TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 02 Sierpnia 2025, 10:54
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Dlaczego nie chcemy satanistów w kościołach? - o festiwalu ?Unsound"

churchKomu poranna chwała czyli dlaczego nie chcemy satanistów w kościołach

„Bądźcie trzeźwi, czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając, kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu” (1P 5, 8-9).

Muszę przyznać, że mieliśmy małą debatę w redakcji, czy w ogóle poruszać ten temat. Koleżanki próbowały mnie przekonać, że przecież spośród naszych Czytelników mało kto słyszał o festiwalu „Unsound”, a już z pewnością o muzyku, który nazywa się David Tibet i w rzeczonym festiwalu był jedną z gwiazd z zespołem Current 93. Jednak uparłem się i postawiłem na swoim, ponieważ tu wcale nie chodzi o festiwal, ani o pana Tibeta. Chodzi o zagrożenia, które umknęły uwadze nie tylko zawodowych dziennikarzy, również tych, którzy przyznają się do formacji prawicowej, konserwatywnej czy wręcz chrześcijańskiej, ale również księżom proboszczom, a nawet pewnej kurii biskupiej. Przy całej tej sprawie również środowisko dziennikarskie po raz kolejny objawiło swoją tendencyjność i potwierdziło zasadność zarzutów o brak obiektywizmu i wcale nie powinniśmy się dziwić, że coraz większa liczba adeptów pióra, mikrofonu i kamery bywa nazywana „cynglami”. Czyli chłopcami i dziewczynami, których zadaniem jest „ustrzelenie” klienta, na którego jest zamówienie. I last but not least chciałbym, aby ten tekst był przestrogą dla moich kolegów proboszczów, by dobrze się zastanowili zanim wpuszczą do parafialnych kościołów pokazy mody, czy koncerty z dziwną, często okraszoną niejednoznacznymi określeniami muzyką (eksperymentalna, neofolkowa itp.). Lepiej pomyśleć wcześniej, niż później odwoływać, albo dokonywać ekspiacji za zbezczeszczenie świątyni.

Blogosfera nie śpi
O całej sprawie pewnie nieinteresujący się muzyką nigdy by nie usłyszeli, gdyby nie bloger Krzysztof Osiejuk, którego teksty publikowaliśmy na naszych łamach. Przytoczmy, co napisał kilka dni temu: „W najbliższych dniach w Krakowie odbędzie się festiwal muzyczny o nazwie „Unsound”, którego charakter i sens sprowadza się do propagowania otwartego i jednoznacznego satanizmu. I od razu chcę się zwrócić do tych Czytelników, którzy właśnie zaczynają się ironicznie uśmiechać i mruczeć coś na temat obsesji, którymi część z nas zdecydowała się żyć, podczas gdy jest tyle rzeczy ważniejszych, niż jakieś piosenki, i prosić ich, by się przez chwilę zechcieli zastanowić. (...) Ja pragnę stwierdzić bez cienia wątpliwości, że mamy do czynienia z autentycznym, celowym i bardzo przemyślanym satanizmem. W tym wypadku należy stwierdzić, że do Krakowa zawitało czyste zło i wiele wskazuje na to, że nikt się tym szczególnie nie przejął. Biorący udział w festiwalu artyści - powtórzę raz jeszcze, reprezentujący niemal jednoznacznie satanistyczny nurt we współczesnej sztuce muzycznej - planują występować w krakowskich kościołach”. I dalej bloger napisał o tym, jak jego córka, gdy zorientowała się, o co chodzi  rozpoczęła telefonowanie do kościołów, aby nie dopuścić do profanacji.

