Doprowadź sprawę do końca
Kiedy ktoś już wie, że błądzi, potrzebuje pomocy w znalezieniu drogi do domu.
Wiem, że już wakacje, ale nie chciałem zostawiać tego ostatniego właściwie tematu w „zamrażarce” na dwa letnie miesiące. A z kolei fakt, że to w pewnym sensie ostatnia wskazówka, którą chcę się podzielić w tym cyklu, wcale nie znaczy, że do naszych „zmagań” nie powrócimy po wakacjach. Ale dzisiaj przyszedł czas konkluzji. Sprawy, moi drodzy, zawsze należy doprowadzić do końca i jeśli jesteśmy w jakimś procesie to nie zatrzymujmy się przed metą.
Mówiąc otwartym tekstem, jeśli nasza droga modlitwy, wyrzeczeń, starań i rozmów doprowadziła do jakiejś otwartości ze strony dziecka, porzucenia wrogości i pewnego zainteresowania Bogiem i Kościołem, nie można się zatrzymać: trzeba delikatnie dążyć do zobowiązania. Ja rozumiem, że się tego obawiamy, bo nie wiemy jak dziecko zareaguje, ale nie powinniśmy się obawiać. Nawet jeśli dziecko powie „nie”, trzeba pamiętać, że dzisiejsze „nie” wcale nie oznacza „nie” na zawsze. Zresztą nawet Panu Jezusowi niektórzy mówili „nie” na Jego zaproszenie do pójścia za Nim (na przykład bogaty młodzieniec, który nie chciał się pozbywać swoich dóbr materialnych), ale mimo wszystko On nigdy nie zwlekał z zaproszeniem kogoś do zaangażowania. Oczywiście z delikatnością, z miłością, nie na siłę, ale należy dążyć do tego, by dziecko podjęło świadomą decyzję o staniu się uczniem Jezusa.
Brandon Vogt wymienia cztery zasadnicze kroki do ponownego połączenia się z Kościołem. Pierwszym z nich, według Vogta najważniejszym jest nawiązanie kontaktu z miejscowym księdzem. Wielu młodych ludzi księży po prostu lekceważy, w niektórych środowiskach jest w dobrym tonie kpienie z duchownych. Podzielę się takim swoim doświadczeniem. Chodziłem po kolędzie w części parafii, gdzie wielu ludzi mieszka sezonowo, więc tam co roku idzie się trochę „po omacku”. Na ganku jednego z takich zamieszkałych sezonowo domów stał młody mężczyzna. Na moje pytanie, czy życzą sobie księdza z wizytą duszpasterską uśmiechnął się w taki sposób, jakbym był sprzedawcą obwoźnym i proponował mu coś, co jest dla niego absolutnie zbędne, wręcz śmieszne. „My? Ależ skąd... Nie, nie”. Odpowiedziałem uśmiechem i poszedłem dalej. Odwiedziłem kolejny dom, a potem kiedy przechodziłem do następnego usłyszałem sapanie za plecami. Ów młody mężczyzna biegł za mną. „Wie pan co? Jednak mama stwierdziła, że możemy pana przyjąć...” Zawróciłem, uśmiechnąłem się i powiedziałem, że nie ma żadnego problem. „Wie pan, mama opiekuje się ciężko chorą babcią, czyli jej mamą, właściwie umierającą i po prostu chyba dlatego potrzebuje z kimś takim porozmawiać” - chyba próbował się wytłumaczyć mężczyzna. Spędziłem u nich dobre pół godziny. Owszem, mama też chciała porozmawiać, ale to głównie ów młody mężczyzna - jak się okazało dawno temu porzucił katolicyzm - dopytywał się o mój wybór kapłaństwa, czy nie żałuję... Wyraźnie się zmagał z dylematem, jak ktoś mógł poświęcić życie dla garści mitów (jego zdaniem) i jeszcze być szczęśliwym. Mam wrażenie, że przynajmniej owego lekceważenia dla tego co reprezentowałem swoją osobą, którym mnie przywitał na ganku, już w nim nie było.
