TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 03 Sierpnia 2025, 00:19
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Dla źle zdiagnozowanych czyli lekarz zatroskany

Dla źle zdiagnozowanych czyli lekarz zatroskany 

Znaczną część społeczeństwa stanowią osoby, które nie są chore. Ale czy to oznacza, że są zdrowe? Na dodatek przeciwieństwem choroby psychicznej wcale nie jest zdrowie psychiczne.

Jeremy Clarkson napisał kiedyś felieton o tym, że jako dziennikarz samochodowy jest przy różnych prywatnych okazjach nękany pytaniami o to, jaki samochód najlepiej byłoby kupić. A przecież, jak pisze Clarkson, ja nie oczekuję przy kolacji nieodpłatnych porad prawnych, budowlanych czy hydraulicznych. Psychiatrzy mają podobnie.
Nie jestem w stanie policzyć ile razy byłem proszony o poradę psychiatryczną podczas obiadu, kolacji czy przy innej okazji towarzyskiej. Nie wiem czemu pytający uważają, że jest to dobry pomysł. Nie chodzi już nawet o to, że ja przecież z takich porad żyję, czyli nie udzielam ich za darmo. Ostatecznie przecież mogę się poświęcić.
Trzeba jednak wziąć pod uwagę, profesjonalna porada psychiatryczna wymagałaby pytania (przy stole!) o takie rzeczy, o jakie mój rozmówca z całą pewnością nie chciałby być pytany. Poza tym jeśli mam odpowiedzieć jako profesjonalista, a przecież dlatego otrzymałem pytanie (!), to równocześnie biorę na siebie dużą odpowiedzialność za wszystko co powiem!! Czy naprawdę oczekiwalibyście, że architekt zaprojektuje wam dom na serwetce? I potem dacie serwetkę do realizacji? Gratuluję. Tak więc próby uzyskania pomocy psychiatrycznej u „cioci na imieninach” oceniam bardzo źle. Jeśli jednak odmawiam, to moi rozmówcy, zupełnie niezrażeni, sami wcielają się w rolę specjalistów i udzielają porady psychiatrycznej mi i wszystkim, którzy chcą ich posłuchać.
A jedna z najczęstszych porad brzmi: „Ostatecznie wiadomo przecież, że nie ma zdrowych. Są tylko źle zdiagnozowani!”. Rozumiem, że ma to być rodzaj żartu, choć w tej kategorii to raczej straszny suchar, bo słyszę go już od 40 lat, stale w tej samej wersji. Problem polega nie na tym, że to nie jest zabawne (choć nie jest!), ale na tym, że to kompletna nieprawda.
Jeśli dobrze rozumiem wypowiadający takie aforyzmy mogą mieć na myśli kilka różnych komunikatów:
- Ponieważ nie ma osób zdrowych, więc nie warto się tym w ogóle zajmować, bo przecież wszyscy jakoś żyjemy czyli ta choroba to nic takiego.
- Ponieważ nie ma osób zdrowych, to nie ma też chorych, bo to po prostu jest jakaś bzdura.
- Ponieważ wszyscy są chorzy, to znaczy, że psychiatrzy niczego nie umieją, bo przecież mogliby kogoś jednak wyleczyć.
Możliwe są też inne interpretacje, ale wszystkie raczej deprecjonują czy to cierpienie osób chorych, czy to kompetencje psychiatrów, natomiast wcale nie mają wydźwięku destygmatyzującego (choć pozornie tak właśnie się wydaje).
Wszystkie wymienione komunikaty są jednak przede wszystkim nieprawdziwe. Ludzie chorzy psychicznie są naprawdę chorzy. Stanowią oni znaczną mniejszość ogółu ludności. Zaryzykowałbym twierdzenie, że jest to kilka procent. Nie kilkanaście i nie kilkadziesiąt, jak to czasem głoszą media, myślę, że inspirowane przez osoby, które chcą uzyskać większe fundusze na badania. Oznacza to, że znaczną część społeczeństwa stanowią osoby, które nie są chore. Pytanie tylko – czy to oznacza, że są zdrowe?
We wstępie do „Nieznośnej lekkości bytu” Milan Kundera pisze o antynomiach. Zwraca uwagę, że w przypadku wielu antynomii łatwo jest powiedzieć, które z określeń oznacza rzecz dobrą, a które złą. Jednak, pisze Kundera, w przypadku „lekki – ciężki”, odnosząc to do „ciężaru bytu”, wybór nie jest taki prosty, a może w ogóle nie da się go dokonać?
Ta myśl bardzo mnie zainspirowała. Co prawda wydaje się, że w przypadku antynomii „chory-zdrowy” wybór jest bardzo łatwy. No jasne, że każdy chce być zdrowy, a nie chory. Schody zaczynają się dopiero później. W przypadku zdrowia psychicznego mamy bowiem do czynienia z konstrukcją tak niejednoznaczną i wielowarstwową, że po prostu trzeba zapytać: a do czego zdrowy?
