Dla kogo polskie wybory są błogosławieństwem i kto może mówić o Bogu?
No wreszcie zaczęto nas znowu przyjacielsko poklepywać po plecach, więc człowiek może z ulgą odetchnąć (pod warunkiem, że nie klepią zbyt mocno, no i nie znajdujemy się nad przepaścią). I tak na przykład w Hiszpanii w centroprawicowym dzienniku „ABC” można przeczytać w felietonie zatytułowanym „Światełko w europejskim tunelu”, że „wynik wyborów pozwoli rządzić koalicji, która jest gotowa naprawić nadużycia narodowo – populistycznej fali”. Przeskakujemy teraz z wdziękiem baletnicy do Francji i tu zaglądamy do konserwatywnego La Croix, w którym sam naczelny pisze: „Polska zachowuje swoją demokrację”, no ale w innym tekście mamy ostrzeżenie, bo co prawda „kierowana przez Donalda Tuska proeuropejska koalicja, która ma rządzić Polską po wyborach 15 października, zamierza przywrócić rządy prawa i uwolnić fundusze europejskie, jednak partia konserwatywna, która kontroluje instytucje, będzie prawdopodobnie mnożyć przeszkody”. Ale najbardziej z naszych wyborów są zachwyceni oczywiście nasi zachodni sąsiedzi. W centroprawicowym Die Welt można było przeczytać, że „wynik wyborów w Polsce jest błogosławieństwem w tych trudnych czasach” i „jeśli opozycja w Polsce rzeczywiście zatryumfuje, to będzie miała herkulesowe zadanie, aby naprawić szkody polityczne wyrządzone przez PiS – w sadownictwie, w kwestii aborcji i w krajobrazie medialnym”. Aż dziw bierze, że nie wspomnieli o aberracyjnych planach poprzedniej ekipy rządzącej, aby budować polskie elektrownie atomowe zamiast ściągać z Niemiec stare wiatraki celem pozyskiwania zielonej energii. No ale autor pisze, że gdyby nie daj Boże PiS wygrał, to „kontynuowałby demontaż polskiej demokracji i praktycznie uniemożliwiłby zmianę rządu”. Popatrzcie, moi drodzy, czego to udało nam się uniknąć.
Owszem, pojawiły się też w niektórych europejskich organach prasowych i mniej poważne analizy, jak choćby we włoskim Il Giornale, gdzie w artykule „Polska lekcja o autorytaryzmie i demokracji: tak odkłamała unijne Kasandry” możemy przeczytać takie między innymi słowa: „Cała krytyka i ataki ze strony Unii skutkowały przedstawieniem Polski jako państwa autorytarnego, charakteryzującego się brakiem opozycji, zniewoleniem sądownictwa i całkowitą kontrolą mediów i środowisk akademickich przez rząd. A jednak proces demokratyczny przebiegł bez zgrzytów i bez ograniczania prawa do głosowania – i to pomimo tego, że sondaże nie dawały pewnego zwycięstwa PiS. Nie jest to tak naprawdę zaskakujące. Społeczność europejska przyzwyczaiła się już do tych fałszywie alarmistycznych ostrzeżeń przed »suwerenistycznymi i autokratycznymi« rządami, wygłaszanych za każdym razem, gdy w jakimś kraju wybierany jest konserwatywny rząd, tak jakby miało to automatycznie prowadzić do dyktatorskiego dryfu. Patrząc na wzrost takich ugrupowań w 27 krajach Unii, być może strategia terroru nie działa jednak na korzyść tych, którzy postrzegają prawicę, jakkolwiek umiarkowaną czy skrajną, jako koszmar, który ma zniszczyć Europę”. No ale to wiadomo Włosi, z ich prawicową premier panią Meloni, więc tym głosem nie ma się co przejmować. Wszyscy inni są szczęśliwi, klepią nas po plecach, więc wszystko wskazuje na to, że znowu może być cudownie, czyli tak, jak kiedyś! Prawda?
