Choroby z braku miłości
Matka Teresa z Kalkuty powiedziała, że wielu ludzi umiera z braku chleba, ale jeszcze więcej z braku miłości. Badania na tysiącach pacjentów potwierdzają, że brak miłości do samego siebie, najbliższych i własnej społeczności powoduje fizjologiczny stres, który w dużych ilościach wyzwala śmiertelne choroby.
Pisze o tym Gabor Mate w książce „Kiedy ciało mówi ‚nie’. Koszty ukrytego stresu”. Książka ta udowadnia coś, co mimo dowodów, wciąż ignorują tysiące lekarzy na całym świecie – czyli nieodłączny wzajemny wpływ aspektów fizycznych, emocjonalnych, duchowych i psychicznych na zdrowie człowieka.
Katalizator choroby
Autor książki, który jest lekarzem, mówi o tym, dlaczego według licznych badań to wcale nie genetyka, a także nie nałogi decydują o wystąpieniu choroby – co dla wielu osób może być szokiem. Okazuje się bowiem, że niemal każdy nosi w sobie komórki nowotworowe czy wadliwe geny, które jednak nie muszą doprowadzić do rozwoju choroby, bo radzi sobie z nimi układ odpornościowy. Co zatem doprowadza do takiej sytuacji? Mate opowiada historie osób chorych na stwardnienie rozsiane, stwardnienie zanikowe boczne, raka płuc, piersi, prostaty, chorych zmagających się z reumatoidalnym zapaleniem stawów, chorobą Alzheimera, wrzodziejącym zapaleniem jelita grubego czy zgorzelą – wszystkie te osoby łączy życie w chronicznym stresie, wynikającym z tłumienia emocji, ciągłego poczucia zagrożenia i braku bezpieczeństwa oraz niezdrowych więzi ze współmałżonkami czy rodzicami, czyli najogólniej mówiąc – życie w braku miłości. To osoby, które tak naprawdę nigdy nie mogły być sobą i nauczyły się tłumić emocje i dopasowywać do oczekiwań innych. „Emocje – strach, gniew, miłość – są równie niezbędne dla przetrwania organizmu, jak impulsy nerwowe, komórki odpornościowe czy aktywność hormonalna. (…) Biologiczny grunt pod potencjalną chorobę powstaje we wczesnym okresie życia. Mechanizmy reagowania mózgu na stres zostają zaprogramowane przez emocje i doświadczenia zachodzące w dzieciństwie, rządzą one naszymi postawami i zachowaniami wobec siebie, innych i świata. Przytaczane w tej książce choroby nie pojawiają się nagle w dorosłości, lecz stanowią kulminację procesów trwających przez całe życie. Kwestia niewystarczających emocjonalnie relacji między dzieckiem a rodzicem jest tematem, który nieustannie pojawiał się w wielu wywiadach przeprowadzonych na potrzeby tej książki. Osoby, z którymi rozmawiałem, cierpią na różne choroby, ale wspólnym motywem jest doświadczenie wczesnej straty lub relacji, które pozostawiły w nich ogromny deficyt niezaspokojonych potrzeb emocjonalnych. Problem deprywacji (braków, trudności) uczuciowej we wczesnym dzieciństwie osób, które w dorosłości zapadają na poważne choroby, został potwierdzony w ogromnej liczbie badań.
Określone cechy charakteru zwiększają ryzyko zapadalności na raka poprzez sprzyjanie powstawaniu stresu fizjologicznego. Wyparcie, niezdolność do odmawiania i nieświadomość własnego gniewu sprawiają, że osoba, której dotyczą, częściej znajduje się w sytuacjach, kiedy jej emocje zostają niewyrażone, potrzeby – zignorowane, a łagodność – wykorzystana. Takie okoliczności zaś wywołują stres, bez względu na to, czy człowiek zdaje sobie z tego sprawę czy nie. Powtarzane po wielokroć przez lata takie wydarzenia mogą zaburzać działanie układu odpornościowego. Stres osłabia mechanizmy obronne, co tworzy korzystne środowisko dla rozwoju chorób oraz zmniejsza szanse obrony przed nimi. Niektóre cechy charakteru – zwane też stylami radzenia sobie w sytuacjach stresowych – nasilają ryzyko choroby, zwiększając prawdopodobieństwo wystąpienia chronicznego fizjologicznego stresu. Ich wspólnym mianownikiem jest zmniejszona zdolność do komunikacji emocjonalnej. U człowieka, który nie miał szans nauczyć się efektywnego wyrażania emocji, przeżycia emocjonalne przemieniają się w potencjalnie szkodliwe zdarzenia biologiczne. (…) Unikanie przeżywania emocji naraża człowieka na ciężki i długotrwały stres. Brak świadomości swojego wewnętrznego stanu utrudnia ochronę przed jego skutkami. Zdrowa ekspresja emocji łagodzi stres. Wywołane stresem przewlekłe zmiany hormonalne i immunologiczne przygotowują grunt pod rozwój wielu schorzeń” - przekonuje autor książki o ukrytych kosztach stresu. Pisze on o tym, że osoby z deficytami miłości żyją szkodliwymi i fałszywymi przekonaniami: „Muszę być silny”; „Nie wolno mi się denerwować”; „Jeśli będę się złościć, nie będę kochany”; „Jestem odpowiedzialny za cały świat”; „Dam sobie radę ze wszystkim”; „Skoro nie jestem potrzebny, nie ma powodu, by mnie kochać”; „Jeśli czegoś nie robię, to nie istnieję”; „Muszę być bardzo chory, żeby zasłużyć na czyjąś opiekę”.