Wyobraźmy sobie, że znajdujemy patyk. Taki ładny, równy patyk. Czy to jest dobry patyk? Na przykład dla Borysa, do rzucania mu i nie przynoszenia przez niego (Borys nie nosi patyków, bo to niemądre) może być dobry, ale na ognisko – niedobry, a już do zrobienia z niego rączki do młotka – wprost beznadziejny! A pytamy o zwykły patyk – a nie o ludzki umysł!
W tym miejscu, jak się domyślam, Czytelnik czuje się nieco zgubiony i zaczyna myśleć w ten sposób: „Aha.., czyli chcesz mi powiedzieć, że wszyscy są trochę chorzy, a trochę zdrowi, bo po prostu umysł i psychika to rzeczy skomplikowane. Czy przypadkiem nie mówisz mi, że nie ma ludzi zdrowych tylko są źle zdiagnozowani?”.
No nie. Właśnie tego nie mówię. Uważam jedynie, że antynomia „zdrowie-choroba”, w przypadku choroby psychicznej (!), nie jest prawdziwą antynomią lub nie istnieje. Po ludzku mówiąc – przeciwieństwem choroby psychicznej wcale nie jest zdrowie psychiczne!
Tak. Widzę to zdziwienie. Co więc, zapytacie, jest przeciwieństwem określenia „choroba psychiczna”? Wiem, że odpowiedź może być rozczarowująca, ale tylko na taką mnie stać – przeciwieństwem jest „brak choroby psychicznej”! Ale czy to nie oznacza „zdrowia psychicznego”?
No właśnie nie! Nie, jeśli pojęcie zdrowia miałoby oznaczać stan 100% optymalnego funkcjonowania umysłu. Taki stan jest po prostu w rzeczywistości niemożliwy do uzyskania, ponieważ, w przeciwieństwie do patyczka, umysł ludzki musi być równocześnie zdolny do rzucania i nie rzucania, rozpalania i nie rozpalania, bycia rączką i nie bycia nią! I on, ten umysł, daje radę, ale nie jest możliwe, żeby to robił w 100%. To nie jest możliwe z definicji. Jeśli więc ktoś oczekuje, że po wyleczeniu choroby nastąpi całkowite zdrowie – to myli się z całą pewnością! Nie ma szans, żeby się nie mylił.
Czym w takim razie jest choroba? W przypadku psychiatrii nie da się zdefiniować choroby jako stanu „braku 100% zdrowia” (na przykład osoba zdrowa na 99% jest chora, bo nie jest całkiem zdrowa). Trzeba w ogóle przestać myśleć o procentach. Choroba psychiczna jest niemożnością testowania rzeczywistości, całego zakresu rzeczywistości, a nie tylko poszczególnych aspektów. Inaczej - jest to sytuacja, w której umysł nie może sobie poradzić sam ze sobą.
Można by przecież powiedzieć – „wątroba też nie składa się z samych zdrowych komórek, zawsze tam jakieś muszą być pod prąd”, to samo dotyczy płuc, tarczycy, kości udowej czy czegokolwiek w organizmie. Nigdy nie ma wszystkich zdrowych i stuprocentowo funkcjonujących komórek. Ale czy to znaczy, że nie da się powiedzieć, że wątroba jest zdrowa? Oczywiście, że się da. Ale czym istotnym różni się wątroba od umysłu/mózgu? Po prostu wątroba nie musi sobie sama ze sobą radzić! A umysł musi.
Nikt jednak nie twierdzi, że umysł, który radzi sobie ze sobą, radzi sobie ze wszystkim i to równie dobrze. I dlatego brak choroby umysłu nie oznacza wcale jego zdrowia, a jedynie „brak choroby”.
Spróbuję jeszcze inaczej – oczywiście zbiór osób chorych i zbiór osób zdrowych to zasadniczo dwa zbiory odrębne, tyle tylko, że zbiór osób zdrowych jest o wiele bardziej niejednorodny, właściwie składa się z mnóstwa podzbiorów, tak więc wychodząc ze zbioru osób chorych wcale nie lądujemy w zbiorze osób całkowicie zdrowych (o ile taki w ogóle istnieje).
Wiem, że nie wyjaśniłem tego całkowicie dobrze. Przyczyna jest oczywista – mój umysł nie funkcjonuje w 100% dobrze. Jednak obecnie nie jestem chory psychicznie. Nie jestem także źle zdiagnozowany. Przynajmniej taka jest moja diagnoza sytuacji na dziś.
Jeśli więc kiedyś spotkamy się razem na kolacji to:
- Nie proście mnie o poradę.
- Jeśli poprosicie – nie dziwcie się, że odmówię.
- Jeśli nie przyjmiecie odmowy – nie dziwcie się, że zacznę zadawać krępujące pytania.
- Jeśli zareagujecie na to stwierdzeniem, że nie ma ludzi zdrowych, są tylko źle zdiagnozowani – to nie dziwcie się, że w tej sytuacji zamilknę.

 Łukasz Święcicki

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!