Kurczę, naszły mnie wątpliwości... Czy to jest jasne, że byłem ironiczny? Na pewno? No to super, bo co do tej dyktatury w Polsce to jednak niektórym nawet w Polsce po wyborach otworzyły się oczy. Kto by się spodziewał, że nawet pan Szczepan Twardoch, ponoć świetny pisarz i zwłaszcza Niemcy go lubią i uhonorowali go nawet jakimś mercedesem, który jeszcze parę lat temu twierdził, że „PiS wypowiedział wojnę zwykłym ludziom. Nie chcę żyć w katolicko-konserwatywnej dystopii Czarnka i Ziobry”, a więc raczej na zwolennika PiS-u mi nie wygląda, po wyborach taką notkę zamieścił na swoim portalu: „Szanowni, radując się wynikami wyborów, chciałbym zapytać co z tymi 1231412 końcami demokracji, które wy, koryfeusze polskiego życia intelektualnego ogłaszaliście od 2015 roku przy każdej okazji, średnio trzy razy w miesiącu? Jakoś nieźle ta demokracja wygląda, jak na coś, co się tyle razy rzekomo skończyło. Co z pisowską dyktaturą, która „nigdy nie odda władzy”? Właśnie przegrała wybory i oddaje władzę? To się logicznie nie spina. Może więc nigdy nie było dyktatury, cały czas żyliśmy w demokracji, tyle, że rządziła partia, której nie lubimy, a wy po prostu jesteście nieznośnymi histerykami? Czy to jednak zbyt brawurowa koncepcja?” Ło matko! Twardoch! Pewnie mu się tam straszny bajzel zrobił na profilu, ale nie mam zamiaru się w tym babrać. W każdym razie, kto ma oczy ten widzi, że w Polsce odbyły się demokratyczne wybory. A kto tkwi w bańce medialnej może odetchnąć z ulgą, że demokracja wróciła, w czym usłużnie rozliczne media go utwierdzą.
Ależ mi się ten pierwszy wątek rozciągnął, jednak naprawdę mi zależało, żeby każdy choć przez chwilę poczuł to rozkoszne mrowienie na plecach, kiedy wszyscy cię chwalą i poklepują. Może nawet komuś zrobiła się gęsia skórka? Zostawmy nasze polskie, choć uważnie obserwowane, jak się okazuje, w Europie sprawy, a przeskoczmy na koniec do Kanady. Kanada, jak wiecie, często się tutaj pojawia, bo tam „nowy wspaniały świat” jest wdrażany najprędzej i z największą zaciętością. W sensie, że jak ci się nie podoba, to pałą w łeb. I tak mamy tam fajną nowość z pogranicza, bo rzecz dotyczy nie tylko państwa, ale i Kościoła. A także armii. Chodzi mianowicie o kapelanów wojskowych. Wprowadzono nowe uregulowania prawne na mocy których, uwaga, uwaga, kapelan nie może w swoich publicznych wystąpieniach odnosić się do Boga, ani jakichkolwiek innych bytów nadprzyrodzonych. A dlaczego tak? Ano jak wyjaśnił minister obrony Kanady, aby wszyscy czuli się „włączeni” i nikt „wyłączony”. Inkluzywność kotku! No to ja teraz naprawdę zamawiam popcorn i coca-colę i czekam na dalszy rozwój wypadków. Na początek proponuję taki krok: nauczycielom historii zakażmy używania dat! To byłby hit, nawet jeśli trochę późno, bo pamietam jak jeden kandydat na księdza zdawał egzamin z historii Kościoła, oblał ten egzamin, a potem skarżył się kolegom, że profesor historii pytał o daty (!). Ale może jakoś by miał chłopak satysfakcję po latach. Dalej drodzy Kanadyjczycy proponowałbym zakazać policjantom, sędziom i prokuratorom używania paragrafów w wystąpieniach publicznych! Potem...
Pleban ze wsi
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!