TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 17 Sierpnia 2025, 00:44
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Bursztynowa dziewczyna

Bursztynowa dziewczyna

Anna Jantar była wtedy u szczytu kariery, jej piosenki nuciła cała Polska, a ona wracała z półrocznej trasy koncertowej w Stanach Zjednoczonych. Nikt nie spodziewał się takiego zakończenia lotu, zostawiła męża i córkę Natalię.

„W Clifton graliśmy kilka tygodni, ostatni nasz koncert z Anią ktoś nagrał na taśmę magnetofonową. Piękna to pamiątka. Ania odlatywała do Warszawy w czwartek, 13 marca. (…) W środę telefonowała do domu. Rozmawiała długo ze swoją mamą. Pojutrze się zobaczymy - pamiętam jej słowa. Mówiła coś do małej Natalii, która była jej oczkiem w głowie, jej całym życiem. Bardzo tęskniła. W czwartek, w dzień wylotu, zaczął padać śnieg, zrobiła się śnieżyca. Jechaliśmy na lotnisko Kennedy’ego bardzo długo. Kiedy dotarliśmy na miejsce, okazało się, że lotnisko jest zamknięte. Nie wiedzieliśmy, czy samolot poleci. czy nie. Odprowadziłem ją aż pod sam gate, bo wtedy to było możliwe. Przez szybę oglądaliśmy oblodzony samolot LOT-u Kopernik. Zażartowałem: „Zobacz jak ten samolot wygląda, cały oblodzony, czy on w ogóle doleci?”. „Przecież to ruska maszyna tyle razy dolatywała, to i teraz doleci” - odpowiedziała Ania. Samolot wystartował po 21, ponad dwie godziny opóźnienia. Wróciłem do domu” - wspomniał Adam Glinka, pianista. To on, z krewnych i znajomych, widział po raz ostatni Annę Jantar, miała wtedy 29 lat, i jak napisał pan Adam, całe życie przed sobą, plany i równocześnie była trochę pogubiona w życiu. To co bliscy zapamiętali o niej cytuję z książki „Bursztynowa dziewczyna. Anna Jantar we wspomnieniach”. Zebrała je i opracowała Mariola Pryzwan. Stąd tytuł tego artykułu. Zresztą Jantar od razu kojarzy nam się ze złotem Bałtyku, czyli bursztynem. Tych wspomnień jest ogrom, zamieszczono je na około 360 stronach.

Nic nie może wiecznie trwać

Już po wypadku lotniczym w pobliżu warszawskiego Okęcia 14 marca 1980 roku, Adam Glinka wywołał zdjęcia zrobione tuż przed wylotem pani Anny do Polski. Rok po katastrofie odbitki przekazał Jarosławowi Kukulskiemu, mężowi piosenkarki, który przyleciał wtedy do USA. „Nie czuliśmy kruchości życia. To nieprawda, że przeczuwaliśmy coś złego. Dopiero po zakończeniu pracy nad ostatnią płytą Ani okazało się, że nagraliśmy wiele utworów, które były swoistym krakaniem na temat śmierci ı kruchości życia. „Nie ma piwa w niebie”, „Moje jedyne marzenie” (w której jest znany i wiele mówiący tekst: „bo życie tak krótkie jest”), „Wielka dama tańczy sama”, „Gdzie są dzisiaj tamci ludzie”, „Spocząć”, „Nic nie może wiecznie trwać” - te piosenki były melodyjne, przebojowe, ale smutne. Gdybym wiedział, co one wyrokują, może inaczej bym postępował” - napisał Kukulski, dodając, że w pierwszej wersji pani Anna miała wrócić do Warszawy 1 lub 2 marca na urodziny córki Natalii. Ale dostała propozycję zagrania kolejnych koncertów w USA, dlatego postanowiła zostać dłużej i poleciała do Chicago.

Potem jednak zatęskniła, zadzwoniła do męża w nocy, że następnego dnia będzie już w domu. „Byłem zszokowany tym telefonem, bo rozstaliśmy się w nie najlepszych relacjach. Powiedziała, że bardzo prosi, żebym przyjechał z Natalią na lotnisko. Nie było mowy o rozstaniu. Ten nocny telefon Ani potraktowałem jako gest pojednania” - wypominał dalej w „Bursztynowej dziewczynie”. Po trzech godzinach oczekiwania na lotnisku wciąż łudził się, że nic się nie stało. Szczególnie, że najpierw podano informację o katastrofie samolotu przylatującego z Kanady. Pan Jarosław pomyślałem wtedy: „Mój Boże, tylu ludzi zginęło” i że powie żonie: „Patrz, a tobie po raz kolejny się udało, przecież mogłaś i ty zginąć”. Potem przez osiem dni nosił w sobie nadzieję: może jednak jego Ania żyje, bo tyle czasu  nie mogli jej odnaleźć.

Czysty głos

Przyznam, że dopiero czytając wspomnienia o Jantar dowiedziałam się, że tak naprawdę nazywała się inaczej - Szmeterling. Jej rodzicami byli Halina i Józef. Jej mama w „Bursztynowej dziewczynie” wspomniała, że talent Anny odkryto wcześnie, kiedy miała cztery lata w 1954 roku i uczęszczała do przedszkola muzycznego przy Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Poznaniu. Rozpoczęła naukę gry na fortepianie u prof. Wandy Waschko i już wtedy wyróżniała się wśród śpiewających dzieci.

