Cudowna historia Polski
Najstarsza polska kronika, pióra Galla Anonima oczywiście, rozpoczyna się od relacji z cudownego wydarzenia. I nie jest to bynajmniej jedyny cud opisany przez Galla. Jan Długosz również nie stronił od uwieczniania cudów w swych annałach. Mało kto zdaje sobie sprawę z faktu, że wiele zachowanych dokumentów historycznych – i to z różnych epok – mówi wyraźnie o Bożych interwencjach w nasze dzieje.
Zatem Gall Anonim otwiera swą kronikę opowieścią o tym, jak to władca Polski Władysław Herman i jego żona Judyta, nie mogli doczekać się dziecka, które stałoby się w przyszłości następcą polskiego tronu. Wreszcie za radą biskupa poznańskiego Franka, małżonkowie wyprawili do sanktuarium św. Idziego w Saint-Gilles poselstwo z darami wotywnymi - wśród których najważniejszą była odlana ze złota naturalnych rozmiarów figura nowo narodzonego chłopca – w intencji poczęcia i narodzin potomka. Jak zapewnia Gall, nim poselstwo wróciło z Prowansji do Polski, Judyta zaszła w ciążę i 20 sierpnia 1086 roku urodziła Bolesława Krzywoustego. Dzieje narodzin Bolesława są wstępem do kroniki. Po ich zakończeniu Gall wraca do właściwej chronologii i opisuje kolejny cud. Cud proroczy.
Mieszko znaczy ślepiec?
Etymologię imienia Mieszko od stuleci próbują wyjaśniać rozmaici uczeni. Pojawiło się więc wiele teorii w tej kwestii, jednak żadna z nich nie została uznana za rozstrzygającą. Wśród nich istnieje hipoteza, że Mieszko nie było wcale imieniem w czasach pierwszego władcy Polski, ale rzeczownikiem, który w języku ówczesnych Polan oznaczało ślepca. Co ciekawe, zapisy Galla Anonima, zdają się nawiązywać do tej koncepcji.
Kronikarz pisze, że Mieszko przyszedł na świat niewidomy. Nieoczekiwanie odzyskał wzrok w czasie uczty, którą jego ojciec Siemomysł wyprawił z okazji postrzyżyn chłopca. Ku radości rodziców rzecz jasna. Gall pokusił się nawet o interpretację tego wydarzenia, które nawet dla pogańskich krewnych Mieszka miało wyraźny nadprzyrodzony charakter. Otóż jak twierdzi kronikarz, ślepota małego Mieszka miała symbolizować początki Polski, które pogrążone były w mroku pogaństwa. Przejrzenie chłopca miało być zapowiedzią otwarcia oczu jego przyszłych poddanych, które przyniósł chrzest święty naszego pierwszego władcy.
Św. Wojciech i herb Skulska
Warto przypomnieć, że to właśnie od Galla Anonima dowiadujemy się także o tzw. cudzie św. Wojciecha, który wydarzył się w związku z wydawaniem jego martwego ciała Bolesławowi Chrobremu. Jak pamiętamy ze szkoły, zabójcy Wojciecha zażądali od władcy Polski tyle złota, ile ważyło ciało biskupa. Oczywiście w ramach zapłaty. Chrobry robił co mógł, by zgromadzić tyle owego szlachetnego kruszcu, ale wciąż było za mało. Wtedy pojawić się miała pewna wdowa, która rzuciła na szalę ze złotem jeden marny grosz. A ponieważ był on najcenniejszą rzeczą jaką posiadała, jej ofiara niezwykle spodobała się Bogu i sprawił, że szala ze złotem nie tylko zrównoważyła zwłoki Wojciecha, ale je przeważyła.
Gall pisze o jeszcze innych cudach ze św. Wojciechem w roli głównej, ale niestety nie ma tu miejsca na ich przytaczanie. Jakieś 80 kilometrów na północny wschód od Kalisza, między lasami nad pięknym jeziorem, leży urokliwa miejscowość Skulsk, która ma w swoim herbie Maryję z martwym Chrystusem na kolanach. W herbie widać też drzewa i wyjące psy. Sercem Skulska jest sanktuarium Matki Bożej Bolesnej, w ołtarzu którego zobaczymy bardzo starą figurę – pietę, identyczną jak ta w herbie. Jak głosi tradycja, 1000 lat temu do lasów, które dziś otaczają Skulsk, przybył na polowanie Bolesław Chrobry. W pewnym momencie usłyszał wycie psów i poszedł za tym odgłosem. Wkrótce ujrzał Maryję ze zdjętym z krzyża Jezusem na kolanach, którą otaczała niezwykła światłość no i te wyjące psy. Władca oddał obojgu hołd, po czym powierzył siebie i dwór jej opiece. Postanowił też zbudować kaplicę na miejscu objawienia. Zgodnie z legendą, monarcha złożył Matce Bożej pierwsze wotum: swój królewski pierścień.
