TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 17 Sierpnia 2025, 09:32
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Belka na morzu nicości (1)

Opowieści Ratzingera 

Belka na morzu nicości (1)

Kolejna opowieść jaką porusza ks. Joseph Ratzinger we „Wprowadzeniu do chrześcijaństwa” mówi o belce na morzu nicości. Odwołując się do przygód misjonarza z powieści Paula Claudela „Atłasowy pantofelek” autor „Wprowadzenia” twierdzi stanowczo, że jego cierpienia odzwierciedlają aktualne położenie chrześcijan.

Misjonarz samotnie dryfuje po wzburzonym morzu przywiązany do belki z rozbitego statku. Modląc się porównuje belkę, która go unosi do krzyża. ,,Przywiązany do krzyża – medytuje tym razem Ratzinger, – ale krzyż nieprzywiązany do niczego błąka się po odmętach morza. Trudno dokładniej i dobitniej opisać sytuację, w jakiej znajduje się dziś wierzący. Wydaje się, jakby utrzymywała go tylko belka chwiejąca się na morzu nicości. Można by niejako obliczyć chwilę, w której musi zatonąć. Tylko chwiejąca się belka łączy go z Bogiem, ale łączy go nierozerwalnie, i ostatecznie on wie, że to drewno jest silniejsze od kłębiącej się pod nim nicości, która mimo to jest zawsze groźną, istotną mocą jego teraźniejszości”.

Belka na morzu nicości

W tej wizji już nawet nie ma mowy o próbie porozumienia się wierzących z niewierzącymi. Wierzący muszą walczyć o przetrwanie, przy czym nie wiadomo, dlaczego mieliby właściwie opierać się czyhającej na nich zagładzie, skoro wiara postrzegana tu raczej po luterańsku jako sam akt zaufania, jest w gruncie rzeczy czymś strasznym. Wprawdzie łączy jakoś z Bogiem, ale Bóg wydaje się dziwnie bezsilny w targanym żywiołami morskim świecie i wiara jest w stanie zaledwie unosić jej wyznawcę na kłębiącej się zewsząd nicości. Swoją drogą zaproponowana tutaj interpretacja krzyża jako drewnianej łupiny kołyszącej się w bezmiarze oceanu, jest również przedziwna. Dawni pisarze kościelni mówili inaczej. Utrzymywali: Stat crux, dum volvitur orbis. Podczas, gdy świat się obraca, zmienia się, krzyż stoi, trwa, jest jedynym punktem oparcia, zapewnia stabilność. Jest jedyną nadzieją, spes unica. Tu krzyż błąka się na odmętach morza. Wystarczy porównać ową ponurą wizję Claudela/Ratzingera ze słowami na temat krzyża z hymnu Jutrzni Wielkiego Tygodnia: ,,Schyl gałęzie drzewo wzniosłe (…) Tylko tyś jest godne przyjąć/ Na ramiona okup ziemi/ I ukazać port bezpieczny/ Dla tonących w wirach świata”. Są to obrazy wywodzące się z dwóch odrębnych światów. Z jednej strony krzyż miotany przez wody nicości, z drugiej krzyż, który z owych wód wybawia.

Można zadać pytanie, czyje egzystencjalne doświadczenie odmalowuje w tak przerażający sposób Joseph Ratzinger? Czy tak istotnie myśleli o sobie i tak odczuwali swą sytuację normalni chrześcijanie, członkowie Kościoła katolickiego, dajmy na to w Niemczech,w drugiej połowie lat 60.? A może są to tylko projekcje samego autora rodem z sennego koszmaru?

Siła dialektyki

W dalszym ciągu swych rozważań Ratzinger rozwija, a raczej w różnych wariantach powtarza swą myśl, że w naszym świecie niewiara musi pozostać naturalnym towarzyszem wiary w obrębie świadomości jednego człowieka, podobnie zresztą jak wiara współistnieje z deklarowaną niewiarą. Nie ma sytuacji klarownych i jednoznacznych. Tam, gdzie jest wiara, tam jest też niewiara lub sceptycyzm i vice versa.

Oto próba ratzingerowskiej analizy: ,,jeżeli człowiek wierzący może wyznawać swoją wiarę tylko na oceanie nicości, wśród ciągłych niebezpieczeństw i powątpiewań, a ten ocean niepewności jest jedynym miejscem jego wiary – to przecież i niewierzącego nie można niedialektycznie uważać jedynie za człowieka niemającego wiary”. Zatem wierzący wierzy tylko z najwyższym trudem, niewierzący zaś być może naprawdę wierzy. Karl Rahner nazwałby go anonimowym chrześcijaninem. Kluczem do wypowiedzi Ratzingera jest jedno użyte przez niego słówko: ,,niedialektycznie”. Otóż właśnie. Jego myślenie zdradza wyraźnie cechy dialektyki. Jest to postheglowska dialektyka tego, kto przeczytał dużo dzieł niemieckich filozofów XIX i XX wieku. W tej dialektyce ,,tak” i ,,nie” wzajemnie się w sobie zawierają, wzajemnie warunkują i przenikają: ,,Jednym słowem, nie ma ucieczki przed dylematem ludzkiego istnienia” - konstatuje z akcentem mądrej rezygnacji autor „Wprowadzenia”. Można tylko zapytać się, jak to się ma do ewangelicznego ,,Niech mowa wasza będzie: Tak – tak, nie – nie” (Mt 5, 37) albo do apostolskiego zapewnienia: ,,Chrystus Jezus (…) nie był «tak» i  «nie», lecz dokonało się w Nim  « tak»” (2 Kor, 1, 19).

Jeśli źródło dramatyzmu wypowiedzi Ratzingera jest jednak filozoficzne i czystospekulatywne, to można domniemywać, że w rzeczywistości zewnętrznej, w historycznych realiach epoki jest zakorzenione w o wiele mniejszym stopniu. Ratzinger mówi więcej o rozterkach osób  wykształconych na dziełach niemieckiej humanistyki niż o wątpliwościach prostych chrześcijan. Można wręcz uznać, że słysząc w kościołach podobne dywagacje pozbywali się motywacji, by dłużej w nich pozostać. Skoro wierzyć to znaczy unosić się na belce w przestrzeniach nicości, to czy w ogóle warto tak się męczyć? Może lepiej spędzić czas przyjemnie w ogródku przy piwie. ■

Tekst ks. Piotr Jaroszkiewicz

 

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!