Czekając na przyjście Jezusa 
Kiedy Jezus ponownie przyjdzie na Ziemię, jakie są znaki zapowiadające koniec świata, kto na sądzie zdecyduje o potępieniu albo zbawianiu człowieka i ilu będzie zbawionych - wyjaśnia w rozmowie biblistka dr Maria Miduch.
Rozpoczyna się Adwent i w kościołach często mówi się o powtórnym przyjściu Jezusa, o paruzji. Na co dzień nie używamy już tego słowa i wielu go nie rozumie, czym ona jest?
Dr Maria Miduch: Słowo paruzja jest słowem greckim i miało swoje znaczenie w kontekście greckiej kultury. Oznaczało przybycie władcy do danego miasta, regionu. My jako chrześcijanie oczekujemy na powtórne przybycie Jezusa i stąd aplikowano tę grecką nazwę znaną pierwszym odbiorcom Dobrej Nowiny o Jezusie do kontekstu religijnego.
Niektórzy mówiąc o powtórnym przyjściu Chrystusa twierdzą, że znają jego konkretną datę. Ktoś mi powiedział, że ostatnio w tym kontekście pojawił się rok 2028. A co na ten temat mówi Pismo Święte?
Oczywiście konkretnej daty powtórnego przyjścia Jezusa nie ma. Są za to przypowieści mówiące o tym, że szczęśliwi są ci, których Pan zastanie czuwającymi. Cały problem polega na tym, że nie wiemy kiedy to nastąpi, ale powinniśmy tego oczekiwać. Jezus w Ewangeliach zachęca, by czytać znaki. Bo trzeba powiedzieć, że od momentu narodzin Jezusa tak naprawdę żyjemy w czasach ostatecznych. Musimy nauczyć się słuchać Pana Boga, ale nie oczekujmy, że On nam poda konkretną datę swojego przyjścia w chwale.
Wspomniała Pani przed chwilą, że znane są znaki zapowiadające powtórne przyjście Jezusa, jakie?
Jezus mówi o tych znakach w Ewangelii. Nie są one przyjemne: wojny, prześladowania, trzęsienia Ziemi, głód i zarazy. Możemy powiedzieć: od wieków takie rzeczy spotykają ludzkość, ale Jezus w tym wszystkim dodaje, że kiedy to zacznie się dziać: „wy podnieście głowy”. To coś, co ktoś z boku może uznałby za szalone. Myślę, że jest to zachęta skierowana do chrześcijan, by umieli sięgnąć poza te zdarzenia, które są udziałem ludzkości i by w nich umieli dostrzegać także Bożą obecność. Nie chcę w ten sposób powiedzieć, że Pan Bóg sprowadza te znaki, ale towarzyszy nam kiedy przeżywamy ciężkie chwile i dzięki temu możemy unieść głowy wysoko.
Jednak w Ewangelii św. Łukasz wspomina, że ludzie będą nawet mdleć ze strachu, kiedy zaczną się dziać te wydarzenia. Napisał: „Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu, w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi”.
Gdy mówimy o powtórnym przyjściu często używamy takiego stwierdzenia „koniec świata” i wywołuje to u niejednego gęsią skórkę: nie z ekscytacji, ale raczej ze strachu. Chrześcijanie powinni patrzeć na koniec świata jako na przyjście ich Wyzwoliciela. Kończy się jakaś rzeczywistość, ale to nie oznacza, że kończy się życie. Kończy się to co jest złem, cierpieniem, smutkiem, bólem, a zaczyna się wieczność pełna chwały.
Ludziom kojarzy się przyjście Chrystusa z Sądem Ostatecznym, pamiętają słowa z Ewangelii o tym, że Syn Człowieczy przyjdzie, zgromadzą się przed nim narody i powie do nich: „Wszystko co uczyniliście...” Na czym ten sąd będzie polegał, co się wtedy będzie działo?
Jeżeli chodzi o Sąd Ostateczny to nie możemy opisać jego przebiegu, bo takich informacji nie mamy. Natomiast musimy zdać sobie sprawę, że Pan Bóg nie wtrąca do piekła, człowiek sam decyduje się na potępienie. Pan Bóg na sądzie zrobi wszystko, by człowiek został zbawiony. Jest taka starochrześcijańska legenda, która mówi o tym, że kiedy Jezus powróci i wezwie wszystkich na sąd to zada każdemu z osobna pytanie: „czy Mnie kochasz?” Jeżeli ktoś odpowie: „Tak, kocham”, będzie zbawiony. Jeżeli odpowie „Nie kocham” to wtedy Syn Człowieczy zada kolejne pytanie: „A czy pozwolisz, abym Ja ciebie kochał?” Jeżeli człowiek odpowie: „Pozwalam”, wtedy oczyszczający ogień oczyści taką osobę i ona również dostąpi zbawienia. Jeśli jednak odrzuci możliwość bycia kochanym przez Boga i nie zgodzi się na tę miłość, wybierze potępienie.
Kiedy mówimy o sądzie to musimy pamiętać o tym, że oskarżyciel jest jeden – to szatan. Ale Bóg to przewidział i dlatego posłał do naszych serc Ducha Świętego, On jest nazywany Parakletem. My często tłumaczymy to słowo jako Pocieszyciel, ale w tradycji antycznego świata starożytnego paraklet to ktoś, kto cieszył się w społeczności nienaganną opinią. W momencie kiedy odbywał się sąd i ktoś był skazywany, paraklet miał prawo stanąć przy nim i swoją nienaganną opinią usprawiedliwić oskarżonego - niezależnie o co był on posądzony i co mu udowodniono. Jeśli winny zgadzał na obecność parakleta to wtedy nie mógł zapaść wyrok skazujący. Jako chrześcijanie powinniśmy się cieszyć z posiadania Ducha Świętego, który jest naszym Parakletem. Musimy tylko Go przyjąć, czyli uznać, że jesteśmy grzesznikami i bez Jego pomocy nie damy rady.
