TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 06 Sierpnia 2025, 07:45
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Cudowne jezioro - cuda z historią w tle

Cudowne jeziorosrodek

W marcu, niemal 76 lat temu, miało miejsce niezwykłe rozmnożenie ryb w północnym Kazachstanie.

Oziornoje to wieś w północnym Kazachstanie, obwodzie północnokazachstańskim, rejonie Tajynsza i okręgu wiejskim Krasnaja Polana. W 1936 roku założyli ją polscy zesłańcy przywiezieni z tej części Podola, które po roku 1917 dostało się pod władze Związku Radzieckiego. W dniu, w którym dotarli na obszar dzisiejszego Oziornoje, wokół siebie nie mieli nic prócz bezkresnego stepu. Przez pierwszy okres osady, do których przywożono polskich zesłańców nosiły tylko nazwy numeryczne, dopiero z czasem zaczęto im nadawać nazwy własne. Jak wspominała jedna z mieszkanek, jedynym schronieniem były dwa duże namioty, w których przybysze przez pierwszy okres mogli mieszkać. Był czerwiec, a do zimy zesłańcy mieli obowiązek wybudować sobie „domy”, czyli ziemianki lub lepianki. Budowali więc - z gliny zmieszanej ze słomą - w dzień, a w nocy modlili się po kryjomu. Kiedy lepianki były już gotowe, po zmroku szczelnie zaciemniali ich okna szmatami, by nikt nie mógł dostrzec, że się modlą. Modlitwa była zakazana. Nadludzki wysiłek, głód, ostry klimat, brak opieki medycznej i lekarstw odbierał życie przede wszystkim dzieciom Polaków. Szczególnie ciężka okazała się dla zesłańców zima na przełomie 1940 i 1941 roku. Nie dość, że była wyjątkowo mroźna i padał obficie śnieg, to cały zapas żywności jaki mieli w okolicy, zabrano dla wojska na front.

Zamarznięte ptaszki
By choć trochę przybliżyć, czym był głód i choroby dla kazachskich zesłańców, przytoczę fragment wspomnień Marii Kamińskiej, która spędziła dzieciństwo w północnym regionie Kazachstanu. „Mama długo nie wytrzymała tej ciężkiej pracy (praca przy spławianiu drewna wodą - przyp. autorki) i zaczęła chorować. Najpierw zapalenie płuc, potem serce, a na dodatek, jakby tego było mało, dostała wodę w ciele. Cała opuchnięta mówiła, że jej nogi wyglądają jak te kłody, które spuszczała z lasu na wodę. Piołun piło się jak herbatę. Kiedy mama nie mogła już wstać z posłania, ja musiałam się zająć organizowaniem żywności dla nas, musiałam iść do pracy w kołchozie, gdzie dostawałam porcję zupy i chleba, którym dzieliłam się z mamą. Pracowałam przy brukwi. Praca przy marchwi sprawiała mi przyjemność, bo zawsze udało się trochę zjeść i ukraść. Czegóż ja nie kradłam? Trochę prosa, gryki, żyta czy pszenicy,  wszystko jedno co. Pod stogi chodziło się zimą, zimą też łuskało się fasolę. Dla nas najgorsza była wiosna, bo jeszcze nic nie urosło, aby można ukraść, stogi z pól pozbierane, nie ma nic żeby rzucić na żarna, zrobić trochę mąki czy kaszy - prawdziwa bieda. Ale ktoś wpadł na pomysł, żeby pozbierać zmarznięte i zgniłe ziemniaki z pól kołchozowych i ja na to się szybko zdecydowałam. Prawie w tym samym czasie można było znaleźć zmarznięte ptaszki pod drzewami, a później lebiodę i szczaw” („Sybirackie losy zesłańców regionu konińskiego” pod red. Marii Wiatrowskiej).

Cud
Wyniszczeni katorżniczą pracą, zimnem i głodem Polacy z Oziornoje nie ustawali jednak w modlitwach błagając Boga o jakąś pomoc. Modlili się głównie Różańcem. Pod koniec marca 1941 roku, a dokładnie w święto Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie, w wiosce bardzo gwałtownie zaczęła budzić się wiosna i równie gwałtownie zaczął topnieć śnieg. Topniał tak błyskawicznie, że zamarznięta ziemia nie była w stanie wchłaniać powstającej w ten sposób wody. Woda spływała więc do zagłębienia w terenie i tak, w trzy dni, powstał zbiornik wodny o długości ok. 5 km i głębokości 7 metrów. Wkrótce potem zapełnił się on ogromną ilością ryb. Tak po prostu i nagle. Nie wiadomo, w jaki sposób. Oczywiście, że wiem, że tworzenie rybostanu czy jego odbudowa może trwać nawet kilka lat, ale w niezwykłym jeziorze w Oziornoje przeobfity rybostan pojawił się z dnia na dzień. Ryby stały się ratunkiem w latach głodu nie tylko dla Polaków z Oziornoje. Cudowne jezioro wykarmiło całą okolicę, co najmniej aż do Karagandy. Żyjący świadkowie tamtych wydarzeń wspominali, że po ryby przyjeżdżano ciężarówkami z miejsc oddalonych o kilkaset kilometrów. Transportowano je także samolotami. Nikt w Oziornoje nie miał wątpliwości, że zdarzył się cud. Zważywszy, że Bóg odpowiedział na różańcowe modlitwy polskich zesłańców dokładnie 25 marca, czyli w święto Maryi. Kiedy w 1955 roku do Oziornoje dotarł potajemnie pierwszy ksiądz, jezioro zaczęło wysychać. Później jeszcze kilkakrotnie w czasie wiosennych roztopów napełniało się wodą, ale nigdy nie osiągnęło rozmiarów, jak te z czasów wojny. Dziś jest małym zbiornikiem wodnym, w którym żyją ryby, jednak ich ilości w żaden sposób nie można porównać do liczby z okresu cudu. W tym miejscu warto też dodać, że w połowie lat pięćdziesiątych mieszkańców Oziornoje pozbawiono statusu tzw. spec przesiedleńców. Według polskich źródeł był to rok 1954, według rosyjskich 1956. Status ten wiązał się z istotnym ograniczeniem wolności osobistych, jak np. obowiązek comiesięcznego meldunku u komendanta, zakaz swobodnego poruszania się czy korespondencji. Gdy na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych minionego wieku europejski komunizm, a z nim Związek Radziecki zaczął chwiać się w posadach, mieszkańcy Oziornoje wystąpili do władz w Moskwie o zgodę na budowę kościoła. Gdy tylko ją otrzymali sami ruszyli do pracy. Kiedy w 1990 roku przybył do nich z Polski ich pierwszy proboszcz ks. Tomasz Peta - późniejszy arcybiskup Astany - mury świątyni wznosiły się aż do okien. Dziś kościół ten jest sercem Sanktuarium Matki Bożej Królowej Pokoju, a w miejscu, gdzie rozlało się cudowne jezioro stoi figura Matki Bożej z rybami, którą wykonano w Polsce i którą poświęcił w czasie swego pobytu w Poznaniu w 1997 roku Jan Paweł II.

Tekst Aleksandra Polewska

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!