TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 17 Sierpnia 2025, 09:31
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Błogosławiona niedziela

Błogosławiona niedziela

„Dyplomacja w Dachau” to książka równie obca współczesnemu czytelnikowi, co jej autor Mieczysław Grabiński, który jako kaliski gimnazjalista został osadzony w tynieckim więzieniu za niepodległościowe i antycarskie porywy. W swej wstrząsającej relacji z obozu opisuje także położenie więzionego tam duchowieństwa i dzień wielkiego cudu św. Józefa Kaliskiego.

Mieczysław Grabiński przyszedł na świat w Wieluniu, w maju 1893 roku. W wolnej Polsce trafił do służby konsularnej. Od marca do września 1939 roku pełnił funkcję konsula generalnego w Monachium, a w listopadzie tego samego roku objął równorzędne stanowisko w Zagrzebiu. W kwietniu 1941 roku, kiedy Zagrzeb zajęły wojska hitlerowskie, Grabiński został aresztowany i zesłany do obozu koncentracyjnego w Dachau. Przebywał tam aż do dnia wyzwolenia, czyli 29 kwietnia 1945 roku. Mimo zrujnowanego zdrowia, już w 1946 roku, nakładem Wydawnictwa „Słowo Polskie” w Monachium, opublikował wstrząsającą relację z pobytu w obozie zatytułowaną „Dyplomacja w Dachau”, w której przedstawił również sytuację osadzonych tam polskich księży. Publikacja ta została wznowiona w ostatnich latach w niewielkim nakładzie jako reprint. A ponieważ bardzo trudno ją zdobyć, pozwalam sobie w niniejszym tekście zacytować jej większe fragmenty.

Polscy księża w obozie
Uzupełnieniem całej polskiej grupy byli polscy księża. W grudniu 1940 roku było ich w obozie w Dachau już około 1000, przybyłych z różnych innych obozów, gdzie jak wszyscy Polacy, byli przeszkoleni przeważnie w kamieniołomach. Dwustu księży przybyło później małymi grupkami z różnych części kraju, a w końcu października 1941 roku przybyła ostatnia imponująca grupa, w ilości przeszło 500. W ten sposób duchowieństwo polskie w Dachau doszło do liczby 1700 osób. Największa ilość Polaków, znajdujących się jednocześnie w obozie lub na komendach zamiejscowych, wynosiła około 14 tysięcy ludzi; ewidencja jednak Polaków, którzy przeszli przez ten obóz, dochodziła do 42 tysięcy. Zamordowani, zabici, umarli z przyczyn nienaturalnych, z powodu chorób, z głodu i wycieńczenia stanowili liczbę do 10 tysięcy. W liczbie tej poważny odsetek stanowili księża. Pod koniec 1942 roku zmarło 535 polskich księży, zginęło w tajemniczy sposób z transportu inwalidów 450, 10 wysłano do innych obozów, gdzie ślad po nich zaginął. Razem zmarło 1105 księży. W ciągu Tygodnia Wielkanocnego 1942 roku, kiedy zarządzono wobec nich ćwiczenia karne, polegające m.in. na maszerowaniu od świtu do nocy, zmarło ich 200.

Szczególne upodobanie w biciu biskupa Kozala
Księża polscy reprezentowali całe duchowieństwo, we wszystkich swych szczeblach hierarchicznych. Był więc i biskup Kozal z Włocławka, prałat Bros, prezes Akcji Katolickiej z Poznania, ks. kanonik Korszyński, rektor seminarium duchownego we Włocławku, ks. kanonik Jedwabski z Poznania, ks. Cegiełka, rektor misji katolickiej w Paryżu, wielu proboszczów, wikariuszy, kleryków i braciszków wszystkich zakonów z całej Polski. Blok księży uważany był za zwykły blok roboczy i wszyscy musieli przymusowo pracować w różnych komendach w zależności od przydziału, a więc przy taczkach, wozach i z łopatami, na plantacjach i po fabryczkach, w pończoszarni i innych wewnętrznych komendach obozowych. Przechodzili te same co wszyscy prześladowania, szykany, a częściowo większe jeszcze od normalnych. Największym ich prześladowcą poza władzami SS-mann’skimi był ich blokowy Hugo Zier. Pochodził on ze Stuttgartu, był pomocnikiem murarskim, siedział już wiele lat za współdziałanie komunistyczne, potem jednak stał się narodowym socjalistą, lecz mimo to z obozu go nie wypuszczano. Miał ukryte sadystyczne skłonności, więc też poniewierał, szykanował, kopał, bił aż do krwi, potem się uspokajał. Szczególne upodobanie znajdował w biciu biskupa Kozala, który wskutek tego zmarł na rewirze w dn. 2 stycznia 1943 roku. W uznaniu zasług Zier został przeniesiony do obozu w Augsburgu, gdzie został starszym obozu.

