TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 03 Września 2025, 16:01
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Czwarte przebudzenie Józefa

Czwarte przebudzenie Józefa

Na czym polegał lęk św. Józefa, który towarzyszył mu w czasie powrotu z Egiptu do ziemi Izraela? Czy była to jedynie obawa przed groźnym Archelaosem?

Spośród wspomnianych w Ewangelii snów św. Józefa czwarty sen różni się od poprzednich. Jego dokładna treść nie jest podana, lecz streszczona w słowach przedstawiających ówczesną sytuację Opiekuna Zbawiciela: „Gdy posłyszał, że w Judei panuje Archelaos w miejsce ojca swego, Heroda, bał się tam iść. Otrzymawszy zaś we śnie nakaz, udał się w okolice Galilei” (Mt 2, 22).
Słowa te wydają się jasne, chociaż łatwo jest przeoczyć jeden szczegół, który rzuca nowe światło na przeżycia Józefa. Tym szczegółem jest określenie „bał się”. Czego bał się Opiekun Zbawiciela w tej sytuacji? Czy chodziło tylko o lęk z racji zagrożenia, które Archelaos stanowił dla Dziecięcia? A może chodziło o coś więcej?


PIERWSZE „NIE BÓJ SIĘ”
Gdy anioł objawił się Józefowi po raz pierwszy, pokrzepił go słowami „nie bój się”. Wówczas nie chodziło o strach, lecz raczej o obawę, że jego obecność przy Matce Bożej będzie jej przeszkadzać w realizowaniu zamysłu Bożego dla niej i dla Chrystusa. Był to lęk wynikający przede wszystkim z pokory oraz troski, aby uczynić wszystko w posłuszeństwie Bogu i w pełnym poddaniu się woli Bożej. Dlatego też małżonek Najświętszej Dziewicy zamierzał nie tyle oddalić Ją od siebie, ile oddalić się od niej, pozostając jej miłującym mężem.
Gdy zaś dochodzimy do czwartego snu, okoliczności są inne, bo teraz opiekun Zbawiciela ma już za sobą doświadczenie wizyty pasterzy i Mędrców ze Wschodu, jak również inne objawienia dotyczące ucieczki do Egiptu i powrotu stamtąd. Biorąc to wszystko pod uwagę, popełnilibyśmy błąd, jeżeli ocenilibyśmy reakcję Józefa na wiadomość o panowaniu Archelaosa jako zwyczajny, zrozumiały ludzki odruch strachu. Rzecz jasna, że nie chodzi tutaj o zanegowanie elementu ludzkiego w groźnej sytuacji, bo przecież nawet święci mogą doświadczyć zwyczajnej trwogi. Zresztą, wystarczy przywołać odpowiedź mężnego ks. Jerzego Popiełuszki na pytanie, czy nie boi się mówić tego, co mówi. Odpowiedział stanowczo, że boi się, ale od razu dodał, że jeżeli on nie będę mówił, to kto będzie mówił?
W przypadku św. Józefa, skoro już raz słyszeliśmy o tym, że przeżywał lęk, warto byłoby zapytać, czy można odczytać obydwa lęki - względem pozostania z Małżonką i względem panowania Archelaosa – w tym samym kluczu. Józef w jednym i drugim przypadku przeżywa lęk, ale jest to lęk „sprawiedliwego” (cadik), czyli człowieka czerpiącego nie tylko siłę, ale również męstwo ze słowa Bożego i obecności Pana w jego życiu. Ponadto żaden biblijny cadik nie był tak blisko Boga, jak św. Józef. Z czego w związku z tym wynikał jego drugi lęk?
Małżonek Matki Bożej wiedział, że Bóg ani nie oszukuje, ani nie szkodzi, a poza tym jest wszechwiedzący. Oznacza to, że wszystko, co Bóg nakazuje, jest nieomylne. W świetle tej prawdy, gdy we wcześniejszym objawieniu Józef usłyszał, że ma wrócić z Rodziną z Egiptu do ziemi Izraela, nie miał wątpliwości, że ten nakaz nadszedł w optymalnym czasie i w najbardziej sprzyjających okolicznościach dla dalszego rozwoju zbawczego zamysłu Boga Ojca względem Syna Bożego. Anioł co prawda nie sprecyzował, dokąd dokładnie w ziemi ojczystej Józef miał się udać z Rodziną, ale pod tym względem przeczysty małżonek Dziewicy mógł przewidzieć tylko jedną możliwość: musiał to być powrót do miasta Betlejem. To bowiem, czego Mędrcy dowiedzieli się przez dopytywanie, Józef już wiedział z własnej znajomości Księgi Micheasza: Mesjasz będzie się wywodził z Betlejem (por. Mi 5, 1; Mt 2, 6). W takim razie, skoro Betlejem miało być tak ściśle związane z Osobą Syna Bożego, to znaczy, że owa miejscowość musiała się stać siedzibą Mesjasza.
Na podstawie objawień otrzymanych w poprzednich snach i na podstawie wcześniejszej podróży do Betlejem z racji spisu ludności Józef już wiedział, że jego przybycie do Betlejem na czas narodzin Pana było dziełem Bożej Opatrzności. Jemu zatem przyszło zapewnić Mesjaszowi, aby ten sam zamysł Boży dalej się realizował właśnie w Betlejem.