Najczęściej mówiąc o przyjściu powtórnym Chrystusa koncentrujemy się na Ewangeliach, a jednak Apokalipsa św. Jana szeroko porusza ten temat. Między innymi są tam dwa fragmenty mówiące o ilości zbawionych i niektórzy rozumieją liczbę 144 000 z jednego z nich w sposób dosłowny. Tylu będzie zbawianych i nikt więcej.
Rzeczywiście w jakimś przekazie Świadków Jehowy występuje liczba 144 000 jako liczba zbawianych. Natomiast kiedy się wczytamy w tekst to zobaczymy, że 144 000 to jest liczba synów Izraela. Oprócz nich przed tronem Baranka jest wielki tłum, którego nikt nie jest w stanie policzyć z różnych narodów, ludów i języków. Nie mamy się co martwić, że już nie załapiemy się do grupy zbawionych. Możemy się cieszyć, że w tym tłumie, którego nikt nie jest w stanie policzyć, znajduje się miejsce i dla nas.
Jeszcze może pytanie w związku z Apokalipsą, dlaczego Jan nie napisał o wszystkim wprost, tylko używał tylu symboli, jakby ukrywając za nimi to, co miał przekazać?
Apokalipsa jest trudna w odbiorze dla nas w XXI w., ale dla współczesnych Janowi była o wiele łatwiejsza do czytania. Pierwszym powodem, dlaczego Jan wybiera Apokalipsę jako sposób przekazu Objawienia Bożego jest to, że był to gatunek literacki modny w tamtym czasie i to gwarantowało, że po księgę sięgnie naprawdę dużo osób. Druga sprawa jest taka, że Jan mówi o rzeczach, o których do tej pory nikt nie pisał, nie oglądał, więc używa języka symboli. Możemy sobie wyobrazić, jak to jest opisywać komuś coś, co się zobaczyło, ale co jest zupełną nowością, wtedy sięgamy do porównań. Mówimy, że coś jest podobne do czegoś albo wygląda tak jak… Jan opisuje niebiańską rzeczywistość i dlatego sięga do takiego języka.
Pan Jezus uświadamia nam, że zanim przyjdzie na Ziemię pojawią się fałszywi prorocy, dlatego niektórzy przed naszą rozmową pytali mnie: po czym będzie można rozpoznać prawdziwego Mesjasza?
Gwarancją na rozpoznanie przychodzącego Chrystusa jest budowanie z Nim relacji teraz. Jeżeli ją budujemy, karmimy się Jego słowem będziemy bliżej Niego i tym łatwiej będzie nam Go rozpoznać.
Według słów zapisanych w Ewangelii wg św. Łukasza: „Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie przypadł na was znienacka, jak potrzask. (...) Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli uniknąć tego wszystkiego, co ma nastąpić, i stanąć przed Synem Człowieczym” i innych fragmentów mamy czuwać czekając na powtórne przyjście Chrystusa. Jak Biblia rozumie, tłumaczy to czuwanie?
Biblia używa obrazów, mówi o czuwającym słudze, o pannach, które czuwają z lampami i mają oliwę oczekując na przyjście Oblubieńca. Pojawia się tutaj element napięcia, wiemy, że przyjdzie, ale nie wiemy kiedy i wtedy jest bardzo trudno czuwać. Nie jesteśmy pozostawieni w tym czuwaniu samym sobie, mamy Ducha Świętego, pokarm słowa Bożego i Eucharystii.
Na koniec chciałabym zapytać Panią o wydaną właśnie książkę, chociaż nie jest związana z paruzją. Dlaczego wybrała Pani do opisania takie, a nie inne kobiety z Biblii, jak czytamy w tytule, „które kochał Bóg”?
Chciałam, by to był pozytywny przekaz. Wybrałam kobiety, o których mówi się w Kościele w kontekście ewangelicznym, jednak niejednokrotnie bardzo je lukrując albo pozbawiając koloru. To znaczy stawiając je trochę w tle wydarzeń. Natomiast kiedy wczytamy się w Ewangelię to zauważamy, że te kobiety są tam bardzo ważne. Sam Jezus uważa, że są bardzo potrzebne, bez nich te historie byłyby niedopowiedziane. I niejednokrotnie na kartach Ewangelii, „grubą teologię” objawia właśnie kobietom, a nie uczonym w Piśmie. Kobietom, które przez sytuację życiową mogą się wydawać zepchnięte na margines. Postanowiłam wydobyć je na wierzch, bo ginęły w przekazie.
Rozmawia Renata Jurowicz
Maria Miduch – doktor teologii biblijnej z zakresu judaistyki i hermeneutyki biblijnej, wykładowca języka hebrajskiego i Starego Testamentu. Członek Stowarzyszenia Biblistów Polskich, zaangażowana w inicjatywę TJCII Polska. Autorka książek – m.in. „Apokalipsa. Księga miłosierdzia”, „Słowo przed Słowem. Zachwyć się Pismem Świętym”, „Kobiety, które kochał Bóg. Nowy Testament”.
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!