Czytanie stworzyło wielu Świętych
Książki nie tylko uczą, ale rozwijają wyobraźnię i zasób słownictwa. Obcy teren czynią naszym terenem.
Witam was, moi drodzy Czytelnicy, może jeszcze nie zdesperowani, ale z całą pewnością zatroskani o przyszłość doczesną i wieczną waszych pociech (czasami bardziej smutków niż pociech, ale zawsze kochanych). Nie wiem czy zauważyliście, ale od samego początku cyklu staram się przede wszystkim nawiązać więź z wami i wytłumaczyć, że płyniemy na tej samej łódce i powinniśmy wspólnie wiosłować, i to ostro, żeby osiągnąć cel żeglugi, bo niebezpieczeństwa mogą nadejść z każdej strony. Wiem, że to brzmi dziwnie, bo technicznie mówimy tutaj o przygotowaniu nastolatków do przyjęcia bierzmowania (choć myślę, że już się zorientowaliście, że to tylko pretekst, bo tak naprawdę chodzi o doprowadzenie, bądź przywrócenie naszych dzieci do prawdziwej osobistej relacji z kochającym Bogiem) i to raczej oni powinni ostro wiosłować, a tymczasem ja wam tutaj wyjeżdżam z robotą dla was. Cóż? Trzeba pamiętać, że za każdym rekordem świata sportowca, czy planetarnym przebojem muzyka stoi nie tylko on sam, ale mnóstwo osób, które wylewają pot. Prawda? No i my właśnie mamy takiego olimpijczyka czy muzyka, albo i kilku pod opieką. Nie możemy się „ocyndalać”. Ale, jeszcze raz podkreślę, to nie przypadek, że ja tutaj próbuję z wami nawiązać więź, w którą wchodzimy nie z obowiązku, ale dlatego że obie strony jej pragną. Nigdy nie zapominajcie o pielęgnowaniu tej więzi wobec waszych dzieci, ona jest fundamentalna, ale nie jest czymś danym raz na zawsze. A teraz wracamy na szlak.
Dwa tygodnie temu rozpoczęliśmy naszą rozmowę o przygotowaniu się na ten moment, kiedy nasze dziecko może jednak zdecyduje się na rozmowę na temat wiary właśnie z nami. Musimy być do tego świetnie przygotowani. Aha, ja wiem, że Jezus powiedział uczniom, że nie mają się przygotowywać do obrony przed prześladującymi ich sądami, bo Duch Święty im podpowie, co mają mówić. Pamiętam te słowa, ale nasze dzieci to nie prześladowcy (choć czasem może się tak wydawać), a my, niestety jeszcze nie wykazaliśmy się taką wiarą, którą ktoś chciałby prześladować sądownie. Więc, dajcie się przekonać: w naszej sytuacji lepiej się przygotować. Wiemy już, że najlepszym sposobem pogłębiania naszej wiary jest lektura Pisma Świętego. Może jeszcze zachęta od pisarza Romana Brandstaettera: „W naszym domu nikt Biblii nigdy nie szukał, nigdy również nie słyszałem, aby ktokolwiek pytał, gdzie ona leży. Wiadomo było, że u dziadków na biurku, u nas na małym stoliku obok fotela, w którym wieczorami zwykł siadywać ojciec”. I dalej, cytując swojego dziadka: „Biblia jest żywiołem bez dna i granic. Nikt z badaczy, teologów, uczonych i pisarzy nie dotarł do najgłębszych jej źródeł. Dlatego nie zrażaj się, jeżeli w Biblii czegoś nie zrozumiesz. Mądrzejsi od ciebie również nie rozumieli wszystkiego. Ale bądź zawsze przygotowany na nieprzewidziane odkrycia i znaleziska, które podczas poprzednich lektur wymknęły się twojej uwadze. Biblia jest podobna do Boga. Nie pozwala, by ją poznawano i zgłębiano do samego dna. Nie bój się. Nie musisz rozumieć. Biblię wystarczy kochać i czytać. Resztę swoim słowem zrobi Bóg”. Warto uwierzyć w te słowa.