Błękitne płomienie
Kolejne cuda opisane przez Galla wiążą się z pierwszym polskim świętym, czyli biskupem krakowskim Stanisławem. Jak podaje kronikarz, znienawidzony przez Bolesława Śmiałego hierarcha, został z inspiracji króla niesłusznie oskarżony o bezprawne przywłaszczenie sobie ziemi. By dowieść swej niewinności przed sądem królewskim, Stanisław postanowił wskrzesić z martwych niejakiego Piotrowina, od którego niegdyś, całkowicie legalnie ww. grunty nabył. Przez trzy dni i trzy noce biskup razem z grupą wiernych pościł i modlił się przy grobie Piotrowina, a następnie wskrzesił mężczyznę. Dla wielu opowieść ta brzmi zupełnie niewiarygodnie, nie zapominajmy jednak, że m.in. moc wskrzeszania dał swoim uczniom sam Chrystus i że czynił takie cuda choćby św. Paweł Apostoł. Piotrowin stawił się przed sądem i zaświadczył o prawdomówności biskupa krakowskiego.
Kolejne cuda dotyczące św. Stanisława pojawiają się przy opisie jego męczeństwa. Bolesław Śmiały nie zadowolił się samą śmiercią biskupa. Rozkazał poćwiartować jego ciało, a powstałe części poroznosić po różnych częściach miasta i porzucić jak śmieci. Król obawiał się bowiem, że lud, który już za życia uznawał Stanisława za świętego, zrobi z jego grobu miejsce kultu. Porzuconych części ciała biskupa nie było wolno nikomu dotykać, ani grzebać. Groziła za to surowa kara. Jednak gdy zapadł zmrok, krakowianie wylegli na ulice, by odnaleźć członki męczennika i godnie je pochować. Jak pisze Gall, poszukiwania byłyby bardzo trudne gdyby nie nadprzyrodzone zjawisko, które mieszczanom w tym pomogło. Nad każdym fragmentem ciała pojawiały się bowiem błękitne płomienie, znacząc miejsce jego położenia. Krakowianie znosili członki w jedno miejsce, a wtedy nastąpił kolejny niezwykły fakt. Nad poćwiartowanymi szczątkami pojawiły się wielkie orły i strzegły dostępu do nich.
Kiedy zebrano wszystkie fragmenty ciała Stanisława i ułożono je we właściwym porządku, miał miejsce jeszcze jeden cud: rozdzielone członki zrosły się. W dobie rozbicia dzielnicowego Polacy opowiadali sobie o tym niezwykłym zdarzeniu, dopatrując się w nim zapowiedzi zjednoczenia rozdrobnionej wówczas ojczyzny. I cóż, nie pomylili się.
Księżyc nad Grunwaldem
Także Jan Długosz nie stronił od uwieczniania cudów w swych annałach. Swoją drogą, jako pierwszy opisał najprawdziwsze cuda eucharystyczne, które miały miejsce w naszym kraju. Pierwszy z nich wydarzył się w Krakowie, a drugi w Poznaniu.
To Długosz zaświadcza w swych kronikach o świętości królowej Jadwigi, a do tego opisuje niezwykłe zjawisko na niebie, które widziano nad polami Grunwaldu w noc poprzedzającą naszą najsłynniejszą bitwę. Co warte podkreślenia, kronikarz jako syn rycerza spod Grunwaldu i bratanek ks. Bartłomieja Długosza, kapelana królewskiego, który celebrował Mszę Świętą w przeddzień bitwy z krzyżakami, znał tę historię od naocznych świadków zjawiska. Zatem jak pisze kronikarz, nocą, na tle księżyca widziano dwie walczące ze sobą postacie: króla i mnicha. Walkę wygrał król, a pokonany mnich został zrzucony w otchłań nocnej ciemności. Obrazy te zostały odczytane jako zapowiedź zwycięstwa króla polskiego i klęskę mnichów-krzyżaków. Długosz podkreśla, że księżycowe widowisko obserwowali głównie krzyżacy, ale choć w symbolu mnicha rozpoznali siebie, postanowili wszystko zignorować i uznać za zbiorowe przywidzenie.
O cudach w naszej historii pisali też bł. Wincenty Kadłubek, hetman Stanisław Lubomirski, ojciec Augustyn Kordecki, król Jan III Sobieski czy Prymas Polski kard. Aleksander Kakowski. Oczywiście w jednym artykule nie sposób nawet wymienić tych wszystkich cudownych interwencji Bożych w nasze dzieje, ale przy okazji kolejnej rocznicy odzyskania niepodległości (którą notabene zapowiadał choćby św. Andrzej Bobola) warto przypomnieć nawet o ich garstce.
Tekst Aleksandra Polewska – Wianecka
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!