TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 26 Lipca 2025, 17:34
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Czy prezydent Francji stalkinguje prezydenta Rosji?

Czy prezydent Francji stalkinguje prezydenta Rosji? 

Bardzo lubię thrillery (w przeciwieństwie do horrorów) i pamiętam niejeden film amerykański, w którym pojawiał się wątek kreta w tajnych służbach, albo w najpotężniejszej armii świata (swoją drogą to ciekawe, czy po tym jak się skompromitowała „druga” największa armia świata, to ta pierwsza nie włącza się do wojny, aby i jej mit nie upadł).
Taki kret był zawsze owocem bardzo długiej i obliczonej na dekady operacji. Mianowicie mały rosyjski chłopiec, właściwie dziecko (często z sierocińca, skąd było zabierane przez służby rosyjskie), trafiało na grunt amerykański, do amerykańskiej rodziny, przechodziło przez wszystkie szczeble wykształcenia, trafiało do elitarnej uczelni wojskowej, a potem robiło błyskotliwą karierę w którejś z tych trzyliterowych tajnych agencji służb specjalnych USA. Jak to w filmach, taki kret, czyli szpieg, doprowadzał niemal do zwycięstwa Rosjan, ale ostatecznie udawało się go namierzyć, unieszkodliwić i zwyciężali oczywiście Amerykanie. Mimo wszystko byłem zawsze pełen podziwu dla takiej akcji umieszczenia kreta w armii wroga, która wymagała kilkudziesięciu lat pracy, bo to oznaczało, że zmieniały się rządy, dowódcy sił specjalnych, a taka akcja była prowadzona. Był to oczywiście niesłychanie trudny do wykrycia szpieg. Zakładam, że takie operacje nie były czystym wymysłem scenarzystów amerykańskich filmów.
Wyobraźcie więc sobie jakież było moje zdziwienie, a wręcz osłupienie, kiedy przeczytałem w mediach informację korespondenta TVP Cezarego Gmyza o sytuacji w armii niemieckiej. Otóż okazuje się, że w wielu niemieckich jednostkach wojskowych służą Rosjanie. Porobili tam kariery, zdobyli stopnie oficerskie i zajmują ważne stanowiska w strukturze. Gmyz napisał nawet, że zdarzają się sytuacje, kiedy oficerowie musieli domagać się metodami administracyjnymi, by w biurach oficerskich i jednostkach używać języka niemieckiego, bo to jest język urzędowy, a nie mówić po rosyjsku. Czy ja śnię? W armii kraju, który ma być gwarantem bezpieczeństwa w Europie i rości sobie prawo do roli rozgrywającego w pakcie obronnym NATO, bez przeszkód robią karierę obywatele niemieccy pochodzenia rosyjskiego, podczas gdy Rosja jest państwem wrogim? Teraz powinien nastąpić szereg słów niecenzuralnych, na które jednak nie mogę sobie pozwolić. A innych słów na określenie tej głupoty po prostu nie ma. I po co wstawiać jakichś kretów w wieku kilku lat i mozolnie budować ich legendę przez dziesięciolecia, skoro można się „zapisać” do armii niemieckiej ot tak, z ulicy, posługując się na co dzień w pracy swoim ojczystym językiem Dostojewskiego i Tołstoja...
No właśnie, jedni się szczycą swoją wielką kulturą i literaturą, a zachowują się jak najgorsi barbarzyńcy, a drudzy swoimi filozofami i pisarzami, a zachowują się jak skończone durnie. I ja naprawdę nikogo nie obrażam, bo wytłumaczcie mi, jak inaczej skomentować inną informację, którą usłyszałem w Polskim Radio, a mianowicie, że rezerwy federalne gazu w Niemczech na początku agresji rosyjskiej na Ukrainę były bardzo niskie (dlatego Niemcy absolutnie nie mogły sobie pozwolić na przerwanie importu rosyjskiego gazu), a zarządza nimi nie żadna państwowa agencja niemiecka, a... Gazprom. Gazprom zarządzał niemieckimi federalnymi rezerwami gazu!
