TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 06 Września 2025, 00:53
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Dlaczego odnalezienie w świątyni było radosne, czyli Tytus i Leon jako bracia Chrystusa

Dlaczego odnalezienie w świątyni było radosne, czyli Tytus i Leon jako bracia Chrystusa

Nie jest łatwo odmawiać kolejne modlitwy Różańca i jednocześnie rozmyślać nad tajemnicami życia Jezusa i Maryi. Chyba, że sięgniemy do naszych własnych doświadczeń. Warto spróbować.

Co prawda październik dobiega końca, ale proponuję dzisiaj refleksję z cyklu różańcowych (Czytelniczka powiedziała „z cyklu moherowych” – ale chyba one nie są moherowe, choć ja się tego określenia nie boję wcale). Właściwie pomyślałem, że mógłby to być oddzielny cykl pod nazwą „Klucze do Różańca”. Pomysł ewentualnego cyklu sprawia, że jeszcze raz muszę zastrzec, choć boję się, że nudzę: nie jestem specjalistą od Różańców, teologii, wiary, biblistyki i w ogóle od niczego w tym zakresie. Z tego co mi wiadomo jestem jedynie specjalistą psychiatrą, a i to z pewnością nie od wszystkiego w psychiatrii. A gdzież tam!
Ja tylko chodzę z Borysiem (mój pies) po Cytadeli i modlę się jak umiem, a że nie umiem, to muszę sobie pomagać i szukam kluczy. I mam nadzieję, że komuś to pomoże, ale to jest taka słaba nadzieja. Z nadzieją, wiarą i miłością to łatwo nie jest.
Moja technika myślenia o Różańcu jest prosta. Nic nie wiem, więc wszystko mnie dziwi. Dziś jest sobota i tajemnice radosne. Mi się one zresztą mylą z chwalebnymi. I jest powód. Bo dla mnie Zmartwychwstanie jest powodem do radości (a to nie dziś! to jutro!), a niby dlaczego odnalezienie Chrystusa w świątyni jest radosne? No i dla kogo?
Tak myślę, jak On to zrobił, że się zgubił? Z Pisma Świętego wynika, że Chrystus był wtedy gdzieś w wieku Tytusa (11) i Leona (9). No dobra, wiem, że Jezus miał 12, ale nie mam wnuka w tym wieku. Zresztą prawie na pewno był fizycznie słabszy (co najmniej niższy) od moich chłopaków. Po prostu ludzie byli wtedy niżsi. Tytus ma chyba ze 155 cm. Jak dorosły w czasach Chrystusa. Umysłowo – to trudno powiedzieć. Z pewnością Jezus był oczytany w Piśmie, co się miało zaraz okazać, ale chłopcy są napędzani internetem, a Leon ma do tego niezwykłą intuicję – ma to po mnie, umie odpowiadać na pytania, na które nie zna odpowiedzi, a nawet na takie, których nie rozumie. Ja też tak mam. Taki zwariowany dar. Z tym jest zresztą kłopot, bo nigdy nie wiadomo czy ten dar przyjdzie wtedy, kiedy jest potrzebny. Zwykle przychodzi. Ale czasem nie… Więc umysłowo – raczej Jezus, ale może wcale nie z taką dużą przewagą. No więc właśnie. Jak taki mądry chłopak może się zgubić na prostej drodze. Tam, w Ziemi Świętej, jest wszędzie pustynia, za drzewami się raczej nie schowasz.
Próbuję sobie to wyobrazić na przykładzie moich wnuków. Pismo Święte zapewnia mnie i nie mam powodu, żeby nie wierzyć, że Tytus i Leon są braćmi Chrystusa. Ja też jestem, tylko, że Jezus-człowiek nigdy nie dożył 60., i trzeba by tu więcej zmyślać. A 9 i 11 lat przecież miał. Więc jakby Tytus i Leon bardziej są Jego braćmi. To znaczy są braćmi tak samo, ale ja sobie lepiej ich wyobrażam w tej roli. A bracia są do siebie podobni. Sam mam trzech braci, to wiem.
Jeśli Jezus był bardziej podobny do Tytusa, to wlókł się za wszystkimi z tyłu. Pewnie i z kilometr. Maryja i Józef dawno przestali już na to zwracać uwagę, bo kładł się ciągle na drodze i oglądał jakieś mrówki, żuki gnojki, trawki, kwiatki i inne takie. I sobie coś tam o nich myślał. I jak taka mrówka zawróciła do Jerozolimy, to on za nią zawrócił, bo chciał zobaczyć gdzie pójdzie. A w tym czasie w ogóle zapomniał, gdzie dotąd szedł. Jeśli był Jezus podobny do Tytusa – mogło tak być. Co ja mówię? Tak było!