DUCHOWE MĘCZEŃSTWO
Wszystko wydawało się składać na piękną, biblijną całość. Niemniej teraz pojawił się problem, bo wiadomość o panującym groźnym Archelaosie sprawiła, że objawienie Boże w trzecim śnie stało się niemożliwe do spełnienia. Zakładając biblijnie, że Betlejem jest jedynym możliwym miejscem zamieszkania, i wierząc, że Bóg wybiera czas i miejsce, jak można zrealizować coś, co jest niemożliwe do zrealizowania? Inaczej mówiąc, skoro Bóg – za przyczyną Józefa – każe Świętej Rodzinie wrócić do ziemi ojczystej i skoro jedynym miejscem powrotu może być Betlejem, bo tak zapowiadał natchniony prorok, to dlaczego pojawia się osoba, której obecność w Judei uniemożliwia takie posunięcie?
Nie chodzi więc o lęk tylko przed niebezpiecznym przywódcą. Chodzi o poważniejszy problem. Jak może Bóg nakazać coś, co jest niemożliwe do zrealizowania? Dla człowieka określonego mianem biblijnego cadik sprzeczność między tym, co się widzi, a tym, co mówi i nakazuje Bóg, jest tragiczną udręką. Pisał o tym św. Jan Paweł II w encyklice Redemptoris Mater, tłumacząc, że to, co Matka Najświętsza przeżyła pod krzyżem, było męczeństwem. Z jednej strony pamiętała obietnicę Bożą, daną w Nazarecie, że Syn Boży, którego porodzi za sprawą Ducha Świętego, będzie panował wiecznie (por. Łk 1, 33). Z drugiej strony na jej oczach działo się coś, co wydawało się zaprzeczeniem słów Bożego objawienia.
Trudno jest pogodzić się z niespełnieniem obietnicy danej nam przez bliską osobę, kolosalnie boleśniejsze jest doświadczenie niespełnienia obietnicy danej przez samego Boga. Tak właśnie było na Golgocie, gdzie nie chodziło o niespełnienie obietnicy ludzkiej, lecz Boskiej. Idąc za tym tokiem myślenia, możemy zrozumieć, dlaczego święty papież stwierdził, że w obliczu takiej sytuacji ból przeżywany przez Matkę Bożą jest tej samej rangi co duchowy ból Abrahama: z jednej strony otrzymał Boską obietnicę, że syn jego będzie ojcem wielkiego narodu, a z drugiej strony usłyszał nakaz, aby tego syna zabić. Z pewnością można byłoby powiedzieć, że przeżycia Abrahama i Najświętszej Maryi Panny w obliczu zanegowania Bożej obietnicy przez samego Boga dalekie są od tego, co przeżywał Józef, gdy się dowiedział, jak niebezpieczna będzie jego podróż powrotna do Judei. I rzeczywiście, nie jest to ta sama ranga egzystencjalna ani pod względem wzniosłości wydarzenia, ani pod względem duchowego bólu. Niemniej musimy uważać, aby nie myśleć o przeżyciach duchowych Józefa tylko w kategoriach ludzkich.
Św. Bernardyn ze Sieny pouczał, że kiedykolwiek Bóg wybiera człowieka do spełnienia wyjątkowej misji, wówczas obdarza go wszelkimi potrzebnymi łaskami, aby mógł zrealizować powierzone mu zadanie. Jednocześnie te łaski doprowadzą do wielkiego pogłębienia duchowości takiej osoby. Świątobliwy franciszkanin ze Sieny odniósł to wszystko do św. Józefa, a my, na podstawie jego nauczania, winniśmy wnioskować, że przeżycia duchowe osoby pokroju opiekuna Zbawiciela mogą być najlepiej zrozumiane w świetle tego, co przeżyli wielcy mistycy.
Dobrze ilustruje ten fakt dramat wewnętrzny przeżywany przez św. siostrę Faustynę. Z jednej strony słyszała od Pana Jezusa, że będzie w nowym zgromadzeniu, a z drugiej strony nie otrzymywała od Niego pozwolenia (za przyczyną przełożonych), aby w takim zgromadzeniu się znaleźć. Sprzeczność, rzecz jasna, była tylko pozorna, bo jej obecność w nowym zgromadzeniu miała nastąpić dopiero po odejściu z tego świata.
Wracając zatem do św. Józefa: nie możemy uznać tego, co przeżywał na wieść o panowaniu Archelaosa, za zwykły lęk i zrozumiałą rozterkę. Mamy do czynienia raczej z trudnym przeżyciem Bożego wybrańca, który nie szuka rozwiązań przez ucieczkę od skomplikowanych sytuacji, lecz przede wszystkim wierzy, że skoro pojawia się sprzeczność między tym, co mówi Bóg, a tym, co człowiek widzi i słyszy, to znaczy, że sprzeczność jest tylko pozorna. Widocznie czegoś albo nie wiemy, albo nie rozumiemy. Do tego wniosku prowadził też nakaz Boży w czwartym Józefowym śnie. Nie wiemy, czy wybrzmiały w nim słowa „wstań, weź Dziecię i Matkę Jego i udaj się do Nazaretu”. Pewne natomiast jest to, że jego udanie się wraz z Rodziną do Nazaretu wiązało się z kolejnym odkryciem odnoszącym się do realizacji planów Zbawienia, i to w sposób nieoczekiwany – nawet przez Józefa: to nie Judea miała się stać miejscem osiedlenia Mesjasza, lecz Galilea.