Ale ostatnio powiedziałem wam, że mam dla was trzy propozycje. Biblia jest oczywiście pierwszą i najważniejszą. I jakkolwiek wspomniany wyżej Brandstaetter zapamiętał też zapewnienie swojego dziadka, „a gdy zestarzejesz się, dojdziesz do przekonania, że wszystkie książki, jakie przeczytałeś w życiu, są tylko nieudolnym komentarzem do tej jedynej Księgi”, to jednak trzeba też do tych „nieudolnych komentarzy” sięgać. A najważniejszym z nich jest Katechizm Kościoła Katolickiego. Wiem, że kiedy się weźmie w dłoń tę liczącą z 700 stron książkę, można się załamać, zwłaszcza, że nie czyta się jej jak powieści Kena Folleta, czy nawet Henryka Sienkiewicza, ale posiada ona indeks, który pozwala znaleźć w niej to, co nas interesuje. Jeśli chciałbyś poznać stosunek Kościoła do osób homoseksualnych, to nie szukaj w Internecie, bo znajdziesz tam każdą możliwą tezę i jej dokładne przeciwieństwo, tylko sięgnij po Katechizm. OK, możesz nawet skonsultować go on line, ale tam szukaj odpowiedzi, a nie w komentarzu bardzo konserwatywnego albo totalnie progresywnego księdza, albo zakonnika, który może nagiąć interpretację. Mamy Katechizm, korzystajmy z niego. Tak przy okazji, jest też specjalna wersja, skrócona zatytułowana „Youcat. Bierzmowanie”. Wiem, że dzieciaki nie przepadają za lekturą, ale warto zadbać, aby taki egzemplarz znalazł się w domu. Może nawet być to okazja do zabawy (pożytecznej) przy jego wspólnej lekturze? Trzeba szukać różnych przyczółków. Pamiętacie, jak pisałem o wyborze imienia chociażby? Praktyczna rada: siądź przy stole z księgą Katechizmu, przeczytaj fragment i „zaczep” syna czy córkę, że nic z tego nie „kumasz”, może on/ona ci pomoże, bo przecież przygotowuje się do bierzmowania, powinien być na bieżąco. Czy ty w ogóle „zaczepiasz” czasami swojego dzieciaka o cokolwiek?
Trzecia propozycja też dotyczy czytania. W tytule zacytowałem słowa założyciela Opus Dei św. Josemarii Escrivy, który trafnie zauważył, że lektura miała wielki wpływ na wielu chrześcijan na przestrzeni wieków, dlaczego więc dzisiaj miałoby być inaczej? Dlatego oprócz Biblii i Katechizmu Kościoła Katolickiego warto czytać inne wartościowe książki. Mogą to być pozycje traktujące o naszej wierze generalnie, czy w szczegółach (o historii Kościoła, nawróceniu, sakramentach, cierpieniu), dobre krytyczne biografie Świętych, a nawet beletrystyka, czyli powieści osadzone w kontekście chrześcijaństwa. To wszystko pozwoli ci pewniej czuć się na gruncie rozmów o wierze. To będzie twój teren. Oczywiście, można tych samych treści szukać i znaleźć je również w Internecie i pewnie gdybym rozmawiał z waszymi dziećmi czułbym się na straconej pozycji. Ale was, minimum trzydziestolatków i starszych mogę jeszcze próbować przekonać. Jako staromodny i niepoprawny optymista wierzę w moc książki. Prawdziwej książki. Gdzie nie ma ryzyka, że coś mnie rozproszy, jakieś okienko się otworzy i odciągnie moją uwagę od tego, co chcę zgłębić. Kiedy otwieram książkę wiem, że wchodzę w jej zamknięty świat, kiedy otwieram Internet, nawet jeśli w konkretnym celu, nigdy nie wiem do jakiego świata zostanę poprowadzony, gdzie się znajdę i ile czasu zmarnuję. A nam przecież naprawdę szkoda czasu, czyż nie?
Tekst ks. Paweł
Komentarze
Coraz ciekawsze artykuły. Już czytam z najnowszego numeru "Siej ziarna".Polecam