Czego szuka rolnik na ulicy?
Rolnik sprzedaje worek ziemniaków (15 kg) za 2 zł (to nie pomyłka), czyli 13 groszy za kilogram. Za porcję frytek (100 g) konsument płaci 6 zł, czyli 60 zł za kilogram. Skąd ta kosmiczna różnica i co może mieć wspólnego z protestami rolników?
Państwo Katarzyna i Karol prowadzą niewielkie gospodarstwo pod Liskowem. Własnej ziemi mają 17 hektarów, nieco więcej dzierżawią, hodują też zwierzęta, głównie krowy (w tym mleczne). Karol, głowa czteroosobowej rodziny, ostatnio wziął udział w rolniczych protestach, które miały miejsce w naszej diecezji. - Sytuacja na polskiej wsi jest coraz gorsza, ceny zmienne i z dnia na dzień niższe, okresami trochę rosną, dlatego protestujemy. Obecnie (rozmawiamy 4 marca - przyp. autorki) rolnicy wciąż protestują pod Sejmem, ale zaraz będzie trzeba ruszyć na pola, do pracy i wszystko rozejdzie się po kościach, niestety - mówi gospodarz. Oboje z żoną zgadzają się ze mną, że niewiele w mediach głównego nurtu mówi się o problemach polskiego rolnictwa, a jeśli już pojawi się jakaś wzmianka o protestach to najczęściej ostrzeżenie dla kierowców, by uważali na rolnicze blokady dróg. Politycy natomiast ze swej strony (zarówno prawej, jak i lewej) twierdzą, że zauważają problemy rolników, apelują o debaty i rozmowy, piszą listy, ale nie proponują żadnych konkretnych rozwiązań.
Mity o rolnikach
Większość mieszkańców miast sądzi, że rolnicy nie powinni mieć problemów, bo przecież korzystają z nieustającego strumienia unijnych dotacji i różnych funduszy w ramach rozmaitych projektów. Czy rzeczywiście sytuacja wygląda tak różowo w małych i średnich gospodarstwach, których przecież wciąż w Polsce jest najwięcej? - Dopłaty, które dostajemy powinny wystarczyć na pokrycie kosztów materiału siewnego, środków ochrony roślin i nawozów. Tymczasem prawda jest taka, że wystarczają zaledwie na połowę. Nawozy i środki ochrony roślin drożeją, a produkowane przez nas produkty już niekoniecznie - mówi Katarzyna. Trzeba też pamiętać, że urzędnicy są bardzo skrupulatni i każde niedopatrzenie w złożonym wniosku, czy najdrobniejszy błąd w spełnianiu licznych wymogów powoduje automatyczne jego odrzucenie. - Jest też tak, że na ziemię dzierżawioną nie zawsze można dostać dotację, bo bierze ją właściciel ziemi, niekiedy obniżając czynsz - dodaje Karol.
Drugim mitem jest najnowszy i najnowocześniejszy sprzęt, którym dysponują rolnicy i także nim wyjeżdżają na blokady, czy protesty (i dzięki Bogu, bo gdyby wyjeżdżali starymi ciągnikami korki nie trwałyby kwadrans ale godzinę). To jednak powoduje, że społeczeństwo jest przekonane o bogactwie rolników, tymczasem mało kto pamięta, że niemal sto procent tego sprzętu jest tak naprawdę własnością banków. - Wzięliśmy nowy ciągnik w ramach projektu „Młody rolnik”, ale dotacja wynosiła tylko 75 tys. zł, a sprzęt kosztował 200 tys., więc musieliśmy wziąć spory kredyt - mówią młodzi rolnicy. W podobnej sytuacji są setki tysięcy rolników w całej Polsce. Żyją na kredyt i martwią się o spłatę, bo ceny ich produktów ciągle spadają, w przeciwieństwie do rat. Nowy ciągnik nie jest po prostu marzeniem, ale usprawnia pracę tych, których działania zależą od pogody. - Kiedy przyjdzie czas, trzeba jechać w pole, a jeśli ciągnik nie działa, psuje się, robi się przestój, potrzebne są pieniądze na części. Mechanik od ręki go nie naprawi, chyba, że ktoś poradzi sobie sam - wyjaśnia Karol.
