TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 27 Lipca 2025, 03:50
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

By praca stawała się modlitwą

By praca stawała się modlitwą

siostra

Nie liczę godzin, ni lat - tak mówi siostra Teofila, która mając 16 lat wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Wspólnej Pracy od Niepokalanej Maryi. Jej całe życie wypełnia praca, którą kocha i całkowicie się jej oddaje. A owocem tego są przepiękne sztandary, chorągwie i inne dzieła, w których widać dar od Boga.

Jak pokazuje historia, większość zgromadzeń powstaje w szczególnym momencie dla Kościoła i pełni swoją posługę wśród ludu Bożego. Każde zgromadzenie posiada swój charyzmat, który Bóg objawia za pośrednictwem założycieli, którzy w szczególny sposób odczytali znaki czasu. Początki Zgromadzenia Sióstr Wspólnej Pracy od Niepokalanej Maryi sięgają XIX wieku i zostało powołane przez grupę kobiet, które były zrzeszone w krawieckiej spółce zawodowej. Postanowiły one pod przewodnictwem Franciszki Rakowskiej prowadzić wspólne życie oparte na radach ewangelicznych. A że były to czasy trudne, czasy zaborów, musiały działać nieoficjalnie, w ramach bractwa różańcowego przy włocławskim klasztorze ojców franciszkanów. Duchowością tego zgromadzenia jest nadprzyrodzone umiłowanie pracy i niezwykła w niej pilność. Przez pracę tak pojętą siostry dążą do własnego uświęcenia i ubogacenia osobowości. Jako wzór do naśladowania obrały Niepokalaną Maryję, która jest pełnią łaski oraz potężną obroną w codziennym życiu i pomocą w drodze do Boga. Kontynuatorem myśli matki Franciszki był biskup Wojciech Owczarek, który po jej śmierci objął pełne kierownictwo nad wspólnotą. Angażując swoje siły i uzdolnienia w tworzone przy pomocy Ducha Świętego dzieło, nadał mu wartość ponadczasową. Celem, jaki wyznaczył zgromadzeniu Ojciec Założyciel było i jest, by każdą wykonywaną pracę przeniknąć duchem Chrystusa, by prowadziła ona do zjednoczenia z Bogiem, by stawała się modlitwą. 

Artystka zaślubiona Chrystusowi

Dlaczego akurat o tym zgromadzeniu piszę? Pewnego dnia, całkiem przypadkiem trafiłam do Domu Sióstr Wspólnej Pracy znajdującego się w Kaliszu przy ulicy Asnyka. Trafiłam do pracowni siostry Teofili, gdzie zauroczyłam się jej osobą i jej pracami. Sztandar, który oddawała po naprawie był jak nowy. Byłam pełna podziwu dla jej pracy widząc, jakie dzieło stworzyła z wcześniej powierzonego jej bardzo zniszczonego przez czas i inne warunki skrawku sztandaru. Dziś postanowiłam wrócić do tej pracowni i porozmawiać z tą wyjątkową Siostrą. Siostra Teofila, jak zawsze radosna i uśmiechnięta, przyjęła mnie z radością. Obecnie ma 81 lat, ale jak sama mówi, nie liczy godzin ani lat. Pochodzi z Kujaw. Jej życie zakonne rozpoczęło się w wieku 16 lat, wtedy to wstąpiła do zgromadzenia we Włocławku, tam ukończyła liceum ogólnokształcące i pracowała w przedszkolu. Kiedy w 1952 roku władze przejęły wszystkie przedszkola, w ten czas, jak mówi siostra Teofila ,,przerzuciła się” na pracę w pracowni. - Wykazywałam zdolności ku temu, więc po małym przeszkoleniu złożyłam egzaminy i zdobyłam tytuł czeladniczy. We Włocławku pracowałam 10 lat, w 1962 roku przyjechałam do Kalisza, gdzie jestem do dziś – mówi z uśmiechem, żartując, że nigdzie jej nie chcieli. Kiedy spytałam siostrę o początki jej życia zakonnego w jej oczach pojawiły się łzy. - Było ciężko, ale się nie poddałam. Na pierwszej placówce, gdzie zostałam posłana, nie miałyśmy nic. Nie było wody, toalety, nie było okien. Po wodę chodziłyśmy do oddalonej o 300 metrów studni, z toalety korzystałyśmy u sąsiadów. W domu było tak zimno, że saneczkami można było jeździć po ścianach
- wspomina Siostra. Często nie miałyśmy co jeść i tylko dzięki ludziom dobrej woli nie chodziłyśmy spać głodne. Na tej placówce siostra Teofila nie była zbyt długo, rozchorowała się i wróciła do Włocławka. Została przydzielona do pracy w pracowni rzemieślniczej i jak wspomina, kiedy trafiła do tej pracowni, od razu została posadzona przy krośnie, płakała, bo nie umiała sobie poradzić ze zleconą pracą. Musiała bowiem na tamborku wyhaftować litery „IHS”, a to wymagało wielkiej precyzji. Wszystko musiało być odpowiedniej wielkości i równiutko. Szybko jednak poradziła sobie z tym zadaniem. Okazało się, że ma wielki talent, że jest bardzo dokładna i robi to z oddaniem i pasją. W 1962 roku przyjechała do Kalisza, by pod okiem siostry Antoniny doskonalić swe umiejętności. W roku 2011 siostra Teofila obchodziła 60-lecie, od kiedy zaślubiła siebie Boskiemu Oblubieńcowi Jezusowi Chrystusowi i z tej szczególnej okazji biskup Stanisław Napierała odznaczył Siostrę medalem Bene mereti de Diocesi calissiensi za zasługi dla Diecezji Kaliskiej. W liście gratulacyjnym Ksiądz Biskup zauważył, że Bóg obdarzył Siostrę rozmaitymi zdolnościami i umiejętnościami. I że dzięki nim stała się ona znaną i poszukiwaną wykonawczynią haftu artystycznego. 

