TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 18 Kwietnia 2024, 16:42
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Całkowite zaangażowanie

Całkowite zaangażowaniebrat izzak

Z bratem Izaakiem Adamem Kusion, franciszkaninem, o tym, dlaczego od młodych dobrze wymagać konkretów i dlaczego lepiej przytulić i pobłogosławić niż nakrzyczeć.

Od dziesięciu lat pracuje Brat z młodzieżą. Jaki jest największy problem, z jakim zmagają się młodzi w kontekście swojego ,,być albo nie być” w Kościele?

Btat Izaak: Młodzi myślą, że są w Kościele niepotrzebni. Żyjemy w czasach, kiedy utarło się, że osoba wierząca to taka, która musi nieustannie siedzieć w budynku kościoła, ,,klepać” konkretne modlitwy, musi być na Mszy św., która dla nich wydaje się ,,nudna”; że jest to osoba niemłoda. Przez ten stereotyp wielu ludzi młodych czuje się niepotrzebnych w Kościele, czują, że Kościół nie jest dla nich. Sednem sprawy jest, żeby pokazać im, że Kościół JEST dla nich, bo jesteśmy wszyscy razem we wspólnocie i oni też są w Nim potrzebni, bo wnoszą swój entuzjazm i zapał, a dzięki temu też życie.

Na początku dzieci są prowadzone do Kościoła przez rodziców, potem w szkole muszą przed I Komunią Świętą, a potem przed bierzmowaniem chodzić na Msze św. i nabożeństwa, żeby zbierać podpisy w ,,dzienniczkach”. Relacja zaczyna kojarzyć się z przymusem. Czy to dlatego zaczęło funkcjonować powiedzenie, że ,,bierzmowanie to sakrament pożegnania z Kościołem”?

A ja bym się z tym nie zgodził. W mojej pracy z młodzieżą już kilka razy mi się zdarzyło takie świadectwo, że przyszedł młody człowiek i powiedział: ,,Dziękuję, że miałem indeks i musiałem zbierać podpisy, bo to mnie zmusiło, żebym odmówił dziesięć Różańców w październiku i czuję, że ten miesiąc był inny, niż poprzednie”. Choć to się wydaje dla nich nudne, to Pan Bóg działa przez tę modlitwę i nawet, gdy jest ona trochę wymuszona, to ich serce się otwiera. Ksiądz Twardowski mówił, że nawet, gdy jesteśmy w czasie jakiejś ,,pustyni”, a modlitwa jest tylko powtarzaniem pewnych formuł, to mimo wszystko pozostajemy w obecności Bożej. I takie lekkie przymuszenie powoduje, że serce może się otworzyć. Nie zgodzę się też, że bierzmowanie to jest pożegnanie się z Kościołem, bo to wszystko zależy od przygotowania, które się im zaproponuje. Jeśli będą widzieć, że to przygotowanie jest specjalnie dla nich, że prowadzący jest w to zaangażowany i nie traktuje tego w kategorii smutnego obowiązku, ale chce ukazać Boga żywego i prawdziwego, ,,bierzmowańcy” to zauważą i docenią. Nie mówię o wszystkich, bo na to nie ma szans, ale nie o to w tym chodzi. Choćby nawet dziesięciu z pięćdziesięciu, których się przygotowuje, odkryło, że wiara to jest niesamowita przygoda z Panem Bogiem, to już jest dużo i oni mogą zarażać tych kolejnych czterdziestu, którzy jeszcze w tym momencie tego nie zrozumieli. 

Załóżmy, że tych dziesięciu zostaje we wspólnocie Kościoła, idą do szkół średnich, potem na studia i często przy pierwszych miłościach trudno im zrozumieć, dlaczego ,,staroświecki Kościół zabrania” im współżycia przed ślubem, wspólnego mieszkania i odchodzą. Kiedy Jan Paweł II przemawiał do młodych na jednym ze spotkań, pytał młodych, czy wyrzekaną się swoich bożków. Na propozycję odrzucenia bożka materializmu, żądzy władzy, czy sukcesu zareagowali entuzjazmem i głośnym ,,tak”, a na propozycję odrzucenia bożka seksu i przyjemności papież usłyszał od większości ,,nie”. Dlaczego tak trudno młodym wytłumaczyć, że ważniejsza niż ziemska, jest miłość wieczna?

Przede wszystkim zmieniło się postrzeganie ciała człowieka, od wczesnego dzieciństwa. Oni są przesyceni w każdym momencie nachalną seksualnością, erotyzmem i lekką pornografią, którą się im podaje. Włączymy telewizor i głupia reklama czekolady jest przeerotyzowana. Z mojego dzieciństwa nie pamiętam, żeby w ten sposób był reklamowany produkt, który się je, a teraz wszystko jest sprowadzone do pożądliwości. Musi być pożądanie dwojga ludzi, bo inaczej ta czekolada nie będzie smakować. Młodzi wzrastają właśnie w takiej atmosferze, dlatego tak trudno im zaakceptować, że to jeszcze nie jest dla nich. 

Ze spowiedzi, z rozmów z osobami, które spotkałem w swoim życiu kapłańskim, wiem, ile łez było dlatego, że to życie seksualne ktoś rozpoczął za wcześnie. Ze względu na to, że świat, który dzisiaj nie wierzy w Boga i nie widzi w tym nic złego, ma więcej do powiedzenia, rzuca im do głowy takie treści już od dzieciństwa, trudniej młodym ludziom traktować poważnie to, do czego zaprasza ich Bóg. Jednakże, gdy to odkrywają, często zmieniają swoje myślenie.  