Kosmiczna różnica
Trzy podstawowe i najważniejsze problemy polskiego rolnictwa streszczają się w krótkim wstępie do tego materiału. Jak podkreślają Katarzyna i Karol, najważniejsze jest obecnie ustabilizowanie cen i ustalenie cen minimalnych na produkty kupowane od rolników. Trudno powiedzieć, dlaczego nikogo nie bulwersuje fakt, że kilogram ziemniaków kosztuje 13 groszy, przecież dziś w sklepie nie da się już nic dostać za taką cenę. Jednak rolnik musi ją zaakceptować albo wyrzuci ziemniaki, czy inne płody rolne. Nawet gdyby rolnicy na własną rękę „dogadali się” i ustalili jedną cenę na warzywa, owoce, mięso i zboża, zawsze znajdzie się ktoś, kto zejdzie poniżej tej określonej, żeby sprzedać więcej. Zarządzenia odgórne wydają się więc w tej kwestii niezbędne.
Obok cen, drugim największym problemem jest zbyt duża ilość pośredników. - Rolnik dostaje najniższą cenę, a pośrednik się na nim bogaci. Znam takie osoby, które nic nie hodują, a zbiły majątek na samym tylko handlu, chociażby wieprzowiną - mówi Karol. Zanim produkt trafi od rolnika do konsumenta przechodzi przez kilka rąk, z których każda para chce jak najwięcej zarobić bez wysiłku. Stąd ta kosmiczna różnica w cenie kilograma ziemniaków i kilograma frytek.
Trzeci problem to ilość produkowanej w Polsce żywności, która wystarczyłaby na wyżywienie wszystkich obywateli. Niestety największe sieci handlowe, w większości z kapitałem zagranicznym, sprowadzają żywność zza granicy. - W marketach niewiele znajdziemy polskich produktów, wszystko jest sprowadzane, choć gorszej jakości, nafaszerowane większą ilością chemii, a małe sklepiki, które kupowały od polskich rolników w większości upadły - podkreślają młodzi rolnicy.
Globalne zmiany
Polityka parlamentu europejskiego, jak i naszych władz na szczeblu krajowym dąży do wyeliminowania małych i średnich gospodarstw rolnych, choć to z nich pochodzi najzdrowsza żywność. Trzeba szybko się obudzić, zanim tendencja do łączenia gospodarstw w wielkie farmy (która w zachodnich krajach Unii Europejskiej jest już oczywistością) sprawi, że zwiększając wydajność stracimy to, co najcenniejsze - produkcję najbardziej naturalnych produktów w Europie. - Zachęca się dziś rolników, żeby zrzekali się swoich małych gospodarstw na rzecz większych w zamian za dwukrotność dopłat na przykład - mówi Katarzyna, a jej mąż dodaje, że wiele jest w naszym rolnictwie negatywnych zmian, choćby zwiększanie wydajności. - Kiedyś, jak krowa dawała pięć, sześć tysięcy litrów mleka na rok, to było coś, a teraz ma dawać minimum dziesięć, dlatego też krócej żyje - wyjaśnia Karol. Poważnym problemem są też wysokie ceny ziemi, na której kupno polscy rolnicy nie mogą sobie pozwolić, a w 2016 roku zostanie uwolniony handel ziemią i wykupią grunty ci, którzy zapłacą więcej, czyli obcokrajowcy. Tu także potrzeba systemowych rozwiązań.
