Belka na morzu nicości (2)
Historie, które Joseph Ratzinger przytoczył we „Wprowadzeniu w chrześcijaństwo” i jego komentarze, pozwalają na śledzenie ewolucji jaką przechodził od błyskotliwego nowatora do dojrzałego mędrca.
Na pocieszenie Joseph Ratzinger przytacza fragment „Opowieści chasydów” Martina Bubera, o tym jak to wiara posiada jednak pewną siłę nadwątlania niewiary (analogicznie jak niewiara, która paraliżuje przeważnie wiarę): ,,Pewien oświecony człowiek wielkiej nauki, usłyszawszy o rabbim berdyczowskim, postanowił go odwiedzić, aby – jak to miał w zwyczaju – odbyć z nim dysputę i unicestwić wsteczne argumenty, którymi cadyk dowodził słuszności swojej wiary”. Cały zamiar uczonego legł jednak w gruzach.
Może to jednak prawda?
Cadyk wcale nie musiał argumentować w sporze ze swoim gościem, nie podjął nawet debaty. Wystarczyło, że na niego spojrzał: ,,Wreszcie przystanął, obrzucił go przelotnym spojrzeniem i rzekł: «A może to jednak prawda». Uczony z trudem się opanował – kolana mu drżały, tak straszliwy bowiem był wygląd cadyka i tak straszliwie brzmiało jego proste powiedzenie. Ale rabbi Lewi Icchak zwrócił się ku niemu i z wolna zaczął mówić: «Mój synu, uczeni w Piśmie, z którymi wiodłeś spór, na próżno z tobą rozmawiali; odchodząc śmiałeś się z ich słów. Nie mogli wyłożyć ci na stół Boga i Jego Królestwa i ja też nie mogę tego uczynić. Ale pomyśl, mój synu: może to jednak prawda». Oświecony zebrał całą swoją moc, aby odpowiedzieć: ale owo straszliwe «może», które nieustannie brzmiało mu w uszach, złamało jego opór”. W tej historii, pomijając kwestię grozy spojrzenia cadyka, jedna rzecz pozostaje niewątpliwie istotna. Wiara jest sprawą poważną, śmiertelnie poważną, sprawą życia i śmierci. Zależą od niej nie tyle egzystencjalne i psychologiczne doznania rozbitka na morzu, ale cała wieczność człowieka.
Przywołane za Josephem Ratzingerem opowiadania i jego własne do nich komentarze, które zamieszczone zostały w początkowych partiach „Wprowadzenia w chrześcijaństwo” znamionują, na szczęście, dość wczesny etap jego twórczości, kiedy nasz autor poruszony był zmianą mentalności chrześcijan i gotów do przeobrażania za pomocą nowatorskiej teologii oblicza Kościoła. Rok 1968 wpłynął jednak na powściągnięcie reformatorskich dążeń. Ratzinger przekonał się sam i tego zaczął konsekwentnie nauczać innych, że chorobą współczesności jest odebranie pierwszeństwa Bogu i właśnie zakwestionowanie mocy obowiązującej chrześcijańskiego przesłania. Od dialektyki droga w prosty sposób prowadzi do dyktatury relatywizmu, z którą Ratzinger od końca lat 60. przez całe życie następnie walczył. Dlatego opowieści, którymi się w tym dziele posługiwał oraz ich interpretacje stały się odtąd inne. W zbiorze „Wiara - prawda - tolerancja” wydanym u nas w 2005 roku, na początku pontyfikatu Benedykta XVI, znajdujemy piękne opowiadanie na temat objawienia danego św. Benedyktowi z Nursji, zaczerpnięte z „Dialogów” św. Grzegorza Wielkiego.
Światło św. Benedykta
Oto św. Benedykt u schyłku życia udał się wieczorną porą na górne piętro wieży, w której mieszkał, aby modlić się i czuwać. Kard. Ratzinger relacjonuje jego doświadczenie, cytując św. Grzegorza według niemieckiego wydania „Dialogów”: ,,Gdy [Benedykt] patrzył w środek ciemnej nocy, zobaczył nagle światło, które spłynęło z góry i przepędziło nocne ciemności. (…) Coś zupełnie cudownego wydarzyło się w tym momencie, jak sam później opowiadał. Przed oczami stanął mu cały świat, niczym zebrany w jeden promień słońca”. Słuchacz i rozmówca św. Grzegorza, Piotr, zdumiony tym, co słyszy z ust swego duchowego mistrza zadaje mu pytanie, również przytoczone przez kardynała: ,,To, o czym powiedziałeś, że jakoby Benedykt miał zobaczyć przed oczyma cały świat zamknięty w jednym promieniu słońca, jest mi nieznane, bo nigdy czegoś takiego nie przeżyłem i nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. Jak człowiek mógł zobaczyć świat jako całość?”.