Brutalni współrodacy
Stosunek niektórych współrodaków do księży był nad wyraz brutalny. Wyciągnęli przeciwko nim wszystkie nieistotne zarzuty, a więc ich stosunek do parafian, wysokie taksy kościelne, prywatne życie itp. Mówili im ostentacyjnie per ty. A młodzi, inteligentni i sympatyczni księża omawiali i planowali różne zmiany na przyszłość. Wielce surową krytykę słyszało się też pod adresem Watykanu i papieża w związku z jego polityką i stanowiskiem w aktualnej wojnie. Duchowieństwo polskie przeszło również przez cierpienia i męczeństwo. Listę Volksdeutschów podpisało z nich zaledwie kilku. Wielu z nich potraciło rodziny i własny dorobek materialny. Zabrano im nawet odzież i futra, które musieli dobrowolnie ofiarować w obozie dla żołnierzy niemieckich, walczących na dalekich krańcach mroźnej Rosji. Stosunki między nimi były normalne i relatywnie poprawne.

Paczki od parafian
Paczki nadsyłane dla księży były imponujące tak co do treści, jak i wielkości. Przychodziły w nich całe szynki, połacie słoniny, boczki, bogate ciężkie ciasta, makowce i serowce, ogólnej wagi 10 do 20 kilo. Niektórzy otrzymywali paczki codziennie, inni po 2-3 dziennie, reszta z reguły co najmniej po jednej tygodniowo. Wszyscy otrzymywali nie tylko od swych rodzin, ale przede wszystkim od parafian, stowarzyszeń kościelnych itp. Było widać w tym zbiorową rękę i społeczną akcję, gdyż niepodobna było uzyskiwać takie ilości produktów tylko na kartki żywnościowe. Po paru miesiącach księża odżyli fizycznie i powrócili do normalnej tuszy i postawy. Księża w tym okresie chętnie też pomagali innym, nieotrzymującym paczek.

Przekazanie więźniów nie wchodzi w rachubę
I przyszła owa błogosławiona niedziela 29 kwietnia 1945 roku. Nagle o godzinie 5.30 popołudniu w obozie rozgorzała strzelanina karabinowa. – W pewnym momencie przez bramę obozową wpadło na plac apelowy kilku żołnierzy amerykańskich. Tłumy więźniów, ukrywających się koło bloków, runęły na nich z ogłuszającym krzykiem radości i podniecenia. Wzięli ich na ramiona i wśród wiwatów i okrzyków nosili po placu. Pierwszym z nich był żołnierz amerykański, Polak, ze sztandarem biało-czerwonym w ręku. Sztandar ten w paru sekundach zatknięto jako pierwszy na wieży Jourhausu. Z niebezpieczeństwa grożącego więźniom niewielu sobie zdawało sprawę. Ten i ów miał wprawdzie złe przeczucia, ale ogół o tym nie myślał. Rzeczywistość jednak była groźną. Na plantacjach, w pokoju SS-Obergruppenführera Pohla znaleziono w koszu na papiery szczątki sprawozdania, złożonego mu przez SS-Hauptsturmführera Schwartza z dnia 24 kwietnia 1945 roku. Był to wyciąg z rozkazu Himmlera do komendantów obozu w Dachau i Flossenbürgu w odpowiedzi na propozycję komendanta obozu, przekazania obozu w Dachau aliantom.

Rozkaz ten brzmiał jak następuje:
Przekazanie więźniów nie wchodzi w rachubę. Obóz ma być niezwłocznie ewakuowany. Ani jeden więzień nie może żywy znaleźć się w rękach wroga. Więźniowie traktowali z okrucieństwem ludność cywilną w Buchenwaldzie. Podpisano H. Himmler. A więc żaden więzień nie mógł wpaść żywym w ręce wroga! Zamiar ten potwierdził również złapany w dniu 3 maja 1945 roku b. Raportführer Betker, znany morderca i prześladowca więźniów w obozie w Dachau. Zeznał mianowicie, że zgodnie z ostatnimi rozkazami, miał się odbyć w niedzielę o godzinie 9 wieczór generalny apel na placu. W tym czasie miały być podpalone wszystkie baraki, karabiny zaś maszynowe miały wysiec z wież wszystkich stojących na placu. Nie ulega wątpliwości, że gdyby zdążono, siepacze SS na czele z Betkerem i Ruppertem byliby dokonali tego straszliwego dzieła.

***

Kończę pisać i tak się zastanawiam, czy konsul Grabiński dowiedział się kiedykolwiek o gorliwych modlitwach opisywanych przez siebie polskich księży do św. Józefa Kaliskiego w intencji cudu wyzwolenia? Bo prawdopodobieństwo, że sam będąc kaliskim gimnazjalistą klękał przed jego cudownym obrazem jest całkiem spore. ■

Aleksandra Polewska – Wianecka

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!