W szponach orła

Kiedy zapytałam Siostrę, co najbardziej lubi haftować, ku memu zdziwieniu usłyszałam - „Orły!”. Tak, orły, te na sztandarach. To z miłości do ojczyzny. Kiedy odzyskaliśmy wolność zaczęło się haftowanie sztandarów, jeden za drugim. Każdy chciał mieć sztandar z wizerunkiem orła białego i swego patrona. Nie umiem już zliczyć, ile sztandarów czy innych rzeczy wyhaftowałam – mówi Siostra dodając, że tak sobie myśli, że kiedyś te wszystkie orły w swych szponach poniosą ją do góry, do domu Ojca. Oczywiście w swej kolekcji haftowała ornaty, kapy, chorągwie, wszystko do kościoła.  - Pamiętam, jak pierwszy raz haftowałam twarz Matki Boskiej Częstochowskiej to bałam się, jak mi wyjdzie. Siostra, która była moją mistrzynią, powiedziała: zrób wszystko tak, by potem Matka Boża nie miała do Ciebie pretensji, że ma zeza, czy jakieś skośne oczy. To utkwiło mi w pamięci na całe życie. I każdą postać, zwłaszcza świętą dopracowuję tak, by tam na górze nie mieli do mnie potem żalu – zaznacza siostra Teofila. Większość projektów Siostra dostaje już gotowych i nie może zmienić ani małego elementu, ale czasami, gdy sztandar czy chorągiew jest bardzo zniszczona musi sama nadać jej odpowiednie kolory i oddać jej sedno. Wtedy, jak sama mówi, pomaga jej modlitwa, najlepsze pomysły przychodzą jej do głowy w kaplicy. Głównym materiałem wykorzystywanym przez siostrę są nici, kordonki, złote nici, muliny, które wypełniają całą pracownię. Siostra nie używa żadnych gotowych wstawek, wszystko wykonuje sama. Zrobienie sztandaru, obu jego stron, zajmuje jej pół roku. Wszystko robi ręcznie, czasami przenosi elementy z powierzonego sztandaru na nową tkaninę i whaftowuje brakujące części, by powstał nowy, piękny wizerunek. Siostra haftuje już 60 lat i nie wyobraża sobie, by tego nie robić. Pewnie zdarzaja się czasami wpadki, a to litera wyhaftowana odwrotnie, a to wszyte nożyczki między dwie części sztandaru. Ale to wszystko dodaje tylko smaczku. Jej radością życia jest praca i jeszcze raz praca. Choć zdrowie już nie to i nie może chodzić po górach, jak to uwielbiała robić przez lata, nie traci humoru. Po prostu kregosłup dał znać o sobie, wykrzywił się w „S” - jak mówi siostra, ale kiedy siada przy krośnie, zapomina o wszystkim i pracuje, jak zawsze. Ubolewa, że nie może już haftować tyle godzin, co kiedyś, ale dopóki będzie w stanie, to będzie pracować na chwałę Boga. Jedyne, o co prosi Boga, to o zdrowie i nie chodzi jej o to, by ,,dociągnąć” do setki, ale o to, by zdrowie pozwoliło jej jeszcze pracować. Na koniec wspomina, że pewnego razu było już z nią źle, cierpaiała straszny ból, a rokowania lekarzy nie były najlepsze. Pomyślała wówczas, owszem są lekarze tu na ziemi, ale jest jeszcze Ktoś u „Góry”.  

Ta skromna osoba, jaką jest siostra Teofila promienieje dobrocią i rozsiewa wokół siebie miłość. Tak twierdzą też współsiostry i wszyscy, którzy ją znają. Jest wielką mistrzynią w tym, co robi a świadczą o tym wykonane przez nią prace. Ma ich jeszcze wiele przed sobą. 

Tekst i foto Arleta Wencwel


Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!