Jestem chrześcijaninem
Niestety, organizatorzy festiwalu zażądali usunięcia tekstu z platformy, na której był umieszczony, grożąc konsekwencjami prawnymi. Tekst z platformy usunięto, ale sprawa żyła już swoim życiem, notkę powielano na innych portalach i tak afera zataczała coraz szersze kręgi. Oczywiście organizatorzy utrzymywali, że ich impreza nie ma nic wspólnego z satanizmem, a i sam David Tibet, oświadczył: „Wiele razy deklarowałem, że jestem chrześcijaninem. Prawie wszystkie moje dokonania wywodzą się z wiary, zarówno moja muzyka, jak i obrazy - moje przekonania są prawdziwe, nawet jeśli w mojej sztuce obecny jest czarny humor. Przejawiają się również w moich studiach języka koptyjskiego, którego nauczyłem się, by zgłębiać apokryficzne teksty Nowego Testamentu. Moja książka z tekstami SING OMEGA jest zadedykowana ‘Yesu the Aleph, the Secret Lion’, a jej tytuł pochodzi z homilii koptyjskiego mnicha Shenoute, który cytuje innego koptyjskiego mnicha - Pachomiusa. Moja twórczość może czasem być nieortodoksyjna i niezrozumiana przez tych, którzy nie podzielają moich poglądów, ale, jak wielokrotnie, podkreślałem - jestem chrześcijaninem”. No więc ten pan, który bynajmniej nie ukrywa, że jego poglądy są nieortodoksyjne, heretyckie, który w innych swoich wypowiedziach podkreśla, że jest przeciwnikiem Kościoła instytucjonalnego, który fascynował się okultyzmem, a nawet był częścią zespołu, którego płyty są zakazane w Niemczech ze względu na szerzenie nazizmu, jest przekonany, że wystarczy określić siebie chrześcijaninem, aby mieć PRAWO do występowania w kościołach. Organizatorzy przyznali, że muzyk sam wybrał krakowski kościół św. Katarzyny na miejsce swojego koncertu. Inny bloger i autor zaangażowany w akcję, Gabriel Maciejewski napisał: „Komentatorzy zgromadzili spory materiał dowodowy, czyli cytaty świadczące o tym, że zespoły występujące na tym festiwalu, to ludzie uprawiający rozrywkę zwaną satanizmem, która nie przystaje w żaden sposób do wnętrz sakralnych. Treści te głoszone są także przez organizatorów tej imprezy”. W ten sposób poszerzała się wiedza na temat festiwalu, organizatorów (dodajmy obficie wspartych publicznym groszem z kasy krakowskiego samorządu) i muzyków, a więc trudno się dziwić, że proboszczowie w jednej chwili zostali zasypani apelami ze strony wiernych, by nie dopuścili do tego, by w ich kościołach występowali muzycy uzbrojeni w pogańskie, okultystyczne, czy wręcz satanistyczne symbole. W efekcie wszystkie zaplanowane w kościołach koncerty zostały odwołane, a przeciwko Kościołowi, krakowskiej Kurii, obu proboszczom, a zwłaszcza przeciwko blogerowi rozpętał się seans nienawiści o zasięgu międzynarodowym.

Pytania bez odpowiedzi
Można powiedzieć „Chwała Panu!”. Udało się nie dopuścić do profanacji katolickich, czynnych świątyń. Ale trzeba sobie jednak postawić wiele pytań, które pozostają bez odpowiedzi. Dlaczego cała akcja miała tak szeroki wydźwięk w prasie międzynarodowej (m.in. „New York Times” i „Los Angeles Times”), a także w polskiej, ale tylko w tonacji prześmiewczej i piętnującej NIE próbę prezentowania muzyki okultystycznej w kościołach katolickich, ale tych, którzy jej zapobiegli, nazywając ich fanatykami, którzy wszędzie widzą diabła. Pisano wręcz o skandalu. Oto przykładowy tekst pana Chacińskiego z portalu Polityka: „Owszem, spodziewałem się, że w końcu ktoś może przekroczyć cienką granicę tolerancji kościelnej, ale z całą pewnością nie byłby to Tibet. Prawdę mówiąc, umieszczenie neofolkowego Current 93 w murach gotyckiej świątyni wydawało mi się najbardziej naturalnym pomysłem Unsoundu na to wnętrze w całej historii koncertów w kościele św. Katarzyny. Ja rozumiem, że dla pana Osiejuka zmiana miejsca koncertu to powód do dumy, ale dla Krakowa to dość przykry fakt, a dla miejscowej Kurii - powód do wstydu”.
Rozumiecie państwo? Jeżeli komuś pasują gotyckie mury świątyni, to może sobie tam zrobić koncert, a jak Kuria zabrania, to niech się wstydzi. Jak napisałem, sprawa wywołała „oburzenie” środowisk lewicowych i „oświeconych”, natomiast nie było prawie żadnego wsparcia ze strony mediów konserwatywnych czy prawicowych. A to przecież taka piękna historia: bloger i jego córka w pokazowej akcji obywatelskiego protestu zablokowali coś niebezpiecznego, pomogli księżom i samej Kurii powstrzymać coś, co świątyniom katolickim nie przystoi. Kolejne pytanie dotyczy Księży Proboszczów i samej Kurii krakowskiej: czy nie powinni być bardziej ostrożni w zezwalaniu na pewne występy? Jeśli ktoś jest dociekliwy, może sobie sprawdzić, kto występował w krakowskich kościołach w poprzednich latach... Gdyby była większa czujność i dociekliwość, to może ktoś zapytałby w porę, dlaczego seria porannych koncertów miała nosić tytuł „Morning glory”... Wystarczy sięgnąć do internetowego słownika Urban Dictionary, aby zobaczyć, co znaczą te słowa w slangu ludzi młodych i zapewniam, że nie chodzi o poranną chwałę i raczej nie o kwiatki, które też noszą tę nazwę... I to jest jawna kpina z kościoła, który jest świątynią Boga żywego. I wreszcie, gdyby było więcej dociekliwości, ktoś by się zorientował, że jedną z gwiazd festiwalu miał być niejaki Charles Cohen, który nie dotarł, aresztowany wcześniej za pedofilię. I nie widziałem wielkich tytułów prasowych: „Pedofil miał być gwiazdą festiwalu, odbywającego się w krakowskich kościołach”. Ach, no tak, przecież Cohen nie jest księdzem, ani biskupem...

Bracia i siostry, czuwajmy!

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!