzecznym i sympatycznym skądinąd, panom jak tam trafić, ale oni wciąż rozkładali bezradnie ręce. „Nie trafimy tam bez ciebie!” – powtarzali rozpaczliwie. „Musisz wsiąść do auta i pokazać nam drogę. A zaraz potem cię odwieziemy”. Że nie wolno ulegać takim prośbom doskonale już wiedziałam, więc wcale nie ukrywałam, że w żadnym wypadku tego nie zrobię.

Ale panowie prosili i prosili. Potem otworzyli tylne drzwi fiata i kazali po prostu wskoczyć. I mówili, że już bylibyśmy z powrotem, gdybym się od razu zgodziła. Coraz mocniej naciskali. Plac pustoszał, a ja nie mogłam się wyrwać z tej niepokojącej rozmowy. I być może w końcu wsiadłabym do tego samochodu, gdybym w pewnym momencie nie poczuła, że ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Była to zupełnie nieznajoma kobieta. Spojrzała na mnie i powiedziała krótko: „Idź do domu”. Zaczęła tłumaczyć mężczyznom jak dojechać i zapewniała, że to bardzo blisko. Wtedy na przejażdżkę zaczęli namawiać ją. Odmówiła, tłumacząc, że w domu zostawiła małe, śpiące dziecko i absolutnie nie może.

Szłam w kierunku mojego bloku i wciąż się oglądałam. W pewnym momencie nieznajoma z niechęcią wsiadła do fiata i we trójkę odjechali. Do dziś zastanawiam się, kim była, ale także zadaję sobie pytanie, co się później wydarzyło. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że uratowała mnie przed czymś strasznym. Być może nawet przed śmiercią. Słowo „anioł” - z greckiego ἄγγελος – oznacza posłańca. Według „Słownika Teologii Biblijnej” Dufour’a to ktoś, kto ma zadanie do wykonania. Misję. Więc aniołem może być też człowiek. Anioł Stróż jednak to osoba bardzo szczególna. Nasz osobisty opiekun. Nigdy nie odpoczywający, nigdy nie tracący czujności. 

Ojciec Pio o Aniołach Stróżach

Głęboką świadomość roli Aniołów Stróżów w rzeczywistości człowieka miał św. ojciec Pio, który notabene, przez całe swoje życie spotykał anioły. Z tego też powodu tak dobrze je znał. Prócz tego otrzymywał też od nich wewnętrzne przekazy. Nauczył się rozpoznawać, odróżniać obecność Anioła Stróża od obecności złego ducha, który udając tego pierwszego próbuje człowieka zwieść.

W liście, który napisał 15 lipca 1913 roku do swojej duchowej córki Annity, przekazał nie tylko jak współpracować z naszym Aniołem Stróżem, ale jak się modlić za jego wstawiennictwem i jak radzić sobie z pokusami.

Święty pisał Annicie o tym, że nie tylko Bóg, ale także Maryja i nasz Anioł Stróż powinni być w centrum naszego życia. „Po pierwsze niech Twoje serce będzie zawsze świątynią Ducha Świętego. Po drugie niech Jezus roznieci ogień swojej miłości w Twojej duszy i niech zawsze uśmiecha się do Ciebie, tak jak do wszystkich dusz, które kocha” – napisał na początek i dodał też - „Niech Przenajświętsza Maryja uśmiecha się do Ciebie w czasie wszystkich wydarzeń Twego życia i obficie uzupełnia pustkę nieobecności ziemskiej matki”. A o Aniele Stróżu pisał tak: „Niech Twój dobry Anioł Stróż zawsze dogląda Ciebie i będzie Twoim przewodnikiem na trudnej ścieżce Twego życia. Niech zawsze utrzymuję Cię w chwale Jezusa i niech utrzymuje w swych dłoniach byś nogi na kamieniu nie mogła zranić. Niech ochrania Cię pod swymi skrzydłami od wszelkich oszustw tego świata i jego zła”.

Ojciec Pio prosi w liście Annitę o docenianie obecności i trudu swego Anioła Stróża. „Annito, miłuj wielką pobożność tego dobrego anioła. Jakże pocieszające jest wiedzieć, że mamy ducha, który od łona matki, aż po nasz grób, nigdy nas nie opuści nawet na chwilę, nawet wtedy, gdy jesteśmy skłonni do grzechu. Ten niebiański duch prowadzi nas i chroni jak brata, przyjaciela. Pocieszające jest również wiedzieć, że ten anioł modli się za nas nieustannie i przedstawia Bogu wszystkie nasze dobre uczynki, nasze myśli, nasze pragnienia, jeśli tylko są czyste. Nie zapominaj o tym niewidzialnym towarzyszu, zawsze obecnym, zawsze skłonnym nas wysłuchać i zawsze gotowym pocieszyć. Nigdy nie mów, że zostałaś sama ze swoimi trudnościami – podkreśla ojciec Pio. - Nigdy nie mów, że nie masz nikogo dla kogo możesz otworzyć swoje serce i zaufać. Byłaby to ogromna niesprawiedliwość dla niebiańskiego posłańca. Zawsze jest ktoś, komu możesz powierzyć swoje problemy”.

Diabeł w anielskiej „skórze”

Św. ojciec Pio wyjaśnia także w liście jak odróżnić głos swojego dobrego anioła od głosu złego ducha. „Jeżeli chodzi o wewnętrzne głosy, nie przejmuj się, zachowaj spokój. To czego musisz unikać to nadmierne przywiązanie Twojego serca do tych słów. Nie poświęcaj im zbyt dużo uwagi. (…) Nie daj sobie zamieszać w głowie, próbując rozpoznać, które wewnętrzne przesłanie pochodzi od Boga. Jeśli Bóg jest ich autorem, jednym z głównych znaków jest to, że gdy słyszysz te głosy, wpierw napełniają Twoją duszę strachem i zmieszaniem, ale później doświadczasz Boskiego pokoju. Kiedy autorem wewnętrznych dialogów jest wróg, wtedy zaczyna się fałszywa ochrona, a następnie agitacja i bardzo złe samopoczucie”.

W przeddzień Wigilii

Na koniec jeszcze jeden przykład „tajemniczej” pomocy z życia wzięty. „Jechałam do rodziny na Boże Narodzenie pociągiem – wspomina pani Ewa. - Miałam przesiadkę na dworcu w Kutnie. Jest tam podziemne przejście i schody prowadzące na perony. Był 23 grudnia więc podróżnych było co nie miara i wszyscy straszliwie się pchali i spieszyli. Wchodziłam po schodach na peron, niosłam dwie ciężkie, duże torby. Jestem niska drobna i chuda. W pewnej chwili ktoś mnie potrącił i straciłam równowagę na tych schodach. Torby pociągnęły mnie do tyłu. Całkiem straciłam kontrolę nad sobą. Pomyślałam, że zaraz spadnę, połamię się i na święta wyląduję w szpitalu. Albo nie daj Boże, uderzę głową o kant schodka…

I wtedy poczułam jak ktoś z tyłu zaciska dłonie na moich ramionach i pcha mnie co sił do przodu. To była kobieta z bagażami, która wchodziła na peron za mną. Mówiła, że nie wie jak to się stało, że obie nie spadłyśmy, bo ona też straciła równowagę, a coś jej mówiło, że mimo tego ma pchać mnie do przodu ile tylko da radę. Stałyśmy jeszcze przed moment na tych schodach, żeby ochłonąć i wciąż powtarzałyśmy, że to cud jakiś, że nie poleciałyśmy w dół!” 

Tekst Aleksandra Polewska-Wianecka

 

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!