Ale jeśli był podobny do Leona, to raczej biegł do przodu. I miał poczucie, że nikt za nim nie nadąża. Że trzeba szybko, bo można coś przeoczyć, bo coś może umknąć uwagi. Czyli jak się z przodu znalazł na tyle? No, bo do Jerozolimy trzeba było przecież wrócić. Nie obiegł kuli ziemskiej dookoła, bo to przecież było naprawdę, a nie w kreskówce. Czyli z drugiej strony musiała iść druga grupa pielgrzymów albo kupców. Pewnie tam było coś ciekawego. I ten Chrystus, podobny do Leona, po prostu pomyślał, że wszyscy są tak bardzo do tyłu za nim, że spokojnie zdąży i „to uczynić i o tamtym nie zapomnieć”. Jeśli był jak Leon – mogło tak być. Co ja mówię? Na pewno tak było.
Czyli już wiem, a jestem dopiero w połowie Cytadeli, jak się zgubił Jezus – jak Tytus albo jak Leon. No, bo gdyby się zgubił jak Bronek, to by znaczyło, że On w ogóle z tej Jerozolimy nie wyszedł. Bo się tam zamyślił i układał patyczki w taką zmyślną wieżyczkę. A przecież wyszedł, bo piszą, że wyszedł. Czyli wtedy nie był jak Bronek. Ale Bronek ma dopiero pięć i pół roku. To gdzie mu tam na razie.
Wiem jak się zgubił. Jak się znalazł - to jest opisane. Pozostaje pytanie – dlaczego to jest radosne?
Oczywiście, nie jestem kompletnym idiotą (nie zawsze przynajmniej). Domyślam się, dlaczego Rodzice się cieszyli. Jak się zgubi dziecko, to człowiek mało nie zwariuje ze szczęścia, że je znalazł, choć tak na co dzień to z drugiej strony często myśli, że mogłoby się na trochę zgubić… Ale niech się tylko zgubi, to zaraz pełna panika. I niezwykła ulga jak się znajdzie, a więc i radość. Czyli Rodzice – radośni. Ale przecież te tajemnice to nie są dla Maryi i Józefa, tylko dla nas! A my czemu się mamy cieszyć? Czyli co by się niby stało, gdyby Go w ogóle nie znaleźli?
Jezus by sobie poradził. Z głodu by nie umarł. Biorąc pod uwagę szacunek Żydów wobec wszystkich świątynnych spraw – pewnie mógłby tam po prostu funkcjonować, jako jakaś atrakcja typu „dziecko, a myśli”. Zanim ktoś by się spostrzegł, już zostałby starcem Symeonem, a przynajmniej zająłby jego etat. A czemu to byłoby źle dla nas? To jest pewnie problem teologiczny. Czyli lepiej, żebym się od tego trzymał z daleka, bo się będą ze mnie śmiali teolodzy, a zwłaszcza jeden, z którym często chodzę na spacery i który bywa nieco złośliwy. Wybacz Andrzeju. Ale mimo wszystko kusi mnie, żeby zgadywać.
Jezus był Bogiem i człowiekiem. Ale to, że był człowiekiem narzucało Mu istotne ograniczenia. Kiedy był niemowlęciem nie poleciał sam na nóżkach tłustych do Świątyni, żeby się obrzezać, prawda?
Czyli musiał przejść formację, dojrzeć jako człowiek, choć jako Bóg nie tylko nie musiał, ale nawet zasadniczo nie mógł, bo dojrzewanie jest w czasie, a Bóg nie jest w czasie. Można więc chyba zakładać, że gdyby Go Rodzice nie znaleźli, to On by jakoś dojrzał i uformował się inaczej. I może z tego mamy się cieszyć – że dojrzewał z Maryją i z Cieślą. Bo tak było (dla nas!) lepiej. Tak zgaduję. Taką mam intuicję.
A Borys sugeruje, żebym już przestał truć, bo przed nami pojawia się Targ Śniadaniowy w Alejach Wojska Polskiego. Już może ostatni w tym roku i może się uda kupić te dziwne kolumbijskie placuszki z rozgniecionego dziwnego banana… Są super. Jak placki kartoflane. Tylko inne.
Czyli jest tak jak między nami i Bogiem. Też jesteśmy tacy sami. Tylko, że inni…

Łukasz Święcicki

 

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!