TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 21 Lipca 2025, 19:47
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Pogadajmy!

Pogadajmy!

Prędzej czy później nadejdzie ten moment, kiedy o wierze trzeba z dzieckiem pogadać, a zwłaszcza go posłuchać.

No dobrze, moi drodzy. Niczym pies wokół jeża chodzimy sobie wokół tego naszego dziecka, które ma pójść do bierzmowania, ewentualnie wcale nie chce chodzić nigdzie tam, gdzie się ma coś wspólnego z wiarą i religią. Okazujemy mu naszą miłość, modlimy się za nie, a nawet pościmy czy dokonujemy innych wyrzeczeń, siejemy różne dobre ziarna, podsuwamy mu jakieś lektury czy filmy, sami dokształcamy się w tematyce religijnej, aby bardziej poczuć się na swoim terenie, nie zaniedbujemy też terenu naszych dzieci, czyli ich zainteresowań i pasji, aby i tam nie być jakimiś totalnymi „Marsjanami”. Ale trzeba być realistą i zdawać sobie sprawę, że wszystkie te działania same w sobie raczej nie wywołają wielkich zmian w życiu naszych dzieci. Jednak, jak pisze Vogt „dzięki nim siane są początkowe ziarna wiary, zaufania i miłości, których potrzebuje twoje dziecko, aby otworzyć się na poważniejsze kroki tego planu działania”. A co jest tym kolejnym krokiem, który musimy podjąć? Rozmowa. Rozmowa, która pomoże nam zrozumieć, co naszemu dziecku przeszkadza w nawiązaniu autentycznej relacji z Jezusem w Jego Kościele.

Wiemy, że bardzo niewielu rodziców rozmawia ze swoimi dziećmi o sprawach wiary. Mówią o tym zarówno różne badania naukowe, jak i zwyczajne doświadczenie: w większość przypadków rozmowy „na temat” wiary są jedynie wezwaniami typu: „Ubieraj się, idziemy do kościoła” albo co gorzej: „Ubieraj się i IDŹ do kościoła”. Bądźmy uczciwi, czasami zdarzają się też pytania. Na przykład: „Byłeś w kościele?” Wiara naszych dzieci dzięki takim „rozmowom” raczej się nie umocni, chyba nikogo nie muszę o tym przekonywać. Ale będę próbował was przekonać, że prawdziwe rozmowy z dziećmi na temat Boga i wiary są możliwe, tylko trzeba się do tego umiejętnie zabrać. I bynajmniej nie chodzi o nauczenie was jakichś technik manipulacji, ale po prostu o właściwe zachowanie wobec dzieci oparte nie na konfrontacji i przymusie ale na łagodności i przyjaznej ciekawości.