BÓG INTERWENIUJE
Tak właśnie należy odczytać decyzję podjętą przez opiekuna Zbawiciela po czwartym przebudzeniu, aby osiedlić się w Nazarecie. W tym zdarzeniu mamy podpowiedź dla wszystkich, którzy czasami obrażają się na Boga, bo ich nie wysłuchuje albo wymaga rzeczy sprzecznych lub niemożliwych. W takich okolicznościach możemy być pewni, że przyjdzie rozjaśnienie sytuacji, aczkolwiek nie od razu.
W życiu duchowym wielką rolę odgrywa pod tym względem cnota cierpliwości. Ktoś zapyta: jak długo można być cierpliwym? Odpowiedź na to pytanie nie jest możliwa bez wiary, bo czas jest jedną z dróg, którą Bóg się posługuje, aby poddać nas próbie. Można się zbuntować i powiedzieć, że próba jest okrutna, niesprawiedliwa i przynosząca efekt przeciwny do zamierzonego. Ale czy byłoby możliwe, żeby Pan, który oddał za nas życie, potraktował nas lekceważąco?
Wobec tego naszym punktem wyjścia w ciemnościach sprzeczności i paradoksów musi być Józefowa cierpliwość i wiara, że Bóg zainterweniuje w najlepszym czasie. Tak się stało w życiu Józefa, kiedy sam Bóg wyjaśnił rozterkę po powrocie z Egiptu. W naszym życiu uczyni to samo. Prośmy św. Józefa, aby nam pomógł w to uwierzyć i tak też żyć.

Ks. Jacek Stefański

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!