Czy możemy zrobić coś, żeby pomóc rolnikom? Dlaczego ich sprawy powinny być dla nas ważne? Jedzenie jest najbardziej podstawową potrzebą człowieka, a to właśnie rolnicy produkują żywność, ci polscy jedną z najmniej „zatrutych” (choć powoli doganiamy Zachód). Zniknięcie małych i średnich gospodarstw spowoduje, że żywność będzie produkowana masowo, przede wszystkim z myślą o dużych zyskach, a więc z użyciem niewyobrażalnych ilości chemii, na czym stracą wszyscy, także prezes za biurkiem w stolicy i polityk na mównicy. Jeśli możemy coś zrobić, żeby pomóc, to przede wszystkim zauważać problemy rolników i przeciwstawiać się negatywnym tendencjom, choćby kupując w małych sklepach, czy na ryneczkach produkty bezpośrednio od producentów. Nie skupiać się na cenie, ale przede wszystkim na jakości tego, co kupujemy, bo od tego zależy nasze zdrowie i życie. Tutaj należy też uważać na wszelkie produkty typu EKO, które najczęściej ze zdrową żywnością nie mają nic wspólnego, bo są produkowane w wielkich gospodarstwach zachodnich. Choćby jajka EKO mają w środku wytłaczanki oznaczenia, czy pochodzą od kur z wolnego wybiegu, czy z fermy - najczęściej z tego drugiego i to na skalę przemysłową.
***
Trudna sytuacja w rolnictwie sprawia, że coraz trudniej młodym, wykształconym ludziom utrzymać rodzinę z ciężkiej pracy własnych rąk. - Człowiek pracuje coraz więcej, żeby zarobić na spłatę kredytów, bo nie ma innego wyjścia, często pracuje ponad siły i staje się niewolnikiem własnego gospodarstwa, a poza tym ma coraz mniej czasu dla rodziny - podkreśla Karol.
Tekst Anika Djoniziak
Magdalena z mężem prowadzi gospodarstwo niedaleko Kalisza. Ma trójkę dzieci i 600 tys. zł kredytu, który musi spłacić w ciągu ośmiu lat.
Czy rolnikom w Polsce dobrze się żyje?
To zależy którym. Powodzi się tym, którzy mają: zaplecze po przodkach, zamiłowanie, pasję, szczere chęci, smykałkę do hazardu - bo to, co teraz dzieje się na rynku i giełdzie warzywnej przypomina hazard - trzeba mieć stalowe nerwy lub znajomych lekarzy.
Łatwo z rolnictwa utrzymać dziś rodzinę?
Jak się wygra milion w totka albo ma się dziadków z dobrą rentą. A tak poważnie, bez kredytów to wegetacja niestety i ciułanie grosza do grosza. To zniechęca młodych, żeby zostali na gospodarstwie. Szukają dobrze płatnej pracy, często za granicą. Czasami gospodarze nie zaciągają kredytów, bo przewidują, że ich dzieci nie zostaną na wsi, bo po co.
Czy społeczeństwo i rząd są przychylne rolnikom?
Niedawno rolnicy wyjechali na polskie drogi i protestowali, choć nie mieli tak naprawdę żadnych konkretnych żądań, a rząd patrzy na to z przymrużeniem oka. Dla mnie osobiście było przykre, kiedy pani w radio wypowiadała się o protestujących, że mają najnowsze ciągniki, a kłócą się o worek ziemniaków, które zjadły dziki, tyle że te ciągniki są bankowe-kredytowe, a nie rolników! Czasami mam wrażenie, że ludzie nie zajmujący się rolą myślą o wsi jako ostatniej, najgorszej warstwie społecznej. Bardzo się mylą. Ci, którzy mądrze gospodarzą, często są po studiach.
Jest jakiś sposób, żeby rozwiązać problemy rolników?
Rolnikom dają dotacje, jak ktoś przeszedł te kilogramy dokumentów, to szczerze gratuluję! Gospodarze kupują maszyny, ziemię itd., a potem spłacają kredyty, tylko że trzeba jeszcze sprzedać płody rolne i tu polski rząd nie pomaga. Inne państwa europejskie eksportują swoje produkty, a my możemy im tylko pozazdrościć. Co nam pozostało? Jedzmy nasze produkty. I bądźmy z nich dumni, bo naprawdę są wyśmienite! Szkoda, że w rządzie nie ma pasjonatów, miłośników, zwolenników, hazardzistów giełdowych, którzy by sprzedali plony z polskich pól.
rozmawiała Anika Djoniziak
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!