Czy „Boskie Wakacje”są jeszcze możliwe?

„Boskie Wakacje” to zbyt wiele powiedziane. Bardzo często zastanawiam się, że tak powinny wyglądać każde wakacje. I uprzedzam, że nie chodzi o ogrom atrakcji, i że jest „bosko”. Chodzi o to, że najzwyczajniej w świecie, nie zapominamy o Jezusie!
Spędzamy czas wolny z Panem Bogiem. I tylko tyle! Chciałem w Mrówkach nad Jeziorem Wilczyńskim, nauczyć dzieci, że można dobrze się bawić i tym samym dobrze się modlić.
Kiedy wstawiono zdjęcia z „Boskich Wakacji” do internetu, jedna pani napisała w komentarzu, że nie potrzeba nikomu takich rekolekcji. I o dziwo, choć zdjęcia z pewnością nie wyglądają jak z kościoła, to dodała, że trzeba księżom wyjść z zakrystii czy jak to ujęła, z ciepłych plebani. Ja jednak myślę, że chodzi tu o inny temat - trzeba się zastanowić, co może robić, bądź od czego jest ksiądz? Ale od początku…
W tym roku uzbierała się nam spora grupa chętnych: od najmłodszych w wieku 8 lat do najstarszych 16-latków, aby wziąć udział w obozie sportowym z elementami religijnymi - bo tak właściwie opisujemy „Boskie Wakacje”. Obóz sportowy przy jeziorze, a to oznacza przede wszystkim wodne szaleństwo, wyprawy kajakowe, kajaki bezburtowe, klasyczne. Olimpiada wodna, trampolina, z której skaczą do wody (nie tylko dzieci). Muszę przyznać, że też korzystam z atrakcji obozowych. „Ksiądz na kajaku?” - to jeszcze nic. Odkryłem w tym roku karaibski SUP. Niby nic nowego - deska podobna do surfingowej, jednak trochę inna. Idealnie trzyma się na wodzie. Można na nim siedzieć, stać, ale i skakać, ćwiczyć. Zaraz, a ksiądz może pływać? Jeździć rowerem? Bo ja na obozie jeżdżę od jednej grupy dzieciaków do kolejnej zawsze z wielkim uśmiechem!
Chyba, że znajdę ekipę, która wybrała nie wodną, ale tajną misję. Wtedy cały ośrodek staje się polem gry. Tworzą zakodowane wiadomości, zaczynają wyglądać jak komandosi, ja słyszę tylko „dwuszereg!”, „kolumna!”, jakieś przyśpiewki, głośne komendy, rozkazy. Oczywiście staram się uśmiechnąć czy dorównać marszowi wojskowemu, ale to przerasta moje siły. Bo oni mają bunkry, przeszkody, okopy, barykady. Zdobywają flagę, chronią prezydenta - przypominają mi się sceny z filmów sensacyjnych. Czasem nie da się ich znaleźć przez sztukę kamuflażu. A pytania pozostają: czy ksiądz może założyć mundur? Czy ksiądz może chodzić po lesie? A już pod osłoną nocy, gdy wszędzie czają się niebezpieczeństwa? Czy ksiądz może ćwiczyć czujność, wytrwałość, odwagę, spostrzegawczość?
Natomiast usłyszeć quady to żaden wyczyn. Czterokołowa maszyna wyje na torze przeszkód, a ja rowerem próbuję ich dogonić. Dobrze, że wszędzie są instruktorzy, którzy pilnują bezpieczeństwa. Choć z drugiej strony, nie pozwalają mi wjechać, bo niby „utrudniam ruch”. Natomiast na stację linową „Fort” można bez przeszkód wchodzić! Wspinaczka to nie tylko przyjemność, ale także zachowanie równowagi, wzmocnienie siły rąk, sprawności nóg. Chyba trzeba mieć jakiś stoicki spokój, żeby z takich wysokości spoglądać na cały obóz. Ale spokojnie, jest sprzęt asekuracyjny, kask na głowie. Wystarczy znać tylko kilka praw fizyki, by nie spaść. Ale czy ksiądz może się znać na fizyce? Czy może mieć sprawność fizyczną? Chodzić po górach? Po drzewach?
Nawet nie opisuję dokładnie co się działo, kiedy były turnieje w zbijaka, gdy była gra terenowa, podchody, pokaz talentów, dyskoteka. Jak były wykorzystywane trampoliny, boiska do siatkówki plażowej, do „baloniady”, koszykówki czy piłki nożnej. Jedyne co jeszcze dodam, to że nigdy nie widziałem tyle piany. Każde dziecko chyba chce takie bąbelki we wannie, kiedy się kąpie. A tu w pewnym momencie była piana wszędzie i starczyło jej dla wszystkich obozowiczów. Niesamowite. Już nawet bez pytania czy ksiądz może? Powiem tylko, że przez cały tydzień „Boskich Wakacji” nawet nie udało mi się wszystkiego wypróbować. Dobrze, że takie obozy organizujemy już od czterech lat i pewnie nadal będą, bo chętnych jest co nie miara!
Trzeba iść tam, gdzie dzieci i młodzież spędzają wakacje. Tam, gdzie łatwo o Bogu zapomnieć. Dlatego staram się być w sutannie, żeby mnie widzieli z daleka i żeby to nie było nic dziwnego! Chcę, aby wśród tych wszystkich atrakcji był też Bóg. On jest zawsze i wszędzie. Mam nadzieję, że młodzież, która przeżywa takie wakacje - nauczy się modlitwy. Nie tylko formuły wypowiadanej, ale też śpiewu, postawy, gestów. Rano przed posiłkiem czy wieczorem. Ta ostatnia już trochę dłuższa na naszym obozie, ale za to przeżyta do głębi. Przy ognisku, przy śpiewie, wśród przyjaciół. Jako ksiądz po to tam jestem i spędzam z nimi czas. By dzieci i młodzież odkryli, że można się modlić całym sobą, chwalić Boga o każdej porze dnia. Również podczas codziennej Mszy Świętej! I nie boję się powiedzieć - innej niż zwykle. Bo kto był na takiej Eucharystii, gdzie 99% uczestniczących to dzieci i młodzież? (Ten jeden procent zostawiłem dla wychowawców i instruktorów - bo to już pełnoletnia młodzież). Mszy Świętej pięknie przygotowanej, z asystą ministrancką; przy ołtarzu w lesie, na tle specjalnie zbudowanej łodzi z ogromnym krzyżem? Tylko nasi obozowicze. Podkreślę, że czas tam spędzony, wiele rozmów i po prostu towarzyszenie tym młodym ludziom sprawiło, że chyba wszyscy się wyspowiadali i mogli przyjąć Jezusa z czystym sercem! Co może być piękniejszego dla księdza? Od czego więcej jest ksiądz? Może coś musi zrobić lepiej? Pewnie! Ale ja robię to, co potrafię. ■
Zdjęcia i tekst Ks. Mateusz Klaczyński
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!