Cudowne owoce
Jednym z więźniów KL Dachau był ks. Korbinian Aigner. Osadzonemu w obozie kapłanowi wierni parafianie przynosili jabłka, a on potajemnie wrzucał pestki w ziemię między barakami. Wbrew wszelkim przeciwnościom
nasiona wykiełkowały.
Wtedy narodziły się nowe odmiany owoców. Cud wyzwolenia KL Dachau do dziś przynosi owoce. Tylko czy chcemy ich kosztować? Mija właśnie 80 lat od dnia, w którym obóz koncentracyjny w Dachau miał zostać zmieciony z powierzchni ziemi, a jego więźniowie unicestwieni wraz z nim. Ten żywy dowód niewyobrażalnych wręcz zbrodni nie mógł dostać się w ręce wojsk alianckich. Szczęśliwie na cztery godziny przed rozpoczęciem niszczycielskiej akcji w obozie pojawili się amerykańscy żołnierze. W zasadzie moglibyśmy rzec, że przez przypadek. Tyle, że Niebo nie zna przypadków.
Już na początku II wojny światowej, w sercach aresztowanych polskich duchownych, zrodził się pomysł zawierzenia św. Józefowi Kaliskiemu swych więziennych losów. W Dachau, który był programowym centrum eksterminacji księży, zakonników, sióstr zakonnych, pastorów i popów z całej Europy, idea oddania się w ręce Opiekuna Jezusa rozlała się na pozostałych więzionych duchownych, a także na bardzo wielu świeckich. Akty zawierzenia odnawiano w konspiracji. W kwietniu 1945 r. odprawiono ostatnią nowennę do Świętego z prośbą o ocalenie. Dokładnie tydzień po jej zakończeniu św. Józef zainterweniował. Wszyscy dachauczycy zawierzający się Jego opiece obiecali mu m.in., iż jeśli doczekają uwolnienia co roku będą pielgrzymować do kaliskiego sanktuarium, by dziękować Bogu za uratowane życie i jednocześnie przypominać wszystkim o cudzie wyzwolenia
Na nowo
Niektórzy z ww. zostali po wojnie biskupami - jak choćby ks. bp Kazimierz Majdański, kardynałami - jak kard. Ignacy Jeż albo wybitnymi misjonarzami - jak werbista o. Marian Żelazek, sługa Boży, nominowany notabene do Pokojowej Nagrody Nobla. Wszyscy dotrzymali danego Józefowi słowa. Czy pamięć o cudzie św. Józefa w Dachau zgaśnie w tzw. naturalny sposób? Oczywiście nie całkowicie, bo choćby w samym Kaliszu tak szybko nikt o nim nie zapomni, ale po prostu w świadomości ludzi.
Tamten cud wydarzył się w samym środku dwudziestowiecznego piekła. Choć uściślając, KL Dachau, podobnie jak inne obozy koncentracyjne, był nie tyle piekłem, co piekłem w piekle. Owszem żyjemy w tej chwili w bardzo niespokojnych czasach. Z jednej strony w cieniu wojny na Ukrainie, z drugiej w niepewnych realiach międzynarodowych, z widmem zalewu imigrantów z państw muzułmańskich, rosnącej inflacji i nadciągającej biedy, ale to wszystko ma się nijak do rzeczywistości więźniów KL Dachau. Zatem czy w epoce cyfryzacji i kruchego, ale jednak pokoju, możemy z cudu św. Józefa w Dachau czerpać cokolwiek dla siebie? Zdecydowanie tak, bo każdy cud, każda boska interwencja owocuje bez końca.
Nasze osobiste Dachau?
Nikomu nie trzeba tłumaczyć, że KL Dachau był skrajnie ciężką niewolą. Niewolą związaną ze stałym zagrożeniem życia i nierzadko rozmaitymi torturami. Odzierał człowieka z godności, człowieczeństwa, wiary i nadziei. Dzisiaj także istnieją niewole, w które niejednokrotnie wpędzamy się sami, a które wyniszczają nas podobnie jak obóz koncentracyjny. Alkoholizm, hazard, narkomania, erotomania i wszelkie inne uzależnienia również są niewolą. I mimo tego, że bywają niewolą z naszego wyboru, nie jesteśmy w stanie samodzielnie się z nich wyrwać. Uzależnienie – choćby od pornografii czy internetu – zamienia dusze swoich ofiar w coś na kształt obozowych „muzułmanów”.
Inny przykład. W obozach zabijano nadzieję, a dziś nadziei często brakuje m.in. tym, którzy walczą z przewlekłą depresją. Wielu z nas ma takie swoje osobiste (oczywiście symboliczne) KL Dachau, z którego pragnęłoby się wyrwać, ale nie jest w stanie. Niektórzy nie wierzą już nawet, że jest to możliwe. Inni w tym symbolicznym Dachau umierają. Osobiste Dachau to nie tylko uzależnienia i depresje, to także nieuleczalne choroby, lęk, bezrobocie, samotność, zadłużenie, bezdomność, mobbing. Przykłady można byłoby długo mnożyć. Czy tym wszystkim naszym przyjaciołom, krewnym, znajomym, którzy tkwią w jakiejkolwiek niewoli nie byłoby warto opowiedzieć o cudzie św. Józefa w Dachau? Czy nie byłoby warto powiedzieć im, że skoro wyrwał niegdyś z niewoli więźniów, z której wyrwać ich w zasadzie nie było można, to o ileż bardziej może pomóc im jeśli się do Niego zwrócą?
Skandal przebaczenia
Kilka tygodni temu pisałam do „Opiekuna” artykuł o bp. Kazimierzu Majdańskim, który w 1975 r. w czasie procesu sądowego lekarza przeprowadzającego m.in. na nim eksperymenty pseudomedyczne, pojednał się ze swoim oprawcą. Po złożeniu zeznań, biskup oświadczył, że dawno już wybaczył oskarżonemu i nie żywi do niego urazy. Po tych słowach podszedł do ławy oskarżonych i wyciągnął rękę do zbrodniarza mówiąc: „Widzi pan, jednak możemy sobie spojrzeć w oczy". O tym zdarzeniu głośno zrobiło się wówczas w zachodnich mediach. Dla jednych był to cud przebaczenia, dla innych skandal. W relacjach świadków wyzwolenia KL Dachau pojawiają się informacje o tym, iż więźniowie po wejściu Amerykanów rzucali się do samosądów na swoich katach i że byli powstrzymywani przez duchownych. I właśnie te akty przebaczenia i miłość do nieprzyjaciół są kolejnymi wartościami, które z tamtego cudu możemy czerpać dla siebie samych.
Niektórzy mówią, że miłość do nieprzyjaciół jest trudna. W rzeczywistości jest wręcz niemożliwa, tzn. niemożliwa ludzkimi siłami. Dlatego też by kochać nieprzyjaciół i przebaczać oprawcom potrzebujemy mocy z Nieba, a o tę moc możemy prosić oczywiście za wstawiennictwem św. Józefa. W latach 50. XX w. ks. biskup Franciszek Korszyński napisał książkę „Jasne promienie w Dachau”. Tytułowymi promieniami byli właśnie ci, których Bóg obdarzył miłością do nieprzyjaciół i łaską przebaczania, a bez tych dwóch darów nie da się zbudować w życiu niczego trwałego. Nie da się też być szczęśliwym i pełnym pokoju.
Aleksandra Polewska – Wianecka
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!