TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 26 Lipca 2025, 09:16
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Czy Joe uczyni Amerykę ponownie wielką?

Czy Joe uczyni Amerykę ponownie wielką?

Dzisiaj chciałbym nieco pożartować z największej potęgi świata i tegoż świata przodującej demokracji. Będzie to o tyle łatwe, że w sumie chodzi o ten sam kraj. Zanim jednak przejdę do meritum, muszę się odnieść do pewnej korespondencji, którą otrzymałem po poprzednim tekście w tej rubryce.

Mianowicie jeden z Czytelników napisał, że skoro się powyzłośliwiałem na celebrytach, co to się szczepili bez kolejki, to on teraz oczekuje tekstu o synach pani Jadwigi Emilewicz na nartach. Rozumiem, że w ten sposób miałbym tu zachowywać jakieś par condicio i przykładać po równo z każdej politycznej strony. Od razu zaznaczę, że nie będę o to dbał, bo absurd nie ma kolorów politycznych, a ja też nie czuję się żadnym arbitrem. Ale skoro już wspomniałem panią Emilewicz, to cóż... każda matka o swoje dzieci dba bardziej niż o cudze, a tu proszę bardzo taki ewenement: będąc w koalicji rządzącej bardziej dba o cudze niż o swoje. Innych broni przed czyhającymi na stokach narciarskich wirusami, a swoich nie! W sumie to chyba pochwalić by trzeba, co?
Ale lećmy do Ameryki, bo o ile kiedyś z USA związany był american dream i wszyscy marzyli, aby go przeżyć, sam uważałem za jeden z większych darów od Pana Boga fakt, że mogłem tam czas jakiś pomieszkać, o tyle teraz coraz częściej wydaje się, że to jest raczej american dreszcz! Spróbujmy sobie zinterpretować parę faktów. Największa potęga świata. Największa armia świata. Te wszystkie groźnie brzmiące akronimy FBI, CIA, DEA, NSA... I co? I pstro! Jakiś wariat w stroju szamana plus zgraja innych rzekomych zwolenników Trumpa atakuje Capitol w dniu, w którym nie trzeba być CIA ani NSA, żeby się domyśleć, że będą zamieszki i wchodzą sobie gdzie chcą, niczym u nas Strajk Kobiet! I sobie na przykład robią zdjęcia na fotelu przewodniczącej Izby Reprezentantów (w sumie i tak się zachowali nieźle, bo taki Bronisław Komorowski to by wlazł na ten fotel w butach) i inne wesołe zabawy urządzają, ale niestety kilka osób traci życie. Coś mi tu „śmierdzi”: albo potęga nie taka potężna, albo zwolennicy Trumpa, nie tacy zwolennicy, a zwykli prowokatorzy, którzy byli potrzebni dla sformatowania opinii publicznej.
A skoro już jesteśmy przy Trumpie: najpotężniejszy prezydent na świecie, ma te swoje guziczki atomowe, a w sumie niczym się nie różni od pani dyrektor mojej podstawówki, której żeśmy odłączyli kabel od mikrofonu na akademii ku czci Związku Radzieckiego i nikt nie mógł usłyszeć, co ma do powiedzenia.
Ponieważ padły tu magiczne słowa Związek Radziecki, to mówiąc o Stanach Zjednoczonych można zauważyć pewne podobieństwa a rebours. Nie wiem czy pamiętacie takiego pierwszego sekretarza KC KPZR, co się zwał Leonid Breżniew? Gość był praktycznie martwy, wyglądał jak mumia, a oni go dalej pokazywali, że niby żyje i rządzi. A teraz w USA prezydent Trump niby przegrał wybory i jest już nowy prezydent Joe, ale oni jeszcze chcą tego Trumpa odwołać i robią impeachment. Rozumiecie, w ZSRR martwy był prawie, a udawali że żyje, a w USA odwołany, jest nowy prezydent, ale oni tego starego i tak nadal odwołują, żeby go jeszcze bardziej odwołać! Ale niestety tak to jest z tymi wszystkimi ustrojami przymiotnikowymi. Związek Radziecki miał tzw satelity, w tym Polskę, gdzie obowiązującym ustrojem była demokracja ludowa. A pomiędzy zwykłą demokracją a demokracją ludową była taka różnica, jak pomiędzy zwykłym krzesłem i krzesłem elektrycznym. No i teraz mi się wydaje, że ta demokracja przodująca to też nieszczególnie się prezentuje, skoro sądy nie rozpatrują protestów wyborczych, umarli oddają głosy, no i można dosypywać głosów korespondencyjnych tam gdzie ich za mało, a tam gdzie ich za dużo można na przykład wyrzucić do rzeki. Innymi słowy może naprawdę się okazać, że ZSRR to był prekursor i to co było u nich, prędzej czy później przyjdzie i do innych. Nawet do USA! Od dzisiaj więc nie przyjmuję żadnych peanów na cześć amerykańskiej przodującej demokracji. Gdzie te czasy, kiedy satyrycy mówili, żeby wypowiedzieć wojnę USA i potem natychmiast poddać się w niewolę...
No chyba, że prawdziwa jest przepowiednia, którą książka Catholic Prophecy z 1965 roku przypisuje arcybiskupowi Fultonowi Sheenowi. Miałby on powiedzieć w 1946 roku następujące słowa: „USA stały się właśnie najsilniejszym krajem świata. Ale władze Ameryki nie troszczą się o przestrzeganie prawa Bożego, wręcz przeciwnie, one podporządkowały się bardzo niedobrym siłom. Dlatego potęga USA nie będzie trwała długo, a jedynie przez okres pontyfikatu siedmiu kolejnych papieży, licząc od obecnego Piusa XII jako pierwszego z nich. Wraz z końcem pontyfikatu siódmego papieża, potęga USA się załamie i swojej pozycji najsilniejszego kraju świata Ameryka już nigdy nie odzyska”. Jak łatwo policzyć papież Franciszek jest właśnie siódmym licząc od Piusa XII. Próbowałem zrobić małą kwerendę materiałów anglojęzycznych, ale nie znalazłem tego zapisu, choć w 1946 roku Fulton Sheen rzeczywiście dużo mówił o komunizmie, o Antychryście i generalnie o upadku świata opartego na chrześcijańskich wartościach. Może i wspominał o upadku swojej ojczyzny...
Oj, poważnie się zrobiło na koniec. Ale na pewno miliony ludzi w Stanach i na świecie są optymistycznie nastawieni do nowo wybranego prezydenta Joe i wierzą, że dokona on niejednego cudu, aby przywrócić Stany na właściwą pozycję (którą tak strasznie naraził na pośmiewisko Trump). Chociaż, szczerze mówiąc, podczas pewnego wiecu w Missouri Biden już próbował dokonać cudu (w przeciwnym wypadku trzeba się zatroszczyć o jego stan mentalny) kiedy szukając wzrokiem miejscowego senatora Chucka Grahama poruszającego się na wózku inwalidzkim zawołał: „Gdzie jesteś Chuck? No wstań, pokaż się wszystkim!” Ale Chuck nie wstał...


ks. Andrzej Antoni Klimek

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!