Tak oto runął w gruz kolejny mit o niemieckiej mądrości. A teraz możemy przejść do arbitrów elegancji i dobrych manier. Po tym, jak nawet Joe Biden na chwilę pozwolił sobie odejść od politycznej poprawności i nazwał Putina „rzeźnikiem”, co całkiem nieźle oddaje naturę prezydenta Rosji, choć może uwłaczać poczciwym rzeźnikom, którzy dbają aby weganizm nie zalał naszej kulinarnej rzeczywistości, odezwał się arbiter dobrych manier, prezydent Francji.
„Nie użyłbym takiego określenia wobec niego, bo wciąż rozmawiam z prezydentem Putinem” - powiedział Macron i przestrzegł przed „eskalacją walki na słowa i czyny”. Ja wiem, że jest wojna i nie ma nic do śmiechu, ale jak zauważyli niektórzy prześmiewcy, Macron dzwoni do Putina częściej niż sprzedawcy fotowoltaiki do polskich emerytów. A wyniki tych „negocjacji” widać w zbombardowanych miastach Ukrainy. Nawet nasz premier stracił cierpliwość i zapytał: „Panie prezydencie Macron, ile razy negocjował pan z Putinem? Co pan osiągnął? Czy powstrzymał pan którekolwiek z działań? Ze zbrodniarzami się nie negocjuje, zbrodniarzy trzeba zwalczać. Z Hitlerem nikt nie negocjował. Negocjowalibyście ze Stalinem? Negocjowalibyście z Pol Potem? Dość tej gry na zwłokę”. I wiecie jakiej odpowiedzi udzielił pan Macron, arbiter elegancji i dobrych manier, który nie nazwałby Putina „rzeźnikiem”? Otóż w wywiadzie dla dziennika Le Parisien stwierdził, że „Morawiecki jest skrajnie prawicowym antysemitą, który wyklucza osoby LGBT”. Takie „eleganckie” określenie naszego premiera wywołało wiele reakcji, ale wartą odnotowania jest wypowiedź słynnego nowojorskiego rabina Jacoba Shmuela Boteacha: „Nazwanie premiera Polski Mateusza Morawieckiego antysemitą, podczas gdy jego kraj przyjął 2,5 mln uchodźców, w tym wielu Żydów, jest obrazą przyzwoitości. Świat ma prawo pytać o to, co przyniosły negocjacje z Putinem poza wzrostem barbarzyństwa. Znam polskiego premiera Mateusza Morawieckiego, gościłem go w Nowym Jorku i widziałem się z nim w Warszawie. Nazywanie go przez Macrona antysemitą, zwłaszcza, gdy jest zaangażowany w jedną z największych humanitarnych akcji ratunkowych naszych czasów, jest niedopuszczalnym kłamstwem i oszczerstwem”. Jak wiadomo, nie mamy zbyt dobrej prasy u Żydów, ale na krasomówstwo Macrona, nawet wśród nich odezwały się głosy potępienia.
Na zakończenie przejdźmy do kraju, do którego mam słabość, dlatego z niepokojem obserwuję co się tam dzieje w kontekście rosyjskiej agresji. Chodzi mi o Włochy. Co prawda, jak na razie włoski rząd stoi murem za Ukrainą, ale z sondaży wynika, że 62 % Włochów chce ograniczyć zbrojenie Ukrainy i rozpocząć negocjacje z Putinem, a 40 % uważa, że nie jest interesem Włoch sprzeciwianie się Rosji. Co mnie szczególnie martwi, nawet publicysta katolicki Antonio Socci stwierdził, że do wojny na Ukrainie doprowadził prezydent Zełenski, bo zamiast dać Putinowi wszystko, czego ten chciał, stawił opór i doprowadził do tysięcy ofiar śmiertelnych i zniszczeń w całym kraju. Również prawicowa prasa podsyca tego typu opinie, co dla mnie osobiście potwierdza, że te wszystkie etykietki już nic nie znaczą. Ja jedynie mogę zgodzić się z pewnym publicystą, którego cytuje Piotr Kowalczuk, a który jawnie kpił: „Może tym razem uda nam się zakończyć tę wojnę po stronie tych, z którymi ją zaczęliśmy”.


Pleban ze wsi

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!