Później sama zainteresowała się teatrem i piosenką. W 1969 roku zdawała na studia do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie i zajęła piątą lokatę. W komisji byli m.in. Hanka Bielicka, Kazimierz Rudzki i Aleksander Bardini. Po kilku dniach okazało się, że Anna spadła na 13 miejsce, bo pierwszeństwo miały dzieci robotników i wiejskie. Takimi prawami rządzono się w komunistycznej Polsce. Ostatecznie podano, że nie zostaje przyjęta z powodu braku miejsc. 

„Już wtedy znała Jarka i jeździła w trasy. Była samodzielna. Potrafiła śpiewać, choć jej powtarzałam: Śpiewać to zawsze możesz u cioci na imieninach, ale powinnaś mieć jakiś konkretny zawód” - opowiadała pani Halina. Na szczęście młoda Anna śpiewa nadal i jej pierwszy przebój „Co ja w tobie widziałam”, wylansowany z zespołem Waganty kierowanym przez Kukulskiego, wygrał listę przebojów Studia Rytm i został piosenką 1970 roku. Jej kariera rozpędzała się coraz bardziej. To jak śpiewała oddaje wypowiedź angielskiego kompozytora Lesa Reeda. Ten twórca przebojów Toma Jonesa i Engelberta Humperdincka, po jej występie na festiwalu w Irlandii w 1974 roku napisał, że dotąd znał tylko dwie piosenkarki obdarzone tak czystym głosem i silną ekspresją: Vicky Leandros i Nanę Mouskouri. A teraz poznał trzecią - Annę Jantar.

Najważniejsza decyzja

W sierpniu 1970 roku w USC w Poznaniu Anna Szmeterling i Jarosław Kukulski zawarli cywilny związek małżeński, a w kwietniu następnego roku bliscy byli świadkami ich ślubu w poznańskim kościele św. Anny. „Kupiliśmy kawalerkę z aneksem kuchennym przy Słowackiego (w Warszawie). Gdy urodziła się Natalia, mieliśmy już nowe mieszkanie przy Reymonta. Przeprowadziła się do nas mama Ani, by nam pomagać. Miała być u nas tylko przez jakiś czas, ale została na zawsze, gdy Ani zabrakło” - podkreślił pan Jarosław w „Bursztynowej dziewczynie”. 

W innym miejscu tej samej książki wspominał, co działo się w 1975 roku, kiedy w jednej z trójmiejskich klinik ratowali życie ich nienarodzonego dziecka. Dlaczego? Anna Jantar bardzo źle znosiła ciążę, małżonkowie mieli konflikt krwi. Dwa razy omal nie poroniła. Karetką została dowieziona na estradę sopockiego festiwalu. a po występie z powrotem do kliniki. Na dodatek lekarze twierdzili, że Natalia nie powinna się urodzić, bo jej mama może umrzeć. „Ta wiadomość wstrząsnęła naszym życiem. Całą noc klęczałem przy Ani, modląc się, żeby nasze dziecko mogło się urodzić, żebym nie musiał dokonywać tak trudnego wyboru między żoną a córką. Ania miała zatrucie ciążowe. Gdy rano się obudziła, po raz pierwszy od trzech miesięcy poczuła, że jest głodna. Odtąd ciąża przebiegała już normalnie” - wypomniał pan Kukulski. 

Zupełnie jak Anna

Natomiast w pamięci Natalii Kukulskiej, córki Anny i także piosenkarki, pozostał obraz mamy widziany jak przez mgłę. Zapamiętała jej pierścionki, długie, czerwone paznokcie. „Bałam się też trochę czarnego koloru - jej ciemnych włosów i ubrań (lubiła się ubierać na czarno, jak ja teraz). Pamiętam także program dla dzieci, gdzie występowała: byłam przebrana za krasnoludka i potem odrywali mi brodę. Albo kiedyś w telewizji - mama śpiewała, a ja siedziałam przy niej i piłam sok. Bardziej jednak znam ją z opowiadań taty, babci, rodziny, znajomych i ze zdjęć niż z własnych wspomnień. Zapewne to obraz nieco wyidealizowany - zawsze o zmarłych mówi się dobrze, a przecież była tylko człowiekiem i na pewno miała też swoje złe dni. Mam wrażenie, jak gdybym znała ją bardzo dobrze. Ponoć jesteśmy do siebie podobne - ten sam głos, gesty, zachowania, uśmiech. Nie zauważam aż takich podobieństw, ale coś w tym musi być, skoro czasami nawet obce osoby mówią: Boże, zupełnie jak Anna Jantar! Z pewnością mamy zbliżone charaktery, też jestem towarzyska, spontaniczna, wrażliwa i lubię ludzi” (fragment wypowiedzi z 1993 roku). Resztę można przeczytać w książce „Bursztynowa dziewczyna”. 

Tekst Renata Jurowicz
Zdjęcie Anny Jantar - Marek Karewicz

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!