A wracając do tematu, jeśli dziecko denerwuje myśl o rozmowie z księdzem dzisiaj mamy różne formy komunikacji nie bezpośredniej, można zacząć od tego. Może mail, może czat, może rozmowa telefoniczna. Od czegoś trzeba zacząć.
Krok drugi to dobra spowiedź. „Jak w przypadku syna marnotrawnego z przypowieści Jezusa jedną rzeczą jest decyzja o powrocie do domu, inną natomiast przebycie tej drogi do Ojca i ponowne przejście przez drzwi. Do tego służy spowiedź” - napisał Vogt. To oczywiste, że jeśli poprzednia spowiedź była lata temu, myśl o kolejnej może być denerwująca. Nie pamięta się ani wszystkich grzechów, ani nawet zasad dobrej spowiedzi i odpowiedniej formułki. Warto wtedy uzmysłowić dziecku, że dla księdza to nie są żadne problemy, że ma często do czynienia z podobnymi sytuacjami. A najlepiej byłoby po prostu, gdyby na taką spowiedź specjalnie się umówić. Kiedy ktoś się umawia z księdzem na spowiedź, przede wszystkim daje księdzu do zrozumienia, że mu na niej zależy i że sprawa może nie być prosta, że potrzebuje pomocy, żeby przez to przejść. A wy jako rodzice możecie też się postarać, żeby wasz dzieciak nie trafił do jakiegoś przypadkowego księdza (bo wiem, że różnie w naszej „branży” być może), ale do takiego, który naprawdę przytuli go do otwartego boku Pana Jezusa, z którego wypływa przebaczenie ludzkich grzechów. Po takiej spowiedzi prowadzącej do pełnej jedności z Kościołem czas na kolejny krok, którym jest uzupełnienie sakramentalnych zaległości. Najprawdopodobniej większość dzieci odpuszcza bierzmowanie, więc jeśli tak też było w przypadku twojego dziecka warto pomyśleć o jakimś przygotowaniu do przyjęcia tego sakramentu. W naszych polskich warunkach, zwłaszcza w mniejszych parafiach, nie ma zbyt często cyklu przygotowań dla dorosłych, ale na pewno znajdzie się ksiądz, który chętnie przygotuje młodzieńca czy pannę nawet w cyklu indywidualnym. Z doświadczenia wiem, że takie przygotowania mogą być bardzo dobrym przeżyciem dla obu stron. Ksiądz wreszcie może się ucieszyć, że ktoś naprawdę chce się przygotować dobrze do bierzmowania i mu na tym zależy, a młody człowiek z kolei może doświadczyć pewnej wyłączności, ksiądz całą swoją uwagę poświęca tylko jemu i żadne pytanie, czy wątpliwość nie narazi go na śmieszność wobec grupy. Zdaję sobie sprawę, że wielu czytelników może być tu lekko zawiedzionych, że upieram się przy tym nadrabianiu zaległości. Może oczekiwaliście jakiejś większej wyrozumiałości, przyzwolenia na luźne „pałętanie się” po kościelnych pastwiskach. I kto wie, ja może bym i nawet przyzwolił, ale mądrzejsi ode mnie twierdzą, że takie lewitowanie niczemu nie służy. Trzeba iść do przodu. Trzeba się formować, trzeba pozwolić Bogu aby nas formował.
Ostatnim krokiem jest znalezienie dla siebie wspólnoty kościelnej i przystąpienie do niej. To nie jest łatwe, „bo nie wszystkie parafie działają w taki sam sposób. Niektóre są przyjazne i dynamiczne. Można tam znaleźć piękną liturgię, inspirujące homilie, aktywne duszpasterstwa i wielu chętnych uczniów, którzy mogą przyciągnąć twoje dziecko bliżej wiary. Inne tylko brną naprzód, by przetrwać, oferując banalną liturgię i słabe wsparcie”. Nie zachęcam do skakania z kwiatka na kwiatek, ale nawrócony potrzebuje wspólnoty. Pomóż mu ją odnaleźć. ■
Tekst ks. Paweł
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!