Z odpowiedzi Grzegorza kardynał wydobywa i podkreśla jedno zdanie: ,,Gdy zobaczył przed sobą cały świat jako jedność, to nie niebo i ziemia zawęziły się, ale poszerzyła się dusza patrzącego” (por. teksty z polskim wydaniem „Dialogów” z 2007 r.). Dalej czytamy doprawdy wspaniałą wykładnię mistycznego epizodu w życiu św. Benedykta autorstwa Josepha Ratzingera, o którym gdy jego książka ukazała się w Polsce wiadomo było, że na cześć wielkiego zakonodawcy przyjął papieskie imię Benedykta XVI: ,,Benedykt stoi. Stanie jest w tradycji monastycznej symbolem człowieka, który wyprostował się, przestał być skulony i wykrzywiony, nie jest już zamknięty w sobie i nie tylko może patrzeć na ziemię, ale odzyskał postawę wyprostowaną, a zatem swobodne spojrzenie w górę. W ten sposób stał się widzącym. Nie ziemia stała się wąska, ale jego dusza szeroka, ponieważ nie absorbują go drobnostki, drzewa, które nie pozwalają poznać lasu, ale ma spojrzenie na całość. Co więcej: może zobaczyć całość, ponieważ patrzy z góry, a ten punkt widzenia może znaleźć, ponieważ wewnętrznie się rozwinął. (…) Istotą sprawy jest właśnie to, że człowiek musi uczyć się wznosić, musi się rozwijać. Musi stać przy oknie. Musi wypatrywać. A wtedy może go dotknąć światło Boże, on zaś może je rozpoznać i zdobyć prawdziwe, wyższe spojrzenie. Nie można dać się pochłonąć patrzeniu na ziemię, ponieważ będziemy niezdolni do wznoszenia się, do zajęcia postawy wyprostowanej. Wielcy ludzie, którzy przez cierpliwe wznoszenie się i wycierpiane oczyszczenie swego życia stali się widzącymi, i dlatego od stuleci wskazują drogę, obchodzą nas również dzisiaj. Pokazują nam, jak nawet w nocy można odnaleźć światło, jak traktować zagrożenia wyłaniające się z otchłani ludzkiej egzystencji oraz jak iść w przyszłość z nadzieją”.
Jakże inne to słowa, jakże inna nauka niż ta, która prowokacyjnie interpretowała kiedyś przypowieść o błaźnie, czy jako model życia współczesnego chrześcijanina traktowała los rozbitka na morzu. Teraz ,,sposób myślenia starożytnych” nie cechuje już kogoś, kto ,,wyszedł z sarkofagu”. Przeciwnie, ,,wielcy ludzie”, którzy ,,od stuleci wskazują drogę, obchodzą nas również dzisiaj”. Jakże zmienił się Joseph Ratzinger, jakże dojrzał! Jakby sam, podobnie jak jego bohater, św. Benedykt z Nursji, ujrzał nieziemskie światło, a przynajmniej za nim tęsknił. To nie przypadek, że wątki i motywy tego rodzaju jak ów zaczerpnięty z Dialogów św. Grzegorza pojawiają się w twórczości Ratzingera wtedy, gdy zajmuje stanowisko prefekta rzymskiej Kongregacji i zbliża się do chwili przyjęcia godności papieskiej. Podanie o św. Benedykcie przytoczone w ten a nie inny sposób bardzo wiele mówi o autorze, który na wzór św. Grzegorza przypomina je ludziom swoich czasów.
Jeszcze więcej mówi o nim komentarz i interpretacja, która przekonuje, że człowiek musi się wspinać, wznosić, dźwigać w górę, aby przez dążenie ,,do tego, co w górze” i przecierpiane oczyszczenie życia dostąpić poznania, oświecenia, stać się prawdziwie widzącym i prawdziwie mądrym. Czyż nie jest to w pewnym sensie droga życia samego Josepha Ratzingera? Może istotnie poprzez taką interpretację ,,przemycał” on jakieś wieści o sobie i swoim duchowym dojrzewaniu? W każdym razie dla nas teksty Ratzingera takie, jak o św. Benedykcie sprawiają, że pozostaje on fascynującym autorem, którego dzieła przyciągają, przekazują mądrość, a zarazem stanowią niezwykłą, pochłaniającą czytelnika intelektualną oraz duchową przygodę. ■
Ks. Piotr Jaroszkiewicz
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!