Daj się zarazić
Jakkolwiek wakacje nie powinny być dyspensą od relacji z Bogiem i pochylania się nad Słowem Bożym, jednak pogoda, która mimo wszystko bardzo mi odpowiada, skutecznie odbiera mi nadzieję na napisanie tekstu rozkminiającego biblijne niuanse. Chociaż próbowałam.
Jest lato. Jest ciepło. Niektórzy się urlopują, inni z wszechogarniającego ciepła korzystają w weekendy. Nie oszukujmy się, przy temperaturze powyżej 30 stopni trudno zmusić się do katorżniczej pracy umysłowej. Będzie zatem o książkach. Książkach dobrych, ale jednak nie wymagających ponadprzeciętnej pracy umysłu, roztrząsania teologicznych zawiłości i nie wiadomo czego jeszcze.
Niektóre są niezbyt obszerne, dzięki czemu zmieszczą się w małej kieszonce plecaka podczas górskich wędrówek. To bywa dość istotne i można tutaj popełnić poważny błąd. Dygresja: swego czasu, podczas studiów, byłam zafascynowana książką Potockiego „Rękopis znaleziony w Saragossie”. Fascynacja ta doprowadziła mnie do obłędnego pomysłu, by zabrać jeden tom na pieszy rajd po górach. Nie przeczytałam w tym czasie ani jednej strony, ale za każdym razem, kiedy przychodziły na szlakach kryzysowe momenty, myślałam z niechęcią - delikatnie rzecz ujmując - o spoczywającej w moim plecaku książce. Gabaryty są zatem ważne. Im mniejsza książka, tym lepiej. Do zabrania w góry nadają się trzy tytuły. Pierwsze dwa są dla minimalistów. „Kobieta w pełni szczęśliwa” s. Anny Marii Pudełko oraz „Mężczyzna na Bożą Miarę” o. Tomasza Nowaka. Książki są naprawdę małe i ważą mniej niż przewodnik, co stanowi ich wielką zaletę. Do tego niesamowicie nadają się do czytania w plenerze. Gdzie znajdziemy lepsze miejsce na poszukiwanie wewnętrznego blasku i kobiecego piękna niż wśród kwiatów, drzew, strumyków i zielonych przestrzeni? Czyż majestat i potęga gór nie są doskonałym miejscem, by zmierzyć się z własną męskością przypatrując się życiu św. Józefa? Niestety zbyt często za przykładem świata kobiecość i męskość ograniczamy do cech zewnętrznych, biologicznych, zapominając o ogromnym i niebywałym zbiorze cech wewnętrznych. W krótki i prosty sposób te dwie książki przypominają kobietom i mężczyznom, jak fajnie być sobą, jakie możliwości w nas drzemią i że Bóg nie pomylił się, stwarzając nas. Jeśli ktoś woli pastwić się nas sobą i czyta wyłącznie różne formy rachunku sumienia, to nie polecam. Natomiast jeśli ktoś ma więcej siły fizycznej, może wybrać nieco obszerniejszą (ale wciąż niewielką książkę). Książka ta nie jest dla wszystkich, bo i temat dla wszystkich nie jest. Ale nadal góry mogą stanowić całkiem niezłą scenerię. W pewien sposób góry są bezlitosne dla tych, którzy po nich chodzą (nie jeżdżą, żeby nie było). Góra nie ustąpi, nie zmniejszy się – albo masz siłę i na nią wleziesz, albo nie. I jeszcze trzeba pamiętać, że czeka nas zejście. Temat książki też w pewien sposób jest bezlitosny – nie da się od niego uciec. Książka „Mój ojciec mnie boli. Uleczyć ranę ojca” o. Joela Pralonga każe zmierzyć się czytelnikowi z ogromną rolą, jaką odgrywa ojciec w życiu swoich dzieci, a zatem, co zostaje zaprzepaszczone, gdy tego ojca zabraknie lub jego obecność jest nieprawidłowa. Książka przeznaczona dla tych, których ten problem dotknął, ale również dla ojców oraz znajdujących się na równi pochyłej stronę bycia tatą. Wiadomo, że lepiej zapobiegać niż leczyć, więc zmierzenie się z własną wizją ojcostwa, a twardą rzeczywistością niezmiernie się przydaje. Ci, którzy już są ojcami, mogą zweryfikować swoje poczynania. Oczywiście jednak przede wszystkim książka jest dla tych, którzy chcą przejść drogę do uzdrowienia i spojrzenia na Boga jako najwspanialszego Ojca. Nie przyjaciela, kumpla, brata, szefa, czy jak tam kto Go nazywa, ale właśnie Ojca. Tatę. Aby umieć w pełni zaufać Bogu, ale mieć również zaufanie do siebie samego jako pełniącego rolę ojca.
W pogodne dni dobrze sięgać po książki… pogodne. Z których bije entuzjazm autora, zachwyt Bogiem i Jego dobrocią, który wręcz zaraża. Taką zarażającą książką jest „Tchnienie Boga. Daj się prowadzić Duchowi Świętemu”, której autorem jest o. Dave Pivonka. Często jesteśmy tak stłamszeni różnymi problemami, zmęczeni, zabiegani i smutni, że zapominamy jak wspaniałego mamy Boga, który chce dla nas tego, co najlepsze, kocha nas najbardziej na świecie i chce byśmy byli szczęśliwi. Najzwyczajniej w świecie. Dlatego nigdy nie będzie zbyt wiele książek ukazujących Boga jako Ojca. Bo z tym obrazem w książce również się zetkniemy.
Na wyjazd dalszy lub bliższy, gdzie książka nie będzie zbędnym balastem, można zabrać powieść. Są dostępne „katopowieści” (tak je nazywam), czyli powieści dla katolików, z dobrym przesłaniem i całkiem fajnie napisane. Kobiety mogą sięgnąć po „Siłę miłości” opowiadającą historię małżeństwa przeżywającego kryzys. Czy da się przezwyciężyć trudności, przebaczyć i odbudować relację? Współczesny świat doradzałby, że nie warto i należy szukać szczęścia z dala od człowieka, który nas zranił. Może jednak świat się myli? Wśród powieści są również przeznaczone dla młodzieży (chociaż kto by przejmował się w upalne dni takimi ograniczeniami – mogą sięgać po nie również starsi), np. autorki Joanny Hacz „Żółty irokez” oraz „Czarna owca”. Obie książki napisane lekkim stylem i z humorem. Pierwsza przekonuje nas o tym, że niekiedy upór się opłaca, a życie według wartości nie musi być powodem do wstydu. Niekiedy wszystko wygląda tak, jakby wiara w Boga była ważna wyłącznie dla nas i dookoła nie ma nikogo, kto podzielałby naszą wizję świata. Okazuje się, że życie potrafi być zaskakujące. Natomiast z drugiej książki dowiemy się, jak pozory mogą mylić i mimo trudnych spraw, jakie zdarzają się w historii niemal każdej rodziny, warto przynajmniej podjąć próbę dbania o relacje z najbliższymi. Niekiedy kluczem do wszystkiego jest przebaczenie.
Dobrze napisane książki czyta się szybko i pozostają na długo. Warto więc sięgnąć po coś pozytywnego, zamiast narzekać, że ciepło i tęsknić za deszczem, by z kolei móc narzekać na niego.
Tekst Katarzyna Kędzierska
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!