Czy nie wynika to też z tego, że zamiast pokazywać dobro płynące z życia w czystości, straszymy tragicznymi skutkami współżycia przed ślubem?

Możliwe, że też tak jest. Może za mało mówimy o tym, że życie w czystości ma sens, że życie we wstrzemięźliwości seksualnej, także w narzeczeństwie ma wielki sens. Ja zawsze powtarzam młodym, że czas ,,chodzenia” ze sobą, narzeczeństwa ma być czasem okazywania sobie miłości na milion różnych sposobów, aby się tego nauczyć, bo kiedy wkraczają od razu w ten najwyższy pułap, to nie nauczą się tych prostszych gestów. Potem może być rozczarowanie, że ta osoba jednak nie jest tą właściwą. Musimy się uczyć kochać, to jest największa szkoła życia. Jak się tego nauczymy, wtedy zjawi się ta jedna jedyna osoba na całe życie, aby się potem w pełni sobie oddać. 

Jak w takim razie pomóc odnaleźć młodym swoje miejsce w Kościele? Żeby chcieli w Nim zostać?

Jeśli przejrzymy różne portale internetowe, jest mnóstwo różnych spotkań. Problem polega na tym jedynie, by młodzi zechcieli tego poszukać. To my – księża, katecheci - musimy do nich nieustannie docierać, mówić im o tym, że są takie miejsca i wydarzenia, że Kościół jest dla nich. Myślę jednak, że nie ma potrzeby, by takie inicjatywy szczególnie reklamować, bo jeśli coś jest Boże, a ten czas służy rozwojowi tych młodych, którzy już w Kościele są, to ta wieść sama się ,,rozniesie”. 

Mówię sobie też od początku życia kapłańskiego i zakonnego, że nie mogę się zamknąć, jeśli na jakieś spotkanie, czy adorację będą mi przychodzić tylko dwie, trzy osoby. To ma się odbyć i być takie samo jakościowo, jak wtedy, gdyby było pięćdziesiąt osób. Jeśli na propozycję wyjazdu na rekolekcje zgłoszą się cztery osoby, to ja muszę zrobić to tak, jakby ich było trzydzieści, oni nie mogą widzieć różnicy, to musi być to samo zaangażowanie: z całą siłą, z całą mocą, jaką się tylko ma. Nie może być tak, że sobie powiemy ,,a bo was jest dzisiaj tylko pięciu to sobie herbatkę wypijemy”. Jako kapłani nie możemy patrzeć na ilość, bo jeśli będziemy wierni w swoich obowiązkach dla tej dwójki, trójki, to potem będzie ich dwieście, trzysta.

A w jaki sposób w takim razie możemy dotrzeć do tych młodych, którzy żyją bez Boga i tak im dobrze?

Iść tam, gdzie żyją. Staram się od początku bywać w tych miejscach, w których wiem, że są. Czasami działałem przez zaskoczenie: chodziłem przez jakiś czas na herbatę po takich nocnych pubach, posiedzieć, pogadać, a dopiero po jakimś czasie ci ludzie pytali, co robię i nie chcieli wierzyć, że jestem księdzem, franciszkaninem. Niektórych widziałem potem w kościele. Może przyszli sprawdzić, czy rzeczywiście jestem księdzem ;-) Dzisiaj trzeba wyjść z plebanii, z klasztoru, na ulice, żeby z ludźmi trochę pobyć, żeby widzieli, że nam na nich zależy. Na zasadzie: ,,Przyszedłem do was, ale przyjdźcie tam, do Kościoła, bo tam jest Źródło, choćby tej odwagi, że mogłem do was przyjść. Nie miałbym odwagi do was przyjść, z wami się spotkać, gdyby nie to, że spędzam czas na modlitwie, spotkaniu z Tym, który mi daje siłę”. Ja w ten sposób staram się ,,pracować”. 

Co możemy powiedzieć ludziom młodym zranionym przez duchownych, czy liderów jakichś wspólnot? Mają oni często żal do całego świata i całego Kościoła z powodu jednego człowieka.

Usłyszałem kiedyś takie powiedzenie, że jeśli lekarz dentysta, u którego się leczyłeś zepsuł ci jednego zęba, to szukasz kolejnego dentysty, który potrafi to naprawić. To jest też tylko człowiek, tak samo jak kapłan. Stare przysłowie ludowe mówi, że jak normalnie jeden diabeł kusi, to kapłana siedem diabłów kusi i coś w tym jest. To jest też człowiek, który może pobłądzić. To, że on miał zły dzień i przełożył to na posługę wobec drugiego człowieka, nie możemy tego usprawiedliwiać, bo nie powinien się tak zachować, ale jest człowiekiem i mógł ulec pewnej słabości, ale nie znaczy to, że mamy nie szukać dalej. Trzeba szukać tak długo, aż się znajdzie kolejnego, który nie pokrzyczy, a przytuli, pobłogosławi i powie: ,,Dobrze, że jesteś, nawet jeśli pięć lat nie byłeś u spowiedzi. Cieszę się, że jesteś”. A są tacy!

Dziękuję za rozmowę.

rozmawiała Anika Djoniziak


Jestem brat Izaak Adam Kusion, posługuje w naszym Centrum Młodzieżowo-Powołaniowym „Trzej Towarzysze” w Chorzowie. Od września 2013 roku mam pracować w parafii franciszkańskiej w Choczu, w diecezji kaliskiej.


Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!