Możesz sobie pomóc
Ks. Marek Dziewiecki w jednej ze swoich książek pisze, że emocje są niezwykle ważnym elementem życia człowieka. Bóg stworzył nas w ten sposób, by emocje były komunikatami dla człowieka od jego ciała. Niestety rozwój cywilizacji przyczynia się regularnie do coraz silniejszego ignorowania sygnałów z ludzkiego organizmu. Nauczyliśmy się zagłuszać różne dolegliwości i choroby doraźnymi lekami, nie zastanawiając się w ogóle nad ich prawdziwymi przyczynami. Wolimy wziąć antybiotyk, niż wyjść do lasu na spacer, spędzić czas z rodziną, zmienić sposób odżywiania, pić więcej wody czy poświęcić wolny czas na modlitwę i duchową lekturę.
Choć Gabor Mate twierdzi, że wzorce radzenia sobie ze stresem, emocjami i możliwości przystosowawcze kształtują się w dzieciństwie, możemy zrobić wiele, żeby to zmienić i zapobiec chorobie lub przyczynić się do jej wyleczenia. Autor książki „Kiedy ciało mówi ‚nie’” podkreśla, że nachalny nurt pozytywnego myślenia również poczynił wiele szkód, bo zakłada negowanie faktów, zakłamywanie rzeczywistości i wypieranie emocji. Co zatem można zrobić? Mate podaje siedem kroków prowadzących do zdrowia i równowagi organizmu. Pierwszym jest akceptacja i wyrozumiała uwaga, które dotyczą wyzbycia się pozytywnego myślenia, a zakładają pełne przyjęcie stanu rzeczy takim, jaki jest. Taka akceptacja to sprzeciw wobec przekonania, że nie zasługujemy na to, by być chorzy lub nie jesteśmy wystarczająco dobrzy, żeby wyzdrowieć. Drugi element zdrowienia to świadomość, która zakłada stanięcie w prawdzie wobec własnego organizmu i duszy. Wyrozumiała uwaga ma prowadzić do znajomości sygnałów własnego ciała i ich prawidłowego odczytywania. W książce „Stres życia” zamieszczono zestawienie fizjologicznych sygnałów zagrożenia. Wymienia się tam objawy fizyczne – mocne bicie serca, zmęczenie, pocenie się, częste oddawanie moczu, bóle głowy i pleców, biegunka i suchość w ustach; psychiczne – napięcie emocjonalne, nadmierna czujność, niepokój, utrata radości życia oraz behawioralne – przesadna impulsywność, drażliwość i skłonność do niewspółmiernie silnych reakcji. Są to komunikaty, których nie można lekceważyć. Trzeci element oddalający zagrożenie choroby to pozwalanie sobie na bieżąco na odczuwanie gniewu i złości. Odczuwanie tych emocji, akceptacja i przyjrzenie się ich przyczynom zapobiega gromadzeniu się żalu i frustracji, które mogą z czasem zamienić się w furię, agresję i wybuchy wściekłości. Czwarte zagadnienie dotyczy autonomii, która zakłada, że każdy człowiek ma swoje wewnętrzne centrum kontroli, niezależne od wspomnianych wcześniej szkodliwych przekonań i toksycznych relacji. Kolejną składową zdrowia jest więź – dobra relacja z rodziną i przyjaciółmi, a także więzi społeczne sprzyjają zdrowieniu. Badania wskazują, że najczęściej na ciężkie choroby zapadają osoby samotne (także te samotne w rodzinie, małżeństwie). Szóstym elementem chroniącym ludzkie zdrowie jest asertywność (niestety często kojarzona z egoizmem), która zakłada rezygnację z działania i szanowanie własnych granic. Jeśli czegoś nie chcę, to nie udaję, że jest inaczej i grzecznie odmawiam. Warto też być świadomym naszego miejsca we wszechświecie oraz wdzięcznym Bogu, że jesteśmy częścią Jego stworzenia. ■
Tekst Anika Nawrocka
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!