Pierwsza rada dotyczy samego początku rozmowy, chodzi mianowicie o to, by w ogóle stworzyć warunki do takiej konwersacji, która będzie raczej pogawędką. Pamiętam kiedyś opowiadało się taki dowcip o tym, jak rodzice stwierdzili, że już najwyższy czas, żeby z synem podjąć rozmowę na temat seksualności. Ponieważ chodziło właśnie o syna, a nie o córkę, matka z wielką ulgą zrzuciła ten obowiązek na męża. I biedny ojciec zabiera nastolatka do pokoju, gdzie siadają na krzesłach naprzeciw siebie i ojciec odchrząkuje, robi poważną minę i mówi patrząc synowi prosto w oczy:
- Synu, musimy porozmawiać, o... no wiesz... o seksie!
- No dobrze tato, spoko! Co chcesz wiedzieć? - odpowiada syn.
Wspaniale byłoby, gdyby tak wyglądała rozmowa o wierze, zamiast seksu, no i że syn by już wszystko wiedział i ojca chciał pouczyć, ale problem w tym, że takie zagajenie sprawy prosto z mostu, raczej nie wypali. Jeśli dziecko ma jakiś problem z wiarą, z chodzeniem do kościoła, to taką rozmowę trzeba przeprowadzić inaczej. Lepiej zacząć od czegoś innego, od codziennych spraw, a może od pasji naszego dziecka, o których – jak pamiętacie – powinniśmy już mieć nieco większe niż tak zwane „zielone pojęcie”. Nie zaczynamy od spraw religijnych czy moralnych i nawet nie wiemy, czy w danej rozmowie da się w ogóle do tych tematów dotrzeć, bo taka przyjazna pogawędka pozwoli nam też zrozumieć, w jakim nastroju jest dziecko i czy akurat nie boryka się właśnie z jakimiś innymi problemami, na których warto się skoncentrować i raczej nie wyjeżdżać mu z tekstem: „widzisz dziecko, jakbyś chodził do kościoła, to Pan Jezus na pewno by ci pomógł”. Nie zasłaniaj się Panem Jezusem (zwłaszcza jeśli dziecko nie przepada za kościołem) tylko sam pomóż mu w rozwiązaniu problemu i nigdy tych problemów nie lekceważ. W ten sposób pokażesz, że traktujesz go poważnie i że ci na nim zależy. Chcesz żeby był szczęśliwy (dziecko musi wiedzieć, że ty chcesz żeby było szczęśliwe, a nie, że ty chcesz, żeby było wierzące) i być może stworzysz taką sytuację, że potem nie będziesz musiał szukać „pretekstu” do pogawędki, ale będzie go szukać dziecko, bo wie, że je traktujesz poważnie. I nawet jeśli pierwsza czy druga próba rozmowy wcale nie dojdzie do tematu wiary, nic nie szkodzi. Prędzej czy później zrozumiesz, że jest dogodna chwila, jest zaufanie i wtedy będzie można pójść głębiej. Albo odwołując się do własnych doświadczeń wiary, albo do doświadczeń dziecka, zachowując dużą delikatność. „Czy możemy porozmawiać o Panu Bogu?” Albo: „Widzę, że nie bardzo cię interesuje cię modlitwa, bardzo bym chciał zrozumieć, dlaczego?” „Widziałem, że zupełnie ‘odpadłeś’ na kazaniu, powiem ci szczerze, że ja też. W pewnym momencie nie miałem pojęcia, o czym ksiądz mówi. A ciebie co ‘odłączyło’?” Pytania mogą być bardzo różne w zależności od miejsca, w którym się znajduje nasze dziecko religijnie i duchowo, ale ważne, żeby nie było wartościujące, a już na pewno nie potępiające. Powinna być i w treści i w tonie obietnica zrozumienia. Trzeba też zrozumieć, jeśli dziecko w danym momencie odpowie, że nie chce o tym rozmawiać. Trzeba też umieć zachować milczenie, ciszę, która może po takim pytaniu zapaść. Nie trzeba jej przerywać, a nawet trzeba się jej spodziewać, bo ona oznacza, że dziecko myśli, zastanawia się, czy w ogóle ci odpowiedzieć i co. A to już bardzo dużo, nawet jeśli ostatecznie odpowie, że nie chce o tym rozmawiać, przynajmniej na razie. Przyjmij taką odpowiedź z uśmiechem, który mówi: „OK, poczekam” i nie okazuj rozczarowania. Daj mu czas. Kiedyś zacznie mówić.

A jak już zacznie, to – uwaga, to dzisiaj druga i ostatnia rada – słuchaj tak długo jak tylko się da. Może nawet nie „wbijaj się” w pierwszą możliwą pauzę, czy chwilę ciszy. Słuchaj. Zamień się w słuch i wcale się nie spiesz z zamienianiem się znowu w głos. Vogt przytacza słowa pewnego teologa Francisa Schaeffera, który na pytanie, co by zrobił, gdyby miał spędzić godzinę z niechrześcijaninem odpowiedział, że słuchałby go przez 55 minut. Podczas ostatnich pięciu minut miałby coś do powiedzenia. Czy zdarzyło ci się kiedyś słuchać twojego dziecka dłużej niż pięć minut? Wyjąwszy sytuacje kiedy pomagasz mu przy odrabianiu lekcji oczywiście... Niestety prawda jest taka, że dzieci są tymi osobami w naszym otoczeniu, których słuchamy najmniej. To trzeba zmienić. Słuchać, słuchać i jeszcze raz słuchać. To nam da trzy korzyści. Po pierwsze okażesz się kimś przyjaznym. Po drugie, jak pisze Vogt „poznasz prawdziwe uczucia i wątpliwości swojego dziecka, które mogą być zupełnie inne, niż sądziłeś”. I po trzecie, dasz swojemu dziecku okazję do wyrażenia i wyjaśnienia ewentualnych powodów jego problemów z wiarą, z modlitwą, z chodzeniem do kościoła. „Być może po raz pierwszy poważnie się nad nimi zastanowi i samo będzie zaskoczone tym, co powie”. A to będzie wielki krok do przodu. ■

Tekst ks. Paweł

Poprzednie artykuły